"Proszę, nie patrz na tę Islandię". Kumpel Palmera zrobi furorę w polskiej lidze?

Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Glynn Watson (z piłką)
Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Glynn Watson (z piłką)

Na co dzień spokojny, pokorny, wierzący w Boga, na boisku to demon szybkości, który jest w stanie poświęcić się dla zespołu. Amerykanin, który grał ostatnio na Islandii, może być objawieniem polskiej ligi. Już pierwszy mecz to pokazał.

To był jeden z bardziej zaskakujących ruchów transferowych w letnim okienku. Mający medalowe aspiracje Trefl Sopot postawił na zawodnika, który w ostatnim sezonie występował w... lidze islandzkiej. Niektórzy kibice sopockiego zespołu łapali się za głowy, gdy usłyszeli, że 25-letni Glynn Watson podpisał kontrakt z Treflem.

"Z nim mamy walczyć o coś wielkiego?" - pytali z niedowierzaniem. Ale Żan Tabak doskonale wiedział, kogo bierze do swojej drużyny. Watson idealnie pasuje mu do profilu, których szuka na rynku: "ambitny, głodny sukcesów, waleczny". Gdy zadaliśmy mu pytanie, co nim kierowało, gdy decydował się na pozyskanie gracza po lidze islandzkiej, ten odpowiedział błyskawicznie, przy okazji wbijając małą szpileczkę.

- Wiem, że w Polsce patrzy się na zawodników w nieco inny sposób, niż się do tego przyzwyczaiłem. Ja patrzę na graczy, co mogą dać i jaką będą mieli rolę w drużynie. To są dwie bardzo istotne kwestie - zaczął swoją wypowiedź.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: poznajesz ją? Nie nudzi się na sportowej emeryturze

- Nie patrz proszę na tę Islandię. Spójrz na to, że Glynn Watson przez dwa lata funkcjonował na dobrym poziomie w lidze greckiej. Był tam zmiennikiem w drużynach, które prezentowały bardzo przyzwoity poziom. Grały o coś, co jest jednoczesne z tym, że Glynn musiał pokazywać dobrą koszykówkę, jeśli chciał się w nich utrzymać. To bardzo ambitny zawodnik - zaznaczył chorwacki szkoleniowiec.

Tabak nie tylko patrzył na występy Watsona w Grecji, ale także na renomowanej uczelni Nebraska. Tam Amerykanin rozegrał cztery sezony. W silnej konferencji Big Ten w każdych rozgrywkach był jednym z najważniejszych zawodników zespołu. W barwach Nebraski zdobył łącznie 1532 punkty, co jest 11. wynikiem w historii uniwersytetu.

Po ukończeniu uczelni zawodnik podpisał kontrakt z greckim Lavrio, gdzie pełnił rolę rezerwowego rozgrywającego. Już w swoim drugim spotkaniu w Europie rzucił 22 punkty Panathinaikosowi, a jego drużyna spisywała się dobrze przez cały sezon, jednak rozgrywki zostały przerwane przez pandemię. W kolejnym sezonie podpisał umowę dopiero w lutym - wybór ponownie padł na Grecję, tym razem został zawodnikiem Kolossos. Dla ekipy z Rodos zagrał jednak tylko w ośmiu spotkaniach, gdyż zachorował na Covid-19.

- Sezony w Grecji były nieco zwariowane. W Lavrio czułem się świetnie, graliśmy bardzo dobrą koszykówkę, ale nasze marzenia przerwał koronawirus. Sezon został przedwcześnie zakończony. Później podpisałem kontrakt w trakcie rozgrywek, ale zagrałem tylko w ośmiu meczach, bo... zachorowałem na koronawirusa - mówi nam 25-letni Glynn Watson.

"Glynn, gdzie Ty idziesz?

Po dwóch sezonach w Grecji, Watson obrał zaskakujący kierunek. Trafił... do ligi islandzkiej. Podpisał kontrakt z Thoru Thorlakshof. Nawet jego znajomi byli w szoku, gdy ten zdecydował się na wyjazd na Islandię.

- Wiele ludzi do mnie pisało wiadomości: "Glynn, gdzie Ty idziesz?". Dla mnie to też był trochę zaskakujący ruch, ale przyjąłem go z dużą pokorą. Tłumaczyłem sobie to tym, że droga koszykarza jest czasami wyboista i nieprzewidywalna, ale trzeba umieć dopasować się do każdej sytuacji. Nie ma sensu narzekać, bo to nic nie da - tłumaczy Watson.

Amerykanin był liderem swojej drużyny oraz jednym z najlepszych koszykarzy ligi islandzkiej. Rundę zasadniczą Thor zakończył na drugiej pozycji, ale w półfinale play-off lepszy okazał się Valur.

- To było cenne doświadczenie, w ogóle nie żałuję tego, iż wybrałem taki kierunek - podkreśla.

- Koszykówka na Islandii z każdym rokiem idzie do przodu, robi postępy. Oczywiście trudno ją w tym momencie porównać do innych lig europejskich, ale wydaje mi się, że za kilka lat poziom będzie jeszcze wyższy. Spójrz na to, że zawodnicy stamtąd trafiają późniejszych do lepszych lig, co też świadczy o tym, że można się tam wybić - komentuje.

Kumpel Palmera zrobi furorę w polskiej lidze?

Watson w trakcie rozmowy zdradził nam, że na uczelni występował w jednej drużynie z Jamesem Palmerem Jr, koszykarzem, który w zeszłym sezonie był jednym z liderów BM Stali Ostrów Wielkopolski. Amerykanin - po dobrych występach w Polsce - przeniósł się do Francji, teraz jest graczem JL Bourg. Okazuje się, że Palmer namawiał Watsona na podpisanie kontraktu w Energa Basket Lidze.

- W zeszłym sezonie w tej lidze grał James Palmer, mój bliski kolega na uniwersytecie Nebraska. Rozmawialiśmy dużo o PLK, on powiedział mi wiele dobrych rzeczy na temat tych rozgrywek. Stwierdził, że warto tu przyjść, by zrobić ten kolejny krok w karierze w kierunku jeszcze lepszych lig - ujawnia Watson.

Już na inaugurację Amerykanin, który na co dzień jest spokojny, pokorny i wierzący w Boga, pokazał na boisku, że jest demonem szybkości, który jest w stanie poświęcić się dla zespołu. W ataku dobrze kontroluje tempo, potrafi zdobywać punkty na różne sposoby i nie unika odpowiedzialności. W starciu z Twardymi Piernikami zdobył 18 punktów i miał 7 asyst. W II kolejce (rywalem MKS) dorzucił 16 pkt i 5 asyst.

Glynn Watson: Palmer to mój dobry kumpel
Glynn Watson: Palmer to mój dobry kumpel

Watson dużo mówi o relacji z trenerem Tabakiem, który na każdym treningu jest bardzo wymagający. Taki styl prowadzenia zespołu Amerykaninowi bardzo odpowiada.

- Jest to dla mnie całkowicie zrozumiałe, że trener Żan Tabak wymaga ode mnie dużo, cały czas mnie instruuje i daje wskazówki. Gram na pozycji, która jest bardzo odpowiedzialna. Od mojej gry i postawy na parkiecie wiele zależy. Jestem tego świadomy. Jestem przekonany, że wyciągnę naprawdę sporo od trenera Tabaka. Wierzę, że po tym sezonie będę jeszcze lepszym i mądrzejszym zawodnikiem - mówi.

Amerykanin wspomina nam także, jaką otrzymał pierwszą radę od Chorwata. To słowo "press", które jest obecne na każdym treningu. Tabak wymaga od swoich zawodników wielkiego poświęcenia i zaangażowania w obronie.

- Nigdy jeszcze w swojej karierze nie naciskałem rywali w taki sposób. W Grecji też mieliśmy wstawki agresywnej obrony na całym parkiecie, ale nie w taki sposób. Tutaj słowo "press" jest powtarzane na każdym kroku. Trzeba się do tego przyzwyczaić - podkreśla Glynn Watson, który do Sopotu trafił za relatywnie nieduże pieniądze. Jeśli utrzyma poziom, będzie mocnym kandydatem do najlepszego gracza pod względem ceny do jakości.

Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:
Kacper Gordon: Mam papiery na grę w PLK
Mateusz Ponitka: Bez czekania na NBA
Żan Tabak: Polska liga nie jest atrakcyjna
15-latek pisze historię. W tle... nauki matematyki

Komentarze (0)