Siłą napędową klubów Energa Basket Ligi z założenia mają być zawodnicy zagraniczni. Po to ściąga się ich do Polski i nierzadko płaci niemałe pieniądze, żeby byli liderami.
Ci, którzy przylecieli do Tauron GTK Gliwice, zaliczyli klasyczny falstart na wejście w sezon. W starciu derbowym z MKS-em Dąbrowa Górnicza (porażka 70:88) w czwórkę mieli 18 punktów i... 17 fauli!
- Mieliśmy dużo pretensji do naszych zawodników zagranicznych po tym meczu - mówi nam otwarcie trener klubu Maros Kovacik.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: hit sieci z udziałem Sereny Williams. Zobacz, co robi na emeryturze
Słowak dodał, że "trochę nie zrozumieli swoich ról w zespole", a duży wpływ na to miały mecze przedsezonowe. - Wygraliśmy ze Śląskiem, czyli mistrzem Polski. Powalczyliśmy z Nymburkiem, czyli mistrzem Czech - wylicza.
I właśnie to miało ich uśpić, dlatego trzeba było przeprowadzić poważniejsze rozmowy. - Zrobiliśmy to natychmiast, bo chyba nie docenili jakości polskiej ligi. Okres przygotowawczy był taki, że pomyśleli, że ta liga nie ma jakości. Ten pierwszy mecz pokazał im, tak nie jest - dodał.
Padłeś, powstań
O ile Jure Skifić polską ligę zna doskonale, o tyle trzech graczy amerykańskich nie miało jeszcze okazji grać w PLK.
Rozmowy jednak przyniosły efekty, bo GTK swoje dwa kolejne mecze wygrało, a obcokrajowcy mieli swój udział w tych sukcesach. Jako cała drużyna gliwiczanie pokazali też niesamowitą defensywę - w starciu ze Startem Lublin stracili tylko 49 punktów, a przeciwko Spójni Stargard 59.
- W obronie każdy musi walczyć i pracować na 100 procent. W ataku może nie wpadać, ale w obronie musi być ciężka praca - wyjaśnia Kovacik.
Ten w pewnym momencie zaczął marzyć o wzmocnieniach. Zwłaszcza, że klubie pojawił się nowy sponsor. Po meczu ze Startem mówił nam tak. - Szansa na wzmocnienie jest. Była rozmowa z prezesem klubu i zobaczymy na jakiej pozycji będzie nam potrzebne - powiedział.
Niespodzianki nie było. Po tygodniu w Gliwicach pojawił się nowy zawodnik, był nim doświadczony Earl Rowland. Powód był prosty - na pozycji rozgrywającego zawodzi Troy Franklin.
Nowa jakość na "jedynce"
Franklin jedyne co gwarantuje, to chaos i niepewność. We wszystkich meczach miał duże problemy z kreowaniem pozycji, kontrolą gry drużyny i... skutecznością. To ostatnie udało się nieco poprawić w Stargardzie, gdzie dobył 17 "oczek". Efekt Rowlanda?
Nadal jednak na boisku wyglądał słabo, a jego błędy w końcówce mogły mieć dużą wagę dla GTK.
Rowland ma 39 lat, zdał pozytywnie okres próbny w Gliwicach i w środę zadebiutuje w meczu przeciwko Treflowi Sopot. Miał zagrać już przeciwko Spójni, ale przyplątał się drobny uraz. Teraz wszystko jest już ok.
Skąd pomysł na niego? To niesamowicie doświadczony zawodnik z bogatym CV. Sztab GTK dokładnie go sprawdził, zaciągnął języka w Izraelu, gdzie ostatnio trenował. Fizycznie wygląda bardzo dobrze. W grze z kolei z pewnością gwarantuje spokój i kontrolę nad wydarzeniami na parkiecie.
- Po zakończeniu okresu przygotowawczego z Maccabi Haifa czułem się bardzo dobrze i już wiedziałem, że chcę grać dalej - przyznał Rowland (za gtk.gliwice.pl).
- Szukałem okazji do gry w drużynie, w której będę miał wpływ na zespół. Przed przyjazdem do Polski nie rozmawiałem z nikim, ale mój agent powiedział mi, że to będzie dla mnie dobre miejsce i będę w stanie pomóc drużynie - dodał.
Na to w jakiej formie jest rzeczywiście, pierwszą odpowiedź poznamy już w środę w pojedynku przeciwko Treflowi Sopot, czyli kandydatowi do medalu.
Co natomiast jego przybicie oznacza dla Franklina? Na razie... nic. Jego przyszłość jest zależna od niego samego. Ma pełne pole do popisu. Jedno jest pewne, poprzeczki na starcie sezonu za wysoko sobie nie zawiesił, żeby grać lepiej.
Mecz Tauron GTK Gliwice - Trefl Sopot w ramach 5. kolejki Energa Basket Ligi w środę 19 października, początek o godz. 20:00.
Zobacz także:
Szalony okres w życiu polskiego trenera. Nam odsłania kulisy
Te słowa nie przeszły bez echa. Jest reakcja sponsora
Gwiazda ligi zawodzi, co dalej z nim? "Sam sobie przeszkadza"