Przeciwnicy Asseco Prokomu w Eurolidze: EWE Baskets Oldenburg - od zera do bohatera

EWE Baskets Oldenburg będzie pierwszym przeciwnikiem Asseco Prokomu Gdynia w rozpoczynających się w środę nowych rozgrywkach Euroligi. Innymi słowy spotkają się dwaj mistrzowie, choć bagaż doświadczeń i bogata przeszłości nakazuje upatrywać faworyta pojedynku w polskim zespole. My zaś prezentujemy historię wejścia na szczyt, anonimowego do nie dawna, zespołu.

Choć sezon 2009/2010 będzie dla ekipy EWE Baskets Oldenburg debiutanckim na parkietach Euroligi, niemiecki klub wnosi do tych najbardziej prestiżowych rozgrywek w Europie aż pięćdziesiąt lat swojej historii na różnych szczeblach lig w kraju.

W koszykówkę w Oldenburgu, stupięćdziesięciotysięcznym mieście w Dolnej Saksonii, grano już w połowie lat 50-tych, a dokładnie odkąd w roku 1954 w głównie lekkoatletycznym klubie Oldenburg Turnerbund założono sekcję basketu. Nowa dyscyplina szybko zdobyła popularność lokalną i już osiem lat później, w 1962 roku zespół młodzieżowy sięgnął po mistrzostwo landu juniorów. Dwa sezony później drużyna wywalczyła mistrzostwo makroregionalne, by w roku 1966 osiągnąć pułap ekstraklasy! O sile tamtej drużyny stanowiła wówczas trójka reprezentantów RFN - Dieter "Nudel" Niedlich, Benno Buennemeyer oraz Sven Birkemeyer. Ich świetna postawa pozwoliła utrzymać się zespołowi w najwyższej klasie rozgrywkowej przez pięć lat, aż do spadku w roku 1971.

I choć plany działaczy Turnerbundu zakładał rychłe wywalczenie awansu, odejście czołowych koszykarzy spowodowało, iż kibice dolnosaksońskiego zespołu na kolejny mecz w ekstraklasie musieli czekać następne pięć lat. Sezon 1975/1976 zbiegł się z pozyskaniem jednej z największych gwiazd w historii oldenburskiej koszykówki - Ralpha Ogdena. Dziś 61-letni mężczyzna, wówczas 27-letni zawodnik przybył do Niemiec mając wpisane w swoim sportowym CV rozegranie 43 spotkań w NBA w barwach San Francisco Warriors. Amerykanin występował w tym klubie po tym, jak w roku 1970 został wybrany w drafcie z numerem 53.

Ogden pomógł Turnerbundowi zakończyć okres posuchy i wprowadził zespół ponownie do ekstraklasy, który tym razem pozostać tam miał przez kolejne dziesięć lat. Począwszy bowiem od roku 1985 ekipa raz po raz spadała ze szczytu, by ponownie wygrywać na zapleczu topowej ligi w Niemczech. Wydawała się być za słaba, żeby móc rywalizować z najlepszymi drużynami w kraju, ale zbyt mocna, by poważnie traktować rozgrywki w drugiej lidze.

Wszystko zmieniło się wraz z przekraczaniem kolejnego milenium. Wówczas drużyną, która po raz kolejny awansowała do ekstraklasy w roku 1999, zainteresował się w kwestii sponsoringu potentat na niemieckim rynku elektroenergetycznym - holding EWE AG. Dzięki środkom tego inwestora, drużyna mogła ze spokojem spoglądać w przyszłość i krok po kroku budować swoją markę na koszykarskiej mapie Niemiec. Przy okazji zmieniono logo oraz nazwę - liczący prawie pięćdziesiąt lat Turnerbund zastąpiła fraza EWE Baskets.

Pierwszym sygnałem, że wszystko zmierza ku lepszemu był awans zespołu do najlepszej czwórki Pucharu Niemiec pod wodzą trenera Dona Becka w zaledwie drugim sezonie po uzyskaniu promocji do ekstraklasy. W kolejnym już drużyna rywalizowała w fazie play-off i półkę tą osiągała w następnych latach. Lekki kryzys nadszedł w roku 2007, kiedy EWE nie zakwalifikowało się do najważniejszej rundy sezonu (brakowało tylko jednej wygranej), co spowodowało dymisję trenera Becka.

Porażka ta okazała się być jednak potrzebnym krokiem w tył, by w niedługim czasie móc uczynić dwa w przód. Trenerem został nieznany poza Niemcami Bośniak Predrag Krunić, który szybko zaprowadził swoje porządki. Przekazał klubowi ścisłą listę życzeń, na której znaleźli się tacy koszykarze jak Jason Gardner, Rickey Paulding czy Ruben Boumtje Boumtje. Trójka ta, wspomagana innymi graczami, zajęła piąte miejsce w lidze na koniec sezonu 2007/2008, co otrąbiono jako wielki sukces. Jak się jednak okazało, był to dopiero początek wielkiego marszu po prawdziwy sukces.

Przed kolejnym sezonem do ekipy dołączył bowiem pozyskany z Paryża Je’Kel Foster i jak pokazał sezon, Amerykanin odegrał kluczową rolę w najważniejszych meczach rozgrywek. To właśnie on zdobył decydujące punkty w piątym meczu finału BBL 2008/2009 przeciwko Telekomowi Bonn (przy stanie 2-2) i zapełnił swojej drużynie pierwsze w historii mistrzostwo Niemiec! Warto dodać, że EWE nie przystępowało do play-off z pozycji lidera, ale z "zaledwie" trzeciej lokaty.

W ciągu zaledwie dwóch sezonów, zespół pod wodzą trenera Krunicia przeszedł niesamowite przeobrażenie, z roku na rok poprawiając swoje osiągnięcia. Wielkim sukcesem Bośniaka jest koncepcja budowy zespołu na lata. Nakłonił on działaczy klubu do tego, że nie ma co wymieniać w każde lato połowy drużyny, a warto postawić na koszykarzy sprawdzonych i rozumiejących taktykę i zamysł szkoleniowca. Wszak zawodnik, który rzuca kilka oczek co mecz nie musi być nieprzydatny - po prostu może dobrze wypełniać lukę lub zadania powierzone mu przez trenera. Stąd też EWE może być przykładem dla wszystkich niemieckich zespołów, jak powinno się budować drużynę. Sześciu koszykarzy w obecnym składzie pamięta bowiem jeszcze piąte miejsce sprzed dwóch lat, a trzech kolejnych pozostało w drużynie z poprzedniego sezonu. To razem dziewięciu graczy, którzy się rozumieją i znając swoje mocne oraz słabe strony, stanowią prawdziwy kolektyw. Czy to wystarczy by zawojować Euroligę? Raczej nie, ale w Oldenburgu dobrze wiedzą, że każde początki są trudne...

Komentarze (0)