Norik Koczarian, trener mentalny Sokoła Łańcut i żużlowców: Zamykanie rozdziałów i krótka pamięć [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Rafał Sobierański / Na zdjęciu: Norik Koczarian ze swoimi podopiecznymi
WP SportoweFakty / Rafał Sobierański / Na zdjęciu: Norik Koczarian ze swoimi podopiecznymi

- Czasami trzeba udzielić ostrej reprymendy. Nie jestem trenerem, który głaszcze swoich zawodników. To nie działa. Nie można się bać mocniejszego przekazu. Bo gdybym był sztuczny i fałszywy, to sportowcy szybko by to wyczuli - mówi Norik Koczarian.

Trener mentalny odgrywa coraz większą rolę w zawodowym sporcie. Naszym rozmówcą jest Norik Koczarian, który na co dzień współpracuje z zespołem Sokoła Łańcut i 36 innymi sportowcami. W tym gronie są żużlowcy, którzy na co dzień ścigają się w PGE Ekstralidze i 1. Lidze Żużlowej. Jego podopiecznymi są m.in. Kacper Pludra, Mateusz Dul i Przemysław Pawlicki.

- Koszykówkę i żużel łączy jedno. Zamykanie rozdziałów i krótka pamięć. Straciłeś piłkę, nie rozpamiętujesz tego. Idziesz dalej. W żużlu przejechałeś bieg, wygrałeś, super, zamykasz ten rozdział i myślisz o kolejnych etapach. To są już aspekty mentalne, by umieć zamykać te poszczególne akcje/wyścigi. Ciągnięcie emocji - nawet tych pozytywnych - nie jest dobre w sporcie - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty.

Norik Koczarian zdradza nam też ciekawostkę na temat okresu transferowego w żużlu. Okazuje się, że jednemu ze swoich podopiecznych dał radę, która okazała się strzałem w dziesiątkę w kontekście wyboru nowego pracodawcy.

ZOBACZ WIDEO: Kryzys Lewandowskiego, Lech w Lidze Konferencji i Salamon na dopingu - Z Pierwszej Piłki #35

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Zacznijmy od koszykówki. Jak do tego doszło, że w trakcie rozgrywek dołączyłeś do zespołu Sokoła Łańcut?

Norik Koczarian, trener mentalny w Sokole Łańcut i żużlowców: Wszystko działo się błyskawicznie. Do podpisania umowy doszło kilka dni po zakontraktowaniu trenera Marka Łukomskiego, choć mogę zdradzić, że do samego kontaktu ze strony Sokoła Łańcut doszło znacznie wcześniej. Był telefon i e-mail od osoby, która na co dzień mocno wspiera łańcucki klub. Widział moją pracę w żużlowym klubie Stali Rzeszów, komplementował ją, dodając, że mocnym atutem jest także znajomość języka angielskiego na zaawansowanym poziomie.

Jak wygląda praca trenera mentalnego na co dzień w zespole koszykarskim?

Należy pamiętać o tym, że pracę w zespole Sokoła Łańcut łączę z innymi obowiązkami. Współpracuję także z 36 innymi sportowcami. Staram się być jak najczęściej na treningach zespołu. Jestem w stałym kontakcie z zawodnikami. Gdy jest na to czas między poszczególnymi meczami, to prowadzę z nimi zajęcia. Często są to zajęcia bardziej merytoryczne, ale staram się w to wplątać interakcję, grę i zabawę. Te elementy pobudzają odpowiednią mentalność. Jestem także obecny podczas meczów w domu i na wyjeździe.

Podczas meczów jesteś w stanie pomóc zawodnikom?

Staram się, ale czy jestem w stanie? Wiele zależy od relacji, które zbuduje się z zawodnikami w trakcie sezonu. Jeśli gracze i sztab mi ufają, to nie ukrywam, że staram się dołożyć swoją cegiełkę w szatni przed meczem, jak i w jego trakcie. Są sytuacje, gdy zawodnicy sami siadają obok mnie i chcą tego dodatkowego bodźca. To jest właśnie kwestia - o której wcześniej mówiłem - zbudowanych relacji. Ja też prowadzę swoje własne obserwacje i wiem, jak rozmawiać z danymi graczami przed czy w trakcie treningów i meczów. Co prawda jest to zespół, ale każdy z zawodników jest inny i potrzebuje innego podejścia.

Poproszę konkretne przykłady.

Do Corey'ego Sandersa podchodzi się z dużym uśmiechem, żeby pobudzić jego luz, radość i pozytywne podejście. Gdy graliśmy mecz z Treflem Sopot, to zauważyłem, że w trakcie pierwszej połowy nie cieszył się grą, tak jak to robi zawsze. Znalazłem moment, by do niego podejść i zabodźcować. Czy jest z tego użytek? To już muszą powiedzieć sami zawodnicy i sztab.

Feedback jest bardzo pozytywny. Zawodnicy twierdzą, że dajesz drużynie dużo dobrej energii, jesteś w stanie - różnymi metodami - do nich trafić. Corey Sanders wychwalał ciebie pod niebiosa właśnie po wspomnianym meczu z Treflem Sopot. To nawet zarejestrowała kamera Sokoła Łańcut.

To był bardzo budujący obrazek. Cieszę się, że zawodnik w taki właśnie sposób odbiera moje działania. Gdy rozpoczynałem pracę w Sokole, to powiedziałem wprost, że jestem częścią zespołu i za każdym pójdę w ogień, bo wiem, że są tego warci. "Jestem przy was na dobre i na złe" - takie słowa przekazałem.

Czy podejście zawodników do trenera mentalnego zmieniło się na przestrzeni lat?

Mogę coś powiedzieć kontrowersyjnego?

Oczywiście. Proszę bardzo.

Większość sytuacji, w których trener mentalny jest wycofany lub czuje się niewygodnie jest spowodowana tym, że bardziej bazuje na teorii niż praktyce. Ja spędziłem 20 lat na macie zapaśniczej i czuję sport. Wiem, o co w nim chodzi. Inaczej rozmawia się z zawodnikami przed meczami, a inaczej gdy dochodzi stres i presja w trakcie spotkań. To jest zupełnie inna bajka. To trzeba czuć. Nie można do graczy podchodzić jak "do porcelanowej rzeźby", bo wtedy będę taką osobę zniechęcał. Czasami trzeba udzielić ostrej reprymendy. Nie jestem trenerem, który głaszcze swoich zawodników. To nie działa. Wolę powiedzieć coś wprost. Nie można się bać mocniejszego przekazu. Czasami mówię tak rzeczy, których nie znajdziemy w tym playbooku trenera mentalnego. I to zadziałało. A to jest najważniejsze. Czuję ten respekt w zespole. Nikogo nie udaję. Bo gdybym był sztuczny i fałszywy, to zespół szybko by to wyczuł.

Jak do współpracy z trenerem mentalnym podchodzi Marek Łukomski, szkoleniowiec Sokoła Łańcut? Akceptuje wszystkie metody działania?

Pierwszą rzeczą, którą zrobiłem, gdy miałem pewność, że będę pracował w Sokole Łańcut, była rozmowa z trenerem Markiem Łukomskim. Chciałem go poznać i przedstawić mu koncepcję tego, co zamierzam zrobić w zespole. Zapytałem, czy te działania będą wspólne z jego metodami. To jest pierwszy trener i to on ustala warunki gry. Ja to w pełni rozumiem. Powoli budowaliśmy wzajemne relacje i zaufanie. Pamiętam ten moment przełomowy.

Sokół Łańcut. Norik Koczarian w dolnym rzędzie
Sokół Łańcut. Norik Koczarian w dolnym rzędzie

Kiedy nastąpił?

To było w meczu z PGE Spójnią Stargard. Zaobserwowałem problem u jednego z naszych zawodników. Wtedy zapytałem trenera: "mogę zadziałać?". Odpowiedź była krótka i jasna: "tak, rób swoje". Trener zobaczył efekty i wtedy bariera została całkowicie przełamana. Marek Łukomski jest bardzo otwartym człowiekiem, uwielbiam z nim współpracować. Stara się rozumieć ten obszar mentalny. Często rozmawiamy na temat przemów przed i w trakcie meczów. Służę radą. Widzę obserwacje zawodników. Powiedziałem kiedyś do trenera: "nie mów tyle o rywalach, skup się na naszym zespole". Wszedł i zrobił to. Bardzo pozytywnie mnie zaskoczył.

Wiem, że współpracujesz także z żużlowcami. Ilu masz ich w swojej "stajni"?

W tym momencie współpracuję z dziewięcioma żużlowcami. To Kacper Pludra, Mateusz Dul, Przemysław Pawicki. Sześć kolejnych nazwisk jest owianych tajemnicą. Chciałbym, żeby tak pozostało.

Jak nawiązują się kolejne relacje z zawodnikami?

Na wiele różnych sposobów. Opowiem ciekawostkę. W zeszłym sezonie podszedł do mnie mechanik, który kojarzył mnie z pracy w Stali Rzeszów i widział też efekty pracy z Kacprem Pludrą. Pamiętam, że powiedział mi wtedy wprost: "musisz wziąć mojego zawodnika i z nim popracować. On tego potrzebuje". Takie słowa są dla mnie bardzo budujące. Ten aspekt zaufania - jeszcze przed rozpoczęciem współpracy - jest już zbudowany.
Jak wygląda praca w parku maszyn, w którym aż buzuje od emocji?

Z każdym zawodnikiem pracuję się inaczej, każdy potrzebuje odmiennego podejścia. Są żużlowcy, którzy non-stop ze mną rozmawiają, są też tacy, którzy w ogóle ze mną nie rozmawiają w trakcie meczów. Ja wychodzę wtedy z boksu i obserwuję biegi. W odpowiednim momencie ten zawodnik sam do mnie przychodzi i pyta o różne kwestie. Rozumiem takie podejście, bo sam tego doświadczyłem w karierze. Bywało tak, że kilka osób w tym samym momencie próbowało do mnie mówić, co zwykle dobrze się nie kończyło. Najważniejsze jest odpowiednie skupienie w trakcie zawodów.

Kacper Pludra i Norik Koczarian / archiwum własne
Kacper Pludra i Norik Koczarian / archiwum własne

Jaki jest twój największy atut?

Uważam, że jestem bardzo dobrym obserwatorem. Widzę, że jeśli dany zawodnik potrzebuje czasu dla siebie, to odchodzę i nie szukam rozmowy za wszelką cenę. Wiadomo, że w żużlu jest ogromna nerwówka, ale tam w boksie jest wystarczająco dużo osób i nie trzeba kolejnej, by ta rozmawiała o czymś zupełnie innym. Gdy tam są prowadzone rozmowy o sprzęcie, motocyklu i przełożeniach, to ja - nawet mając dobre chęci i zamiary - mogę zadziałać negatywnie. Koszykówkę i żużel łączy jedno.

Co takiego?

Zamykanie rozdziałów i krótka pamięć. Straciłeś piłkę, nie rozpamiętujesz tego. Idziesz dalej. W żużlu przejechałeś bieg, wygrałeś, super, zamykasz ten rozdział i myślisz o kolejnych etapach. To są już aspekty mentalne, by umieć zamykać te poszczególne akcje/wyścigi. Ciągnięcie emocji - nawet tych pozytywnych - nie jest dobre w sporcie.

Jak wyglądają sesje ze sportowcami?

Najczęściej zaczynają się od luźnej, wprowadzającej konwersacji. Później przechodzimy do konkretów. Pytam, które bodźce irytują bądź o kierunek, w którym dany sportowiec chce podążać. Pamiętam, jak w zeszłym sezonie - przy okazji meczu Leszna z Grudziądzem - odbyłem ponad 20 konwersacji z Kacprem Pludrą.

Bardzo gorącym tematem w żużlu są transfery. Czy bierzesz w tym udział? Czy zawodnicy rozmawiają z tobą w tych sprawach, proszą o rady?

Nie biorę w tym bezpośredniego udziału, bo - jak wiadomo - nie uczestniczę w negocjacjach. Tam dochodzi aspekt finansowy i miejsca w składzie. Żużlowcy na bazie tego podejmują swoje decyzje. Aczkolwiek w zeszłym roku dwóch zawodników zapytało mnie, jak sobie poradzić z tą kwestią, by ta nie wpływała na mental i pewność siebie. Jednemu żużlowcowi dałem nawet konkretną radę.

Jaką?

On miał już na stole konkretne oferty, a ja mu poradziłem, by wysłał swoją propozycję do klubu, w którym chciałby jeździć. Zrobił to i moja sugestia przyniosła bardzo fajny efekt. Mogę zdradzić, że ten zawodnik jeździ w klubie, do którego sam napisał.

Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:
Andrzej Pluta, syn legendy: Zabrać od taty rzut
Polak liderem, zespół robi furorę. Żołnierewicz: Pytania o finanse irytują
Adrian Bogucki: Odrzuciłem ofertę Stali
Takiej umowy z Polsatem jeszcze nie było. Kluby na tym zarobią!

Komentarze (1)
avatar
Tomek z Bamy
19.04.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Norik, moze wezmiesz pod swoje skrzydla Don Bartolo Czekanskiego z Wilkszyna? Pogadaj z nim, bo coraz bardziej jest odklejony...