[b]
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Dlaczego Jakub Garbacz już w połowie czerwca, kilka dni po zakończeniu sezonu, zdecydował się na wybór klubu na kolejne rozgrywki? Czym się kierowałeś?[/b]
Jakub Garbacz, zawodnik Anwilu Włocławek i reprezentacji Polski: Co prawda na stole leżały inne oferty, ale dla mnie najważniejsze - w kontekście tego sezonu - było wybranie takiego miejsca, gdzie będę mógł wrócić na właściwe tory i pokazać, co potrafię. Nie ukrywam, że miałem duży niedosyt po dwóch ostatnich sezonach. Co prawda rozwinąłem się fizycznie i koszykarsko, ale...
Tak?
Czasami taktyka była tak ułożona, że nie mogłem tego za bardzo pokazać na parkiecie. Ja jestem typem gracza catch&shoot, wychodzącym do piłki po zasłonach. Trochę tego brakowało i przez to nie mogłem się wykazać na parkiecie. Nie mogłem też rozwijać się w innych elementach. To była taka spirala złych rzeczy. Gdy chciałem wejść w mecz, to musiałem oddawać trudne i szalone rzuty, bo przez kilka minut w ogóle nie miałem piłki w rękach, a nikt przecież nie chce robić pustych przebiegów.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piłkarskie umiejętności Sabalenki
Wiem, że niektórzy zaczęli mówić, że szalone rzuty to mój znak firmowy, ale to nie jest prawda. Bo żeby taki rzut wpadł, to najpierw musi normalny rzut wpaść na kosza. W poprzednim sezonie była zła selekcja rzutów, brakowało skuteczności. Wynikało to z tego, że bardzo chciałem zaznaczyć swoją obecność na parkiecie i pomóc drużynie. Gdy się nie ma pozycji, a jest się strzelcem, to później oddaje się rzuty przez ręce. Była ta wewnętrzna złość. Chciałem poszukać nowego miejsca, w którym będę mógł pokazać swoją prawdziwą twarz. Mam swój repertuar zagrań i chcę go pokazać. Dlatego tak szybko doszedłem do porozumienia z trenerem Frasunkiewiczem. To był dla mnie priorytet, prawdę mówiąc nie patrzyłem na inne oferty. Kwestie finansowe nie były kluczowe. Zeszły na dalszy plan.
Czyli razem z trenerem Frasunkiewiczem po sukcesy Anwilu.
Tak. Wiem, że kibic Anwilu jest bardzo głodny sukcesów na parkietach ORLEN Basket Ligi. Poprzeczka w Europie jest bardzo wysoko zawieszona. Drużyna w poprzednim roku wygrała rozgrywki FIBA Europe Cup. To wielkie osiągnięcie. Ja byłem w finale tych rozgrywek, ale nie udało mi się ich wygrać. Może to będzie ten sezon?
Skąd przekonanie, że to właśnie u trenera Frasunkiewicza wrócisz na te właściwe tory?
Trener Frasunkiewicz przez lata pokazał, że bardzo dobrze dobiera zawodników do składu i potrafi ustalić hierarchię w zespole. To widać. Poza tym mam w pamięci to, co wydarzyło się w przeszłości. Przyszedłem do Gdyni - do polskiego składu - jako mało wyróżniający się zawodnik. Trener dał mi szansę, uwierzył we mnie, a ja odpłaciłem się dobrą grą. Uważam, że wtedy zagrałem na 120 procent swoich możliwości. Grałem ponad stan. W tym oczywiście swój udział mieli także inni zawodnicy: Krzysztof Szubarga, Przemek Żołnierewicz, Darek Wyka czy Piotr Szczotka. Ale taktykę i skład zbudował trener Frasunkiewicz. Ja w tym systemie czułem się bardzo dobrze. Dlatego teraz upatruję swoich szans na pokazanie swoich umiejętności. Oczywiście nic za darmo nie dostanę. Nie czekam jednak na to, co los przyniesie, a po prostu ciężko na to pracuję.
Trzeba odbić piłeczkę i powiedzieć, że w kolejnym sezonie w Gdyni już tak różowo nie było.
Wiem i mam tego świadomość. Zawsze są dobre i złe momenty z trenerami. W sezonie, gdzie był EuroCup, byłem z tyłu stawki, byłem nisko w hierarchii zespołu, ale były momenty, gdzie potrafiłem wejść na boisku i być przydatnym dla zespołu. Tak było np. podczas Pucharu Polski, gdzie z powodu kontuzji zabrakło m.in. Szubargi i Bostica. Taktyka mi dalej odpowiadała, po prostu nie pełniłem już tak ważnej roli.
Czy jesteś człowiekiem, który żałuje podjętych decyzji?
Nie. Podchodzę do życia w ten sposób, że porażka to też cenna lekcja w życiu. Ważne jest to, by drugi raz w takiej sytuacji nie popełnić tego samego błędu. Jedna porażka to lekcja, dwie takie same porażki to już głupota. Trzeba wyciągnąć wnioski po porażkach i iść do przodu.
Nie przez przypadek o to zapytałem, ponieważ w styczniu 2021 roku mogłeś trafić do Anwilu Włocławek po pobycie w Niemczech. Oferta była na stole, trener Frasunkiewicz bardzo chciał współpracować, ty ostatecznie decydujesz się na powrót do Stali. Z perspektywy czasu podjąłbyś taką samą decyzję?
To trudne pytanie, bo nie wiem, jak wyglądałby mój pobyt w Anwilu Włocławek. Dużo zmiennych wchodzi w grę. Powiem tak: na tamten moment - z wielu względów, także rodzinnych - najlepszą opcją był powrót do Ostrowa Wielkopolskiego. Nie chcę też tego rozpamiętywać, czy zrobiłem dobrze czy źle. Nie ma to też sensu.
Jak będziesz wspominał pobyt w Ostrowie Wielkopolskim?
Bardzo pozytywnie. W ostatnich latach było sporo sukcesów. Zajęliśmy 2. miejsce w FIBA Europe Cup, mistrzostwo Polski, Puchar i Superpuchar Polski, brązowy medal w PLK i zwycięstwo w ENBL. Do tego doszły nagrody indywidualne. Zżyłem się tam z wieloma ludźmi, także spoza kręgów koszykarskich.
Jak oceniasz pierwsze tygodnie w Anwilu Włocławek?
Oceniam bardzo pozytywnie. Nie ukrywam, że od momentu podpisania kontraktu nie mogłem się doczekać przyjazdu do Włocławka. Kończąc kadrę 20 sierpnia, 21 wieczorem byłem już na treningu. W drużynie jest świetna atmosfera, każdy wie po co tu przyjechał i jak trudne zadanie nas czeka.
Jak oceniasz swoją obecną formę? To jest ten Jakub Garbacz w najlepszej wersji?
Fizycznie czuję się bardzo dobrze, ale to niezmienna rzecz od dłuższego czasu, lecz koszykarsko jeszcze mi daleko do najlepszego wersji siebie. Trenuje ciężko, by pokazać to co potrafię i nie chodzi mi tylko o rzuty trzypunktowe.
Czy trener Frasunkiewicz mocno zmienił swój playbook od momentu, gdy po raz ostatni pracowaliście?
Playbook jest zmieniony od czasów Asseco, ale bardzo mi się podoba. Jest dopasowany do zawodników, przez co gra staje się dużo łatwiejsza. To właśnie dzięki tym ustawieniom mogę czasami spróbować iść na wsad!
Nadal nie czytasz komentarzy na swój temat?
Nie. To zaczęło się w momencie powrotu do Polski po występach w Niemczech. Wyłączyłem się z mediów społecznościowych, koncentrując się na powrocie do formy. Zaowocowało to świetną grą podczas Pucharu Polski. Wygraliśmy go ze Stalą, a ja zostałem wybrany MVP. Nauczyłem się wtedy, że czytanie tych komentarzy nie ma sensu, to tylko marnotrawstwo czasu. Często wypowiadają się tam ludzie, którzy nie mają kompletnie pojęcia o koszykówce. Nie poczuję się lepiej po pochwałach ani gorzej po krytycznych uwagach. Stoję obok tego.
Zobacz także:
- Artur Gronek: Groselle był dla nas za drogi [WYWIAD]
- Przemysław Frasunkiewicz, trener Anwilu Włocławek: Bez przepłacania Polaków
- Łukasz Żak, prezes MKS: Play-off? Liczę na coś więcej. Tyle wydaliśmy na skład