Victor Sanders był jedną z gwiazd Energa Basket Ligi w minionym sezonie. To jeden z tych koszykarzy, na których patrzyło się z ogromną przyjemnością. Amerykanin ma duży pakiet zagrań w ofensywie, swoimi akcjami potrafił poderwać z krzeseł nawet największych malkontentów.
Strony latem długo negocjowały warunki nowego kontraktu, sam zawodnik powiedział trenerowi Przemysławowi Frasunkiewiczowi, któremu bardzo ufa, że chce sprawdzić swoją wartość na rynku po triumfie w FIBA Europe Cup. W końcu - przy dużej pomocy polskiego przedstawiciela Grzegorza Piekoszewskiego - udało się go przekonać i tym samym zamknąć transakcję. Nie jest wielką tajemnicą, że za ten transfer Anwil musi sporo zapłacić (Sanders będzie najlepiej opłacanym zawodnikiem w klubie).
- Nie mam czegoś takiego jak moje indywidualne cele. Moje cele są związane z drużyną. Te zawsze stoją najwyżej w mojej hierarchii. Pamiętaj: liczą się zwycięstwa i tytuły, a nie to czy ktoś zdobędzie 15 czy 20 punktów. Robię wszystko, by drużyna wygrywała mecze. Nie myślę o sobie, a całym zespole. Nie mam ego. Jeśli trener mnie ściąga z boiska, to schodzę. Nie wymachuję rękoma z niezadowolenia - mówi nam w wywiadzie Victor Sanders.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Sabalenka wystartowała. "Szczególne miejsce w moim sercu"
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Dlaczego zdecydowałeś się na podpisanie nowego kontraktu z Anwilem Włocławek?
Victor Sanders, gwiazda Anwilu Włocławek: Odpowiedź jest prosta: wierzę w trenera, wierzę w jego filozofię i system. Wiem, że on też wierzy we mnie i moje umiejętności. Czuję to na każdym kroku. Mamy świetne relacje, co też przekłada się na moją grę. Czuję się bardzo komfortowo na boisku. Czuję wolność i ogromną radość z gry w koszykówkę. Oczywiście na moją decyzję wpływ miała także organizacja klubu, ludzie tam pracujący i kibice, którzy na każdym meczu tworzą kapitalną atmosferę. Wszystkie elementy świetnie się zgrały, bym dalej reprezentował barwy Anwilu Włocławek.
Ale negocjacje trwały długo, rozmowy się mocno przeciągały...
To normalna sprawa w tym biznesie. Nie doszukiwałbym się w tym drugiego dna. Myślę, że - w trakcie letniego okna transferowego - kluby i zawodnicy szukają najlepszych dostępnych opcji. Są prowadzone rozmowy na wielu frontach. Nie jest też tajemnicą, że samo uzgodnienie warunków i podpisanie kontraktu zajmuje sporo czasu. Strony rozmawiają, negocjują, więc może dlatego wszystkim się tak wydawało, że to tak długo trwało.
Na które elementy zwracałeś uwagę przy wyborze klubu?
W pierwszej kolejności patrzyłem na osobę trenera. To była dla mnie najważniejsza kwestia. Inne elementy nie miały aż tak wielkiego znaczenia.
Jak oceniasz trenera Frasunkiewicza? Co możesz o nim powiedzieć po kilku miesiącach współpracy?
Trener Frasunkiewicz od samego początku dał się poznać jako trener, który wierzy w swoich zawodników, wie, jak z nich korzystać na boisku. Tego mi - pod wpływem wcześniejszych doświadczeń - bardzo brakowało. Nie miałem takiego zaufania u poprzednich trenerów. Dlatego cieszę się, że trafiłem na takiego szkoleniowca. Bardzo chciałem u niego dalej grać przez cały sezon, by sprawdzić, gdzie może to nas zaprowadzić. Chciałbym coś powiedzieć w tej sprawie.
Proszę bardzo.
Mam niedokończoną pracę. Chcę z Anwilem zdobyć mistrzostwo Polski. Po to wróciłem do Polski.
Ale z zespołu, który zdobył FIBA Europe Cup, zostało tylko kilku zawodników. Jak się na to zapatrujesz?
Tak to w tym biznesie wygląda, że co roku buduje się składy niemal od zera. U nas kilku ważnych zawodników odeszło, ale to też kwestia wyniku osiągniętego w FIBA Europe Cup. Zawodnicy wypromowali się i znaleźli nowe miejsca pracy. Życzę im wszystkiego najlepszego. Uważam, że mamy szeroki i mocny skład. Podoba mi się fakt, że dość szybko udało nam się zbudować fajną i pozytywną atmosferę w zespole. Dobrze się rozumiemy. Jesteśmy dobrze dobrani pod względem charakterologicznym.
Dużo miałeś ofert na stole?
Szczerze? Nie miałem zbyt dużej liczby ofert na stole.
Byłeś tym zaskoczony?
Nie chcę o tym mówić. Następne pytanie poproszę.
W pewnym momencie na jednym z branżowych portali pojawiła się informacja, że zagrasz w przyszłym sezonie w niemieckim Bonn. Było coś na rzeczy czy fake-news?
To była szalona plotka. Nie rozmawiałem nawet z nimi. Ale wiem, dlaczego to się pojawiło. To kwestia tego, że znam się z trenerem tego zespołu, który prowadził mnie w Belgii. Myślę, że ktoś połączył te dwie kwestie. Sęk w tym, że nie miały one nic wspólnego z rzeczywistością. Widziałem, że ta informacja wzbudziła duże poruszenie. Latem dużo jest takich wieści. Jestem w Anwilu i jestem bardzo zadowolony z tego powodu.
Wyznaczyłeś sobie swoje cele na sezon 2023/2024?
Nie mam czegoś takiego jak moje indywidualne cele. Moje cele są związane z drużyną. Te zawsze stoją najwyżej w mojej hierarchii. Pamiętaj: liczą się zwycięstwa i tytuły, a nie to czy ktoś zdobędzie 15 czy 20 punktów. Robię wszystko, by drużyna wygrywała mecze. Nie myślę o sobie, a całym zespole. Nie mam ego. Jeśli trener mnie ściąga z boiska, to schodzę. Nie wymachuję rękoma z niezadowolenia. Nie jestem wtedy zły. Siadam na ławce i wspieram kolegów. Nie mam z tym żadnego problemu.
Zobacz także:
- Przemysław Frasunkiewicz: Sanders jeszcze lepszy, Garbacz przejmie rolę Greene'a
- Amerykanin stara się o polski paszport. Są nowe informacje
- Nemanja Djurisić: Zależało mi na grze w Stali. Przed nami duże cele
- Aaron Cel: To prawdopodobnie mój ostatni sezon [WYWIAD]