Drużyna Muszynianka Domelo Sokół Łańcut ma najgorszy bilans w Orlen Basket Lidze i już każdy mecz do końca sezonu będzie miał dla niej olbrzymie znaczenie. Ale w piątek Sokół mocno rozczarował.
Gospodarze do przerwy zdobyli tylko... 23 punkty, a w sumie uzyskali 34-proc. skuteczności w rzutach z pola, trafiając 6 na 30 oddanych rzutów za trzy. Nie taką ekipę Marka Łukomskiego chcieli oglądać kibice w Łańcucie.
Dziki też nie zachwyciły, ale były lepszym zespołem w kluczowych momentach. Świetnie radził sobie przede wszystkim Matt Coleman, autor 20 punktów i czterech przechwytów. Co ciekawe Amerykanin nie zanotował żadnej asysty, ale jego ofensywne popisy dały beniaminkowi bardzo cenne zwycięstwo.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: można im pozazdrościć. Bajeczny urlop dziennikarki i piłkarza
Dominic Green dodał 16 oczek, a po 11 punktów zdobyli inni obcokrajowcy w Dzikach: Nicholas Mcglynn oraz Ade Ajare Sanni. Ten pierwszy zanotował też 12 zbiórek.
Gospodarze w końcówce zbliżyli się do rywali na trzy oczka (54:57), ale wtedy za trzy przymierzył Coleman, po dwa punkty dorzucili Green oraz Sanni i było po wszystkim. Dziki zwyciężył ostatecznie w Łańcucie 68:58.
Dla miejscowych 16 punktów zdobył Ikechukwu Nwamu, ale to nie wystarczyło. Delano Spencer w 20 minut wywalczył tylko dwa oczka, trafiając 1 na 8 rzutów z gry. Pudłował też Filip Struski (trzy punkty, 1/6 z gry).
Drużyna z Łańcuta z bilansem 4-16 wciąż jest na dnie tabeli. O wygraną więcej mają ekipy z Gdyni, Zielonej Góry i Gliwic. Dziki zanotowały bardzo ważny sukces w kontekście walki o fazę play-off. Legitymują się w tym momencie bilansem 11-9.
Wynik:
Muszynianka Domelo Sokół Łańcut - Dziki Warszawa 58:68 (12:10, 11:17, 17:20, 18:20)
Muszynianka Domelo Sokół: Ikechukwu Nwamu 16, Terrell Gomez 13, Artur Łabinowicz 10, Adam Kemp 7, Milivoje Mijović 5, Filip Struski 3, Kacper Młynarski 2, Delano Spencer 2, Michał Kroczak 0.
Dziki: Matthew Coleman 20, Dominic Green 16, Ade Ajare Sanni 11, Nicholas Mcglynn 11, Isaiah Crawley 5, Alan Czujkowski 3, Michał Aleksandrowicz 2, Grzegorz Grochowski 0, Jarosław Mokros 0.
Czytaj także:
Doncić znów świetny, powrót Simmonsa
Każdy kąt miasta o nim przypomina. Kobe Bryant wiecznie żywy