- Chciałbym zamknąć to raz na zawsze. Bo ci co piszą, to chciałbym żeby jeszcze prawdę pisali - powiedział na konferencji prasowej Radosław Piesiewicz.
Była to odpowiedź na pytanie, czy w nowej umowie, którą udało się podpisać z Pekao S.A., znalazł się punkt o ewentualnej premii dla prezesa PZKosz i Polskiej Ligi Koszykówki S.A.
Piesiewiczowi bardzo nie spodobał się tekst, który kilka dni temu opublikowany został na łamach "Polityki". Według informacji podanych w artykule, ten miałby zarabiać miesięcznie kwotę rzędu 70 tys. zł.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: słynna narciarka wzięła piłkę do kosza. A potem taka mina!
Czy to dużo czy mało? Samemu można ocenić. - Słyszał pan, żeby ktoś pracował za darmo? - przyznał kiedyś sam Piesiewicz w rozmowie z dziennikarzem Radia Zet Mateuszem Ligęzą.
Nie jednak to wzbudziło najwięcej emocji. Te dotyczyły faktu, że prezes koszykarskiej centrali w naszym kraju oraz osoba, która zarządza Energa Basket Ligą ma pobierać jeszcze prowizje od podpisanych umów.
W jego opinii to wszystko to wyssane z palca kłamstwo. - Nie mam żadnych prowizji. Nie pobieram żadnych prowizji z tytułu przychodów ze spółek skarbu państwa tudzież z wpływów budżetowych do PZKosz czy PLK. Także to jest temat, powiedziałbym, "kaczka" - przyznał Piesiewicz.
- Nie pobieram żadnych prowizji. Jeszcze raz powtórzę: nie po-bie-ram - zakończył śmiejąc się.
Na słowa te w mediach społecznościowych krótko, ale treściwie odpowiedział Marcin Gortat. Ten udostępnił nagranie z wypowiedzią Piesiewicza i wszystko skwitował jednym wyrazem. "Bzdura" - napisał.
Wracając do materiału, który ukazał się w "Polityce", to o komentarz poproszono prof. Michała Romanowskiego. - Prowizja jest charakterystyczna dla usług pośrednika, natomiast rolą prezesa nie jest bycie pośrednikiem, ale zarządzanie podmiotem - przyznał wykładowca prawa cywilnego i handlowego na Uniwersytecie Warszawskim.
Warto dodać, że sprawę prowizji Piesiewicza już w 2017 roku poruszył Maciej Wiśniewski, który wtedy był szefem doskonale grającego Polskiego Cukru Toruń (aktualnie Arriva Twarde Pierniki Toruń).
- Nie może tak być, że Zarząd Polskiej Ligi Koszykówki dostaje prowizje - premie - od pozyskanych sponsorów i to od pieniędzy spółek skarbu państwa. Siłą ligi powinny być silne kluby, a nie chęć napchania sobie kieszeni przez działaczy - mówił wtedy otwarcie w rozmowie z ototorun.pl.
Co stało się potem? Piesiewicz zaatakował Wiśniewskiego, a klub z Torunia stracił głównego sponsora (Polską Grupę Spożywczą, aktualnego partnera PZKosz i PLK S.A.). Wiśniewski z kolei dla świętego spokoju odszedł z klubu, w który zainwestował miliony.
Zobacz także:
Wojciech Kamiński: Furiaci nie mają już racji bytu
Skandaliczne zachowanie byłej gwiazdy sportu. Rosjanie już to wykorzystali