Początek czwartej kwarty w meczu MKS Dąbrowa Górnicza - Anwil Włocławek. Amerykanin Lee Moore rozgrywa niezłe zawody, ma 10 punktów na koncie, kilka asyst na swoim koncie, ale zdaje sobie sprawę, że musi wejść na wyższe obroty, jeśli zespół chce odnieść czwarte zwycięstwo z rzędu na parkietach Energa Basket Ligi.
27-letni koszykarz szybko bierze się do pracy. W pierwszych dwóch akcjach celnie przymierza z dystansu, ale dąbrowianie nie odpuszczają i swoją konsekwentną grą budują 7-punktowe prowadzenie na trzy minuty przed końcową syreną. I wtedy do głosu dochodzi Moore, który niemal w pojedynkę toczy rywalizację z gospodarzami.
W niecałe 180 sekund Amerykanin zdobył... 13 punktów, trzykrotnie celnie przymierzając z dystansu. Moore czuł się tak pewnie, że na minutę przed końcem zdecydował się na rzut z ponad dziewięciu metrów. Kibice gospodarzy przecierali oczy ze zdumienia, gdy zobaczyli piłkę w koszu. Ten rzut mocno też podłamał koszykarzy MKS-u, którzy co prawda później zdobyli dwa punkty, ale w dwóch ostatnich akcjach meczu pomylili się z dystansu i to włocławianie cieszyli się ze zwycięstwa (82:79).
ZOBACZ WIDEO: #dziejesięwsporcie: nagranie wyświetlono ponad 2 mln razy. Co za gest!
Łącznie Moore uzbierał w czwartej kwarcie 21 punktów, trafiając 7 z 10 rzutów z gry! To było prawdziwe show w wykonaniu 27-letniego Amerykanina. Wszyscy pieją z zachwytu po jego kolejnym świetnym występie w barwach włocławskiego klubu. Branżowy portal polskikosz.pl napisał, że "Moore trafiłby w tym meczu nawet krzesłem". Rywale byli pod wielkim wrażeniem, komplementowali jego wspaniałe rzuty w czwartej kwarcie.
- Lee Moore był wielki, trafiał rzuty z bardzo dalekich odległości. On dał Anwilowi zwycięstwo - mówił po meczu Jarosław Mokros, gracz MKS-u, który był jedną z wiodących postaci swojego zespołu (21 pkt, 7/11 z gry).
- Moore wykonał świetną pracę. Uważam, że prawie przez 38 minut graliśmy bardzo dobrą obronę, ale niestety w samej końcówce do głosu doszedł Moore, który trafił dwie bardzo ważne "trójki". Do tego dołożył inne świetne akcje. Przez to przegraliśmy - zaznaczył trener Jacek Winnicki.
To jest talizman Anwilu
Nie ma co ukrywać, że przedstawiciele Anwilu Włocławek zrobili świetny interes, wykupując kontrakt Lee Moore'a z Sokoła Łańcut. Koszykarz zdecydował się opuścić szeregi beniaminka i przenieść się do trzykrotnego mistrza Polski (klub wykupił go za około 15 tys. dolarów). Podobno gdy Moore usłyszał o możliwym transferze do Anwilu, to długo się nie zastanawiał. Chciał trafić do zespołu, z którym będzie mógł powalczyć o coś dużego w tym sezonie.
I już w debiucie pokazał, że wart sporych pieniędzy. Amerykanin błyszczał w meczu z Kingiem Szczecin, mimo że do Włocławka przyjechał... dzień przed spotkaniem. Odbył dwa treningi, na których poznał podstawy systemu i zagrywki. To nie przeszkodziło mu w tym, by zanotować double-double (17 pkt i 11 asyst) i poprowadzić drużynę do zwycięstwa.
W kolejnych meczach podtrzymał fantastyczną dyspozycję. Warto podkreślić, że w dwóch spotkaniach spotkaniach (Karhu i MKS) zdobył łącznie... 60 punktów, co stanowi 35 procent całego dorobku drużyny (93+82 = 175).
Słyszymy, że Moore nie jest samolubem, lubi grać zespołowo, jest zawodnikiem, który dobrze współpracuje z trenerem, stara się wykonywać jego założenia na parkiecie. Koledzy z zespołu mocno go komplementują. Mówią o jego dużej wszechstronności.
- Lee to klasowy gracz. Nie jest jednostronny. Potrafi rzucić z dystansu po koźle, spenetrować w obie strony i wykończyć akcję, jak również dobrze obsłużyć kolegów. Od kiedy przyszedł zaczęliśmy przede wszystkim wygrywać i to jest największa zmiana. Oby tak już pozostało - mówi nam Kamil Łączyński, kapitan Anwilu Włocławek.
- Dołożenie Lee Moore'a sprawiło, że inni gracze mają mniejszą presję, nie mam na myśli mentalną, a nacisk na boisku. Te akcje na piłce się mocno rozłożyły. Lee pokazał, że robi dobre decyzje na boisku, bardzo sobie cenię takich zawodników. Dołożyliśmy świetnego gracza, to jest fakt - podkreśla trener Przemysław Frasunkiewicz.
Amerykanin to zawodnik z wysokiej półki, który ma spory repertuar zagrań nie tylko w ataku, ale też w defensywie. Tego nie ukrywa szkoleniowiec Anwilu, Przemysław Frasunkiewicz, który podkreśla, że obrona jest najważniejszym elementem w jego układance.
Skromny chłopak
Nie jest też tajemnicą, że Michał Nowakowski mocno ucieszył się na informację o transferze Lee Moore'a do Anwilu. Obaj mieli ze sobą świetny kontakt w MKS-ie, do dzisiaj są w kontakcie, zresztą Amerykanin pytał go o klub i zespół z Włocławka. Z wiedzy Polaka skorzystał też... trener Frasunkiewicz, który podpytywał o charakter, podejście do pracy i zaangażowanie. Wszyscy podkreślają, że Moore jest skromnym facetem, który uwielbia ciężko pracować, ma też w sobie gen zwycięzcy.
- Cieszę się, że taki gracz do nas dołączył. Trener zapytał mnie, jakim człowiekiem jest Lee Moore. Powiedziałem mu, że jest niesamowicie skromnym facetem, który potrafi świetnie grać w koszykówkę. Na dodatek lubi ciężko pracować i ma w sobie gen zwycięzcy. Zawsze chce wygrywać, nie ma u niego momentu zwątpienia. Dużo od siebie wymaga, ale potrafi też wprowadzić innych na lepsze tory. Gra z nim to duża przyjemność - komentuje Nowakowski.
- Lee jest cichym i skromnym człowiekiem. Poza boiskiem nie sprawia wrażenia gwiazdy, a na nim z kolei potrafi złapać świetną chemię z pozostałą częścią ekipy - przyznaje Łączyński.
Warto podkreślić, że Anwil Włocławek - po kupieniu Lee Moore'a z Sokoła Łańcut - wygrał 5 z 6 meczów. Duża w tym zasługa 27-letniego Amerykanina. Z bilansem 6:4 zespół z Kujaw jest w górnej części tabeli PLK i ma też duże szanse na awans do kolejnej fazy w FIBA Europe Cup.
Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
Show trenera na konferencji. "Zastal nadal mi nie zapłacił"
Billy Garrett, gwiazda ligi: Polska wiele mi dała
Mocne opinie nt. nowego Amerykanina w kadrze. "To nie ma sensu"
Amerykanin nie ukrywa: Jestem jedną z gwiazd ligi