- Jedziemy po dwa punkty - mówi wprost przed meczem AZS Koszalin - PGB Basket Poznań Wojciech Szawarski, kapitan drużyny z Wielkopolski. Jakie przesłanki skłoniły doświadczonego koszykarza do wyrażenia tej opinii? Przede wszystkim zespół z Pomorza od kilku tygodni znajduje się w kryzysie i po wyśmienitym początku sezonu została tylko mgiełka.
Rozgrywki z drużyną rozpoczął trener Rade Mijanović, lecz po trzech zwycięstwach na rozpoczęcie rozgrywek, jego podopieczni przegrali pięć kolejnych meczów i Słoweniec został zwolniony, a razem z nim z zespołem pożegnał się playmaker Gediminas Navickas. Wstrząs nie pomógł jednak "Akademikom", którzy w następnym starciu zaprezentowali prawdziwy popis braku defensywy i dali rzucić Polonii 2011 Warszawa, dla której było to pierwsze zwycięstwo w lidze, 101 punktów. Na ratunek koszalinianom przybył więc zwolniony w tym sezonie ze Sportino Inowrocław Mariusz Karol, lecz i on niewiele zmienił w stylu gry drużyny i przegrał w Sopocie z Treflem 68:65.
I to właśnie w tym kryzysie swoich szans na piąte zwycięstwo w lidze upatrują koszykarze PBG Basketu Poznań. - AZS ma swoje problemy. Siedem porażek z rzędu w lidze, kłopoty kadrowe, niedawna zmiana trenera, która jeszcze nie wpłynęła pozytywnie na ten zespół. Ale cóż, my będziemy starali się zrobić wszystko, by jeszcze pogłębić ich problemy - przyznaje otwarcie Tomasz Jankowski, asystent głównego trenera Eugeniusza Kijewskiego. Poznaniacy mogą patrzeć z optymizmem w przyszłość także dzięki ostatnim ruchom działaczy klubu. Zakontraktowany przed tygodniem James Maye w swoim pierwszym meczu przeciwko Sportino zdobył 16 oczek, a na debiut w nowej drużynie czekają mający wydatnie wzmocnić walkę o zbiórki: wieżowiec Chris Johnson (211 cm) oraz nieunikający twardej gry Robert Tomaszek.
Na tak łatwe wydawanie pieniędzy nie mogą pozwolić sobie działacze AZS, którzy Litwina Navickasa zastąpili starym znajomym Dante Swansonem. Amerykanin już dwukrotnie rozpoczynał sezon w barwach pomorskiego zespołu i dwukrotnie go nie kończył. Najpierw z powodu kontuzji, a potem z powodu problemów pozasportowych. Koszykarz zdążył już zagrać w jednym spotkaniu, przegranym w Sopocie, w którym zdobył co prawda 12 oczek, lecz popełnił kilka zupełnie niepotrzebnych strat oraz opuścił parkiet przedwcześnie z powodu pięciu fauli.
I choć z pewnością pasjonującej walki na obwodzie będzie w tym meczu wiele, jak chociażby pomiędzy Swansonem a Maye’m, wspomaganymi przez Michaela Kueblera (średnio 15,1 punktu) i Andriję Ciricia (15,3), kluczowy pojedynek tego spotkania rozegra się na skrzydle, pomiędzy George’m Reese (13,5) i Zbigniewem Białkiem (13,2). Obaj zawodnicy grają bardzo podobnie - choć są nominalnymi silnymi skrzydłowymi często szukają okazji do zdobycia punktów na dystansie (Amerykanin oddaje średnio cztery próby za trzy w każdy meczu, Polak - aż sześć), co jednak nie oznacza, że unikają walki o zbiórki. Zarówno jeden jak i drugi są w tym elemencie liderami swoich drużyn: wskaźnik Reese’a wynosi 6,3 a Białka 5,0. Ponadto obaj chętnie biorą sprawy w swoje ręce, gdy wynik jest na styku. Problemem jest jednak to, że ich dotychczasowe osiągnięcia nie idą w parze z takowymi drużyn. Który z nich wreszcie zagra na tyle dobrze, że poprowadzi swoją ekipę do bardzo ważnego pod względem psychologicznym zwycięstwa? O tym przekonamy się w niedzielny wieczór.
Mecz odbędzie się w niedzielę, 6 grudnia o godzinie 18.00 w Hali Gwardia. Bilety są jeszcze do nabycia w Biurze Turystycznym Turysta przy ulicy Andersa.