Mocny początek sezonu w wykonaniu Anwilu Włocławek. Podopieczni Przemysława Frasunkiewicza wygrali trzy spotkania i są jednym z trzech zespołów w Orlen Basket Lidze bez porażki. W tym gronie są jeszcze Dziki Warszawa, Polski Cukier Start Lublin i PGE Spójnia Stargard.
Komplet zwycięstwo to jedno, ale styl gry Anwilu może się bardzo podobać. Włocławianie grają szybko, skutecznie i z dużym polotem, wprawiając w zachwyt swoich kibiców. Pod wrażeniem są także rywale.
Trener MKS-u Boris Balibrea mocno komplementował zespół z Włocławka po niedzielnym spotkaniu, które Anwil wygrał 97:91. Przewaga powinna być wyższa, bo jeszcze w trzeciej kwarcie gospodarze prowadzili różnicą ponad 20 pkt. Później wkradło się rozprężenie, co rywale umiejętnie wykorzystali.
- Myślę, że podeszliśmy do tego meczu z bardzo dobrą energią, byliśmy skoncentrowani i przygotowani na różne zagrywki drużyny z Dąbrowy Górniczej. Przez trzy kwarty graliśmy na wysokich obrotach, wypracowując ponad 20-punktową zaliczkę. Wtedy koncentracja nam uciekła, graliśmy na prostych nogach, a szkoda, bo kibice - jak zwykle zresztą - świetnie nas wspierali. Ten doping nas niósł - nie ukrywa Przemysław Frasunkiewicz.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kamera skupiła się na kibicach. Ależ wczuli się w role!
- Mamy jeszcze nad czym pracować. Idziemy w dobrym kierunku. Niektórzy gracze mają problem z realizacją schematów defensywnych. Mocno jest to widoczne. Ale to jest proces. Potrzebujemy jeszcze trochę czasu, by te wszystkie rzeczy poukładać. Najważniejsze jest to, że wszyscy chcą i są skoncentrowani - mówi polski szkoleniowiec Anwilu, zespołu, który w sezonie 2022/2023 triumfował w rozgrywkach FIBA Europe Cup.
Z tamtego składu w drużynie zostało pięciu zawodników (Łączyński, Bojanowski, Łazarski, Petrasek i Sanders). Frasunkiewicz chciał iść oczywiście w stronę kontynuacji, ale z różnych względów nie wyszło, dlatego już od samego początku sezonu zdecydował się na opcję posiadania sześciu obcokrajowców w składzie (opłata 100 tys. zł do kasy PLK). Teraz ma szeroki skład, co jest też efektem wyciągnięcia wniosków z poprzedniego sezonu, kiedy Anwil borykał się z dużą liczbą kontuzji i miał problemy z rotacją.
- To był dramat z tymi kontuzjami, ale wyciągnęliśmy wnioski z tego. Szczerze? Lubię mieć taki problem, że jest wielu zawodników do dyspozycji - podkreśla.
Teraz takich problemów nie ma. Wręcz przeciwnie: jest kłopot bogactwa. W niedzielnym spotkaniu z MKS-em trener Frasunkiewicz miał do dyspozycji aż czterech nominalnych rozgrywających! Po kontuzji wrócił Kamil Łączyński, byli też Amir Bell (zaczął jako starter), Jakub Schenk (jest na krótkoterminowej umowie) i Igor Wadowski (też krótkoterminowa umowa).
- Prezes Pszczółkowski bardzo szybko zareagował w momencie kontuzji Kamila. To była dwudniowa akcja. Mieliśmy szczęście, bo Kuba to dobry, polski rozgrywający. Trzeba było z tego skorzystać. Do końca jego kontraktu pozostało jeszcze trochę czasu. Co będzie dalej? Nie wybiegamy aż tak daleko w przyszłość - komentuje Frasunkiewicz.
- Kamil to jest taki zawodnik, który świetnie zna naszą grę. Jest w stanie odnaleźć się niemal na każdej pozycji. Nawet jak silny skrzydłowy zapomni, czegoś w ataku czy w obronie, to Kamil momentalnie go uzupełnia. Był - mimo kontuzji - obecny na treningach. Obserwował grę, oglądał wideo, podpowiadał też kolegom. Jak jest zdrowy, to wchodzi z miejsca do zespołu - zaznacza.
"Co pana najbardziej cieszy w grze zespołu na początku rozgrywek?" - pytamy trenera Anwilu.
- Cieszy mnie to, że nie panikujemy w sytuacjach stresowych. Są gracze, którzy potrafią w trudnych momentach przytrzymać piłkę. To jest duży upgrade w porównaniu do poprzedniego sezonu. Mamy kilku zawodników, którzy potrafią zawołać call w końcówce spotkań i przez to mamy spore korzyści. Gramy zespołowo, podział ról jest bardzo dobry - odpowiada i po chwili zaczyna mówić o największej gwieździe zespołu, Victorze Sandersie, graczu, który latem zdecydował się na parafowanie nowego kontraktu. To jeden z kandydatów do miana MVP rozgrywek. Po trzech meczach ma na swoim koncie 64 punkty.
- Victor Sanders, który nie wychodzi w pierwszej piątce, jest naszym liderem. To ogromny komfort posiadania takiego zawodnika, który nie chce i nie musi być starterem. Jest nam w stanie prowadzić całą grę ofensywną. To skarb mieć takiego gracza - ocenia.
- 3:0? To nic nie znaczy, nie ma sensu popadać w hurraoptymizm. Trzeba twardo stąpać po ziemi. Wstrzymajmy się z ocenami. Spokojnie. Bez szampanów i paniki. Podobnie jest z zawodnikami. Nie jestem fanem skreślenia ludzi po 2-3 meczach, tak samo nie popadam w hurraoptymizm, gdy ktoś zagra świetne spotkanie i zdobędzie 20-30 punktów. Wstrzymajmy się z ocenami do momentu, gdy rozegramy 10-15 meczów. Wtedy będzie znacznie szersze spektrum do oceny - zaznacza Przemysław Frasunkiewicz.
Anwil Włocławek ma bilans 3:0. W IV kolejce zagra na wyjeździe z GTK Gliwice, drużyną, która nie wygrała jeszcze meczu w tym sezonie. W przyszłym tygodniu włocławianie rozpoczną rozgrywki w FIBA Europe Cup. Anwil w grupie B zmierzy się z Bilbao, CSU Sibiu i Caledonią Gladiators.
Zobacz także:
- Artur Gronek: Groselle był dla nas za drogi [WYWIAD]
- Gwiazdor Legii bywa irytujący. Trener bierze go w obronę
- Przemysław Frasunkiewicz, trener Anwilu Włocławek: Bez przepłacania Polaków
- Łukasz Żak, prezes MKS: Play-off? Liczę na coś więcej. Tyle wydaliśmy na skład