Stephen Curry tym występem zachwycił cały koszykarski świat. Gwiazdor Golden State Warriors w niedzielę zapisał się na kartach historii. Jeszcze nikt w siódmy, decydującym meczu serii nie zdobył tylu punktów.
35-latek był kapitalnie dysponowany. Trafiał dystansu, wchodził pod kosz, nadawał tempa. Lider obrońców tytułu wywalczył aż 50 oczek, prowadząc drużynę z San Francisco do zwycięstwa 120:100 nad Sacramento Kings.
- Kto może zatrzymać Stepha Curry'ego? - padło pytanie podczas konferencji prasowej. - Liczę, że nigdy się nie dowiemy - odparł sam zainteresowany.
O tym występie jeszcze długo będzie się mówić. Curry w 38 minut, które spędził na parkiecie, miał ponadto osiem zbiórek i sześć asyst. Trafił 20 na 38 oddanych rzutów pola, w tym 7 na 18 za trzy. - To był najprawdopodobniej nasz najlepszy mecz w tej serii i przyszedł we właściwym momencie - komentował.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Polski koszykarz zszokował. "Prawdziwe czy oszukane?"
O swoim liderze podczas rozmowy z mediami wypowiedział się także Steve Kerr, trener Warriors. - Wszyscy bierzemy to, za coś pewnego, ponieważ oglądamy jego spektakularne popisy co wieczór od wielu lat - zaczął 57-latek, który w przeszłości sam był uznanym zawodnikiem i występował na parkietach NBA. Grał m.in. w Chicago Bulls.
- Dobrze jest czasem przypomnieć, że to jeden z najlepszych zawodników w historii - mówił o Currym Kerr. - Tak czułem się, kiedy grałem z Michalem Jordanem. Oglądasz te niesamowite wyczyny co wieczór i się do nich przyzwyczajasz - dodawał trener aktualnych mistrzów NBA, porównując aktualną gwiazdę Warriors do legendy Bulls. - To zaangażowanie, siła, koncentracja i oddanie są po prostu niesamowite - zakończył Kerr.
Zobacz także:
Totalny zwrot akcji. Twarde Pierniki odwróciły sytuację
Koszmarny wypadek z udziałem sportowca. Otarł się o śmierć