Robert Witka: Nie pamiętam tak słabego meczu

Od trzech lat Robert Witka, wychowanek włocławskiego Anwilu, przywdziewa barwy PGE Turowa Zgorzelec i do soboty nie zdarzyło się by grając w trykocie przygranicznego klubu przegrał we Włocławku. Ostatniego meczu polski skrzydłowy nie zaliczy jednak do udanych, gdyż spudłował największą ilość rzutów w swojej karierze a PGE Turów doznał piątej porażki w sezonie.

Pięć lat spędził Robert Witka w Anwilu Włocławek, zanim w roku 2006 przeszedł do Turowa Zgorzelec i w trzech kolejnych sezonach przyjeżdżał na Kujawy w barwach przygranicznego klubu, zresztą każdorazowo wygrywając. Przez trzy lata Anwil miał kompleks Turowa w Hali Mistrzów, a polski skrzydłowy okazywał się jednym z koszykarzy, którzy stanowili o sile zgorzeleckiej drużyny. W sezonie 2006/2007 zdobył przeciwko swojej byłej ekipie 14 oczek, rok później do dziewięciu punktów dodał pięć zbiórek a w minionych rozgrywkach uzbierał 14 punktów oraz sześć zbiórek.

Każda seria się jednak kiedyś kończy i dobra passa Witki została przerwana wraz z sobotnim meczem 11. kolejki PLK. PGE Turów Zgorzelec przegrał z Anwilem 73:76, a Witka rozegrał prawdopodobnie najsłabszy mecz w karierze - miał co prawda pięć zbiórek, ale ledwie dwa punkty z linii rzutów wolnych (2/4), a ponadto przestrzelił dwa rzuty spod kosza i aż osiem z dystansu! - Niestety tym razem kompletnie nie udał mi się powrót do Włocławka. Nie pamiętam tak słabego meczu żebym nie trafił aż tylu rzutów. Nie chcę mówić o całym zespole, wolę mówić za siebie i nie boję się powiedzieć, że zagrałem po prostu katastrofalnie. Tym bardziej, że w takim spotkaniu jedna czy dwie trójki więcej i to my byśmy się cieszyli z wygranej - komentuje swój występ koszykarz.

Samokrytyczna uwaga Witki okazała się w stu procentach celna, gdyż włocławianie zwyciężyli, gdyż właśnie dokładnie dwoma celnymi rzutami z dystansu popisał się w samej końcówce Andrzej Pluta. - Andrzej zrobił coś niebywałego i to przecież już drugi raz w tym sezonie, bo podobnej sztuki dokonał w Słupsku - nie kyrje podziwu dla swojego byłego partnera z zespołu skrzydłowy, przyznając jednocześnie - My z kolei uczyniliśmy wszystko co w naszej mocy, bo nie można powiedzieć, że on rzucał z otwartych pozycji. Nie, był dobrze kryty, lecz tak naprawdę jeśli Andrzej będzie chciał trafić i skoncentruje się na tym, to po prostu to zrobi nie bacząc na okoliczności - wychwala Plutę zawodnik Turowa.

Innym elementem, który wpłynął na przegraną zgorzeleckiego klubu był piąty faul najskuteczniejszego w tym spotkaniu Michaela Wrighta na minutę przed ostatnim gwizdkiem sędziego, choć Witka nie postawiłby tej kwestii na równi z trafieniami Pluty. - Brak Mike’a na parkiecie chyba nie był jednak kluczowy. Pod koniec i tak mieliśmy rzucać za trzy punkty, bo musieliśmy szybko odrabiać straty, więc nie wiem czy jego obecność na parkiecie coś by zmieniła. No chyba, żeby i on zdecydowałby się na taką próbę (śmiech) - śmiejąc się opowiada zawodnik.

Warto dodać, że Witka, do spółki z Wrightem, Krzysztofem Roszykiem i przede wszystkim Konradem Wysockim, zdemolowali gospodarzy w walce na tablicach. Kwartet ten zebrał tyle piłek, ile cały zespół Anwilu, co idealnie obrazuje determinację przyjezdnych. 28-letni gracz nie dostrzega w tej kwestii jednak żadnego pozytywu. - Niestety mecz wygrywa ten, kto zdobędzie więcej punktów, lub straci mniej, a nie ten, kto wygra zbiórki. Tych jedenaście zebranych piłek w ataku jest trochę mylnych, gdyż większość z nich po prostu padło naszym łupem dopiero w samej końcówce, kiedy po prostu musieliśmy atakować tablicę po każdym rzucie - przyznaje silny skrzydłowy.

Turów co prawda przegrał mecz, lecz wszyscy eksperci dostrzegli zdecydowaną poprawę w postawie wicemistrza Polski. Zespół wyraźnie odżył pod skrzydłami Andreja Urlepa, który niedawno zastąpił Sasę Obradovicia i w dużym stopniu uprościł grę zespołu, choć przejął go zaledwie dwa dni przed spotkaniem. Pytanie nasuwa się zatem jedno: ile w starciu z Anwilem było w Turowie umiejętności koszykarzy stricte sportowych, a ile magii nowego trenera i tego, że zawodnicy z pewnością chcieli pokazać się z jak najlepszej strony swojemu opiekunowi? - Póki co jest za wcześnie na takie dywagacje. Pogramy jeszcze kilka meczów i zobaczymy w jaką stronę będziemy ewaluować - odpowiada koszykarz.

Obecny bilans zespołu to 6-5 i miejsce bliżej środka tabeli, niż czołówki. Jakie zatem perspektywy przed zgorzelecką ekipą? - Musimy patrzeć z optymizmem w przyszłość, bo nie mamy innego wyjścia. Powiedzmy sobie szczerze, że pierwsze dwa miejsca są na razie poza naszym zasięgiem. Jeśli Anwil będzie grał nadal tak samo to nie ma mowy o żadnych wpadkach i musimy się skupić na walce o trzecie miejsce - puentuje Robert Witka.

Komentarze (0)