[b]
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Jaki to był sezon w wykonaniu Michała Kolendy? Czy te ostatnie miesiące były dużą nauką dla 26-letniego koszykarza?[/b]
Michał Kolenda, zawodnik Trefla Sopot i reprezentacji Polski: Nie będę ukrywał, że dużą nauką i zmianą była rola kapitana, której nigdy do tej pory nie pełniłem w swoim życiu. Rozumiałem wybór, bo byłem w Sopocie najdłużej, znam ludzi tu pracujących, identyfikuję się też z klubem. Obserwowałem działania starszych kolegów, którzy byli kapitanami w Treflu Sopot, ale to co innego, gdy sam musisz pełnić tę rolę. Odczułem to na własnej skórze.
W jaki sposób?
Nie ukrywam, że była to dość dziwna sytuacja, bo ja - jako 26-latek - nie byłem w szatni w gronie tych najbardziej doświadczonych zawodników. Miałem wokół siebie dużo starszych kolegów. Sam w przeszłości nie wyobrażałem sobie tego, by ktoś młodszy ode mnie pełnił rolę kapitana zespołu. Chłopacy mnie jednak wspierali, doradzali w różnych kwestiach, za co im serdecznie dziękuję. Na pewno - pod względem odpowiedzialności za zespół - zebrałem cenne doświadczenie. Pod względem sportowym (tu chwila pauzy) trudno mi to jeszcze jednoznacznie ocenić.
Dlaczego?
Bo uważam, że upłynęło za mało czasu, a emocje jeszcze we mnie buzują. Muszę ochłonąć, by to wszystko dokładnie przeanalizować i wyciągnąć wnioski. Nie ukrywam, że muszę odpocząć od koszykówki.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Miss Euro szaleje! "Mamba na koniec"
Mam takie wrażenie, że w pewnych momentach sezonu bardziej walczyłeś ze sobą, własnymi słabościami niż z rywalami. Tak było?
Na pewno były takie momenty. To mogę potwierdzić. Na pewno chcę te momenty przeanalizować. Też trzeba pamiętać, że w sporcie nigdy nie jest tak, jak sobie zaplanujemy i tak jakbyśmy chcieli. To jest jedna wielka niewiadoma i umiejętność dostosowania się do sytuacji.
Jaki miałeś plan w głowie przed rozpoczęciem sezonu?
Postawić krok do przodu. Starałem się jak najlepiej wykonywać to, czego oczekiwał trener. Tak było np. z grą tyłem do kosza. Tego elementu do tej pory w swojej karierze zbyt często nie używałem, by nie powiedzieć, że w ogóle praktycznie tego nie robiłem. Trener Tabak bardzo mocno na to naciskał. Dostałem konkretne polecenie: "Michał, w kilka tygodni musisz opanować tę umiejętność. Musisz zacząć grać tyłem do kosza". W tę stronę szliśmy. Próbowałem, ale wiem, że muszę w tym aspekcie jeszcze wiele poprawić.
Rok temu - w siedzibie Trefla Sopot - odbyłeś konkretną rozmowę z trenerem Tabakiem na temat wspólnej przyszłości. Czy wtedy ustaliście twoją pozycję i zadania do wykonania w zespole?
Nie. Trener Tabak powiedział wtedy, że pokaże mi, jak pracuje się w Europie. Chodzi o sposób i etykę pracy, poziom koncentracji i fizycznego zmęczenia. To się sprawdziło w 100 procentach. Były jeszcze inne części tej rozmowy, ale to niech zostanie między nami. Generalnie nie mam nic do zarzucenia. To co mi powiedział było przez niego zrealizowane. Współpraca w trakcie sezonu przebiegała pozytywnie. Trener Tabak jest osobą, która lubi rozmawiać z zawodnikami. Lubi wszystko wiedzieć. Jeśli czuje że coś jest nie tak, to od razu porusza tę kwestię. Trzeba być z nim bardzo szczerym, przedstawić swój punkt widzenia.
Mam wrażenie, że przed tym sezonem cały czas byłeś na krzywej wznoszącej. Było duże zainteresowanie klubów i to tych najmocniejszych. Teraz z kolei było sporo krytycznych uwag pod twoim adresem. Czy nie zanotowałeś zjazdu w tym sezonie? Jak do tego podchodziłeś?
Ale tak przecież jest w życiu. Nie zawsze jesteśmy na krzywej wznoszącej. Są też momenty gorsze i trzeba sobie z nimi radzić. Uważam, że to jest taki przystanek i wcale nie jest to nic złego. To jest moment, gdzie wszystko zależy ode mnie, czy to będzie szło do góry czy w dół. Muszę pracować nad pewnymi elementami, by znów się wybić. Trzeba być na wszystko gotowym. Spójrz na mecz z BM Stalą.
Tam zabrakło trzech podstawowych graczy obwodowych: Wells, Salumu i Nevels.
Tak. Trener Tabak przyszedł i powiedział: "będziesz drugim rozgrywającym w tym meczu".
Zapamiętałem obrazek z tamtego meczu, gdy po kolejnym trafionym rzucie z dystansu eksplodowałeś z radości. Mam wrażenie, że wyrzuciłeś te złe emocje. Widać było pasję i nową energię do działania.
Tak było. Zgadzam się. To też jest taka sytuacja, że nieszczęście jednego gracza jest szansą dla drugiego zawodnika. Otworzyły się nowe możliwości. Myślę, że wykorzystałem tę szansę. Ten mecz pokazał mi, że jestem graczem, którego stać na pełnienie większej odpowiedzialności w zespole.
Teraz drugi obrazek. Mecz z GTK Gliwice. Wchodzisz na boisko w 16. minucie meczu. Jak to odebrałeś?
To było dziwne, ale wyszedłem na boisko i starałem się robić swoje. W ogóle nie przeszło mi przez myśl, by o tym rozmawiać z władzami klubu czy trenerem Tabakiem. Nie jestem osobą, która narzeka czy płacze, bo oddałem za mało rzutów czy grałem mniej minut niż to było planowane. To nie mój styl działania. Nie wierzę w moc takich rozmów. Wierzę w ciężką pracę.
Czy to nie jest ten moment, by opuścić Sopot i spróbować w życiu czegoś nowego?
Jeżeli będę miał lepszą opcję niż w Treflu, to na pewno to mocno rozważę. Nie narzucam na siebie żadnej presji. Chcę w ciszy i w spokoju podjąć decyzję. Ten sezon był w miarę udany, jeśli spojrzymy na wyniki (zwycięstwo w Pucharze Polski - przy. red.), ale nie ukrywam, że apetyt na coś większego rośnie.
Piłeczka leży po twojej stronie w kontekście opcji zawartych w umowie?
Mam świetną relację z klubem. Jesteśmy w stałym kontakcie. Taka opcja jest faktycznie zawarta w mojej umowie. Wydaje mi się też, że jeśli pójdę w danym momencie porozmawiać o mojej sytuacji, to zawsze mnie zrozumieją i pójdą na rękę.
Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
Kamil Łączyński: Chcę dwuletniej umowy
Żan Tabak: To był solidny sezon
Przemysław Żołnierewicz planuje przyszłość. Chce grać poza Polską
Phil Greene, gwiazda ligi: Mam sporo ofert