Nie spoczywamy na laurach - wywiad z Dru Joyce'm, rozgrywającym Anwilu Włocławek

Gdy włodarze Anwilu Włocławek ogłosili podpisanie kontraktu z Dru Joyce’m, decyzja ta została szeroko skrytykowana. Wszak Amerykanin fatalnie radził sobie w zespole Energi Czarnych Słupsk i w efekcie został zwolniony. Pod okiem Igora Griszczuka i w obliczu kontuzji Krzysztofa Szubargi, Joyce idealnie odnalazł się w nowych realiach i zanotował kilka bardzo udanych spotkań. Teraz liczy na korzystny rezultat w starciu z PGE Turowem Zgorzelec o czym opowiada w wywiadzie dla portalu SportoweFakty.pl.

Michał Fałkowski: Przede wszystkim, na początku chciałbym się dowiedzieć, jak mam do ciebie się zwracać...

Dru Joyce: Zawsze tylko Dru Joyce.

A więc Dru, mógłbyś zatem wyjaśnić jak to jest z tym twoim imieniem i nazwiskiem? Chcesz by mówić do ciebie Dru, lecz oficjalny serwis ligi podaje James Joyce, na stronach amerykańskich czasami widniejesz jako Dru Joyce III...

- Nie ma za wiele co o tym mówić. Jestem Dru Joyce i koniec. Rzymska cyfra III widnieje jedynie w oficjalnych papierach, bowiem mój ojciec jest Dru Joyce II. Z tego tytułu czasami jestem nazywany również Dru junior, ale nigdy nie lubiłem tych dodatków.

Oglądałeś film "Wejście smoka" z Bruce’m Lee? Fraza ta idealnie oddaje okoliczności twojego pojawienia się i zaaklimatyzowania w drużynie Anwilu...

- Niestety nie oglądałem tego filmu, choć wiem, że dla wcześniejszego pokolenia był kultowy. Rozumiem, że odnosi się do sytuacji w Słupsku? Cóż, jeśli pytasz czy to była zemsta, odpowiem bez zastanowienia - nie można traktować tego w taki sposób. Natomiast skłamałbym, gdybym powiedział, że nie cieszyłem się w tamtym momencie. W środku po prostu wybuchnąłem emocjami, bo nie znoszę przegrywać i przez żaden moment tamtego spotkania nie chciałem by mój były zespół mnie pokonał. Po prostu nie mogłem na to pozwolić.

Zanim jednak doszło do tego bardzo emocjonującego meczu z Energą Czarnymi, zadebiutowałeś meczem przeciwko Kotwicy Kołobrzeg we Włocławku...

- Tak, była to dość ciężka sytuacja, bowiem przed spotkaniem odbyłem raptem jeden, dwa treningi z Anwilem. Wszystko było dla mnie zupełnie nowe, począwszy od partnerów z zespołu, trenerów, działaczy, pracowników klubu, poprzez halę, a skończywszy na kibicach czy atmosferze podczas meczu. Cóż, ja po prostu chciałem wyjść na parkiet i pokazać moim nowym kolegom oraz szkoleniowcom, że niezależnie od okoliczności jestem w stanie dać z siebie 100 procent.

Odkąd jesteś w zespole, Anwil nie przegrał spotkania, pokonując kolejno Kotwicę, Energę, Znicz oraz MKS Dąbrowę Górniczą w Pucharze Polski. Chyba lepiej być nie mogło?

- Lepiej być nie mogło jeśli chodzi o wyniki, bo w stylu gry zawsze można coś poprawić. Ale oczywiście stało się tak, jak bardzo chciałem i na pewno jest tak, jak chciałbym ten okres zapamiętać.

Dzięki występom w Anwilu pokazałeś na co naprawdę cię stać i udowodniłeś niedowiarkom, którzy cię skreślili, że potrafisz grać w koszykówkę na wysokim poziomie...

- Nigdy nie byłem zawodnikiem, który wątpiłby w swoje umiejętności. Zawsze wiedziałem na co mnie stać, jakim jestem graczem i w jaki sposób mógłbym pomóc drużynie. Czarni nie byli dla mnie po prostu najlepszą opcją, ale nie zawsze jest tak, że każdy gracz sprawdzi się w każdym klubie, co dokładnie widać po mnie. W Słupsku było źle, ale myślę, że nieźle odnajduję się w realiach Anwilu. I proszę nie pytaj już o Czarnych, ten okres jest już za mną.

Niechętne ci osoby podkreślają twoje streetballowe inklinacje. Zgodzisz się z tym, że prezentujesz styl wzięty prosto z ulicznych boisk?

- Odpowiem tak: gram w koszykówkę od siódmego roku życia. Jej podstaw i tego jak odnieść sukces w tym sporcie uczył mnie mój ojciec i jak każdy młody Amerykanin wiele czasu spędzałem na osiedlowych boiskach. Minęło kilkanaście lat od tamtego momentu i jakoś nadal uprawiam ten sport.

W kolejnym meczu Anwilu wystąpi już Krzysztof Szubarga i to prawdopodobnie on będzie rozpoczynał mecze w pierwszej piątce...

- To dla mnie żaden problem. Ja jestem profesjonalistą i dostrzegam same zalety tej sprawy. Powiększy się nam rotacja i z nim w składzie będziemy z pewnością silniejsi, a nasi przeciwnicy będą musieli przygotowywać się na nas dwóch, bo na dłuższą metę jeden rozgrywający to jest kłopot.

A myślisz, że jest to możliwe byście razem mogli przebywać na parkiecie w tym samym czasie i jeden z was grałby jako rzucający obrońca?

- To tylko zależy od trenera. My obaj jesteśmy dobrymi koszykarzami i myślę, że potrafilibyśmy podporządkować się każdej decyzji szkoleniowca, bo stać na nas na to.

Zdążyłeś poznać już drużynę Anwilu, więc gdzie, według ciebie, tkwi jej siła?

- Nie chciałbym wdawać się tutaj w takie określanie, więc odpowiem w ten sposób: naszą siłą jest to, że nie spoczywamy na laurach i cały czas chcemy się rozwijać i z każdym meczem prezentować coraz lepszą koszykówkę.

W najbliższą sobotę do Włocławka przyjedzie PGE Turów Zgorzelec, który pomimo obecnego bilansu 6-4, nadal pozostaje głównym kandydatem do gry w finale obok Asseco Prokomu Gdynia. Czy wiesz cokolwiek o tej drużynie?

- Niestety nie miałem okazji zagrać przeciwko Turowowi kiedy byłem jeszcze graczem słupskiego zespołu, więc kompletnie nie znam tej drużyny. Nawet moi rodacy, grający w Turowie stanowią dla mnie zagadkę, ale wszędzie wokół słyszę, że czeka nas bardzo wymagający mecz.

Co zatem musicie zrobić by dwa punkty pozostały we Włocławku?

- Zawsze, w każdym meczu kluczem do zwycięstwa jest oczywiście szczelna defensywa i szybki atak, bo tak najłatwiej zdobywa się punkty. I my tak chcemy grać, bo najprostsze rozwiązania są najlepsze. Mamy nadzieję, że czeka nas świetny mecz i choć łatwo nie będzie, postaramy się zrobić wszystko, co będzie konieczne, by przedłużyć dobrą passę.

PGE Turów w ostatnim czasie zmienił trenera. Nowym szkoleniowcem został Andrej Urlep, który notabene siedem lat temu wygrał mistrzostwo Polski z Anwilem. Czy zmiana ta może wpłynąć na poziom determinacji poszczególnych zawodników drużyny?

- Tak, Andrew (Andrzej Pluta - przyp. M.F.) opowiadał nam o tamtym mistrzostwie i o tym trenerze. Co do drugiej części pytania - jestem pewien, że to będzie miało spory wpływ na Turów, ale tylko na Turów. Bo dla mnie, i podejrzewam, że dla moich kolegów z zespołu, nie ma to żadnego znaczenia. Nigdy nie martwię się, ani nie rozmyślam nad tym jakie problemy mają rywale i jaka jest ich obecna sytuacja. Koncentruję się tylko na swoim zespole i to mnie zajmuje najbardziej.

A czy wiesz, że Turów wygrywał we Włocławku w ostatnich trzech latach?

- Tak, o tym również wspominaliśmy, ale tylko na marginesie, bo przecież spotkania z przeszłości nie grają w teraźniejszości. W sobotę musimy obronić miano niepokonanej w ty, sezonie Hali Mistrzów i wygrać przed własną publicznością.

Komentarze (0)