Bez niespodzianki - relacja z meczu PGE Turów Zgorzelec - Sportino Inowrocław

W meczu 18. kolejki Polskiej Ligi Koszykówki pomiędzy PGE Turowem Zgorzelec a Sportino Inowrocław nie było niespodzianki. Podopieczni trenera Andreja Urlepa kontrolowali mecz od początku do końca i pewnie wygrali 95:72.

Faworytem spotkania byli zgorzelczanie, którzy w środę doznali sensacyjnej porażki w Warszawie z Polonią 2011. - Wiedzieliśmy, ze po porażce w stolicy gospodarze będą bardzo skoncentrowani. To potwierdzili w pierwszej połowie i w tej części gry rozstrzygnęli mecz na swoją korzyść - nie krył po spotkaniu trener drużyny z Inowrocławia Aleksander Krutikow. PGE Turów od początku narzucił rywalom swoje warunki gry i szybko prowadził 15:5. Sportino w pierwszej kwarcie nie było w stanie powstrzymać Michaela Wrighta. Amerykanin w pierwszych 10. minutach zdobył 18 punktów, nie pudłując ani jednego spośród 7. rzutów z gry. Ten fragment spotkania gospodarze wygrali 30:21. Obraz gry nie zmienił się w drugiej ćwiartce, w której PGE Turów osiągną przewagę sięgającą 22 punkty (55:33). Świetne spotkanie w barwach ekipy znad Nysy rozgrywał Justin Gray, który w całym meczu zdobył 26 punktów i miał 6 asyst. Do przerwy zgorzelczanie wygrywali 58:36 i było praktycznie po spotkaniu. - Myślę, że zagraliśmy drugą połowę o wiele lepiej. W pierwszej części nie realizowaliśmy przedmeczowych planów zwłaszcza w ataku. Akcje nie były doprowadzane do końca i oddawaliśmy wiele rzutów z nieprzygotowanych pozycji. Być może zabrakło nam trochę sił. Cały czas nękają nas kontuzje i choroby - stwierdził gracz Sportino Tomasz Kęsicki.

Po zmianie stron osłabione brakiem Przemysława Łuszczewskiego oraz Litwinów Vitaliusa Staneviciusa i Mindaugasa Budzinauskasa Sportino starało się odrabiać straty. Za sprawą aktywnych Wiaczesława Rosnowskiego i Quintona Daya inowrocławianie nie potrafili jednak zbliżyć się do rywali, mimo że udało im się zatrzymać Michaela Wrighta. Trafiali bowiem inni gracze PGE Turowa z Justinem Grayem i Chrisem Johnsonem na czele. Ten drugi popisał się dwoma efektownymi wsadami, a przy tym zebrał 8 z tablic piłek - tyle samo co Brandon Wallace. Ostatecznie PGE Turów pewnie pokonał Sportino 95:72.

Mimo że zgorzelczanie kilka razy wymusili na rywalach błąd 24 sekund trener Andrej Urlep miał do swoich podopiecznych sporo pretensji. - W ataku zagraliśmy dobry mecz. Dużo mniej jestem zadowolony z postawy moich graczy w obronie. Popełnialiśmy dużo błędów. Zobaczymy czy wszyscy zawodnicy zostaną w tej drużynie. Niektórzy dzisiejszą postawą pokazali, że na to nie zasługują - stwierdził. Prawdopodobnie szkoleniowiec PGE Turowa miał na myśli TJ’a Thompsona. Po jednej z akcji w drugiej kwarcie Amerykanin popełnił prostą stratę. Po tym zdarzeniu trener Urlep wziął czas i między zainteresowanymi stronami doszło do ostrej wymiany zdań. Thompson wprawdzie pojawił się na parkiecie w czwartej kwarcie, ale w krótkim czasie popełnił kolejną stratę a do tego dopuścił się faulu niegodnego sportowca. Zapytany o tą sytuację szkoleniowiec PGE Turowa stwierdził: - Nic się nie wydarzyło. Czy zatem można spodziewać się kolejnych zmian kadrowych w klubie ze Zgorzelca? - Póki co za wcześnie na operowanie jakimikolwiek nazwiskami - powiedział prezes klubu Jan Michalski.

PGE Turów Zgorzelec - Sportino Inowrocław 95:72 (30:21, 28:15, 20:13, 17:23)

PGE Turów:: Gray 26 (5), Wright 20, Johnson 13, Wysocki 10 (2), Bochno 8 (2), Witka 5, Wallace 5, Chyliński 4, Roszyk 4, Thompson 0.

Sportino: Day 21 (3), Rosnowski 19 (4), Bogavac 12 (2), Kęsicki 11 (1), Starożyński 5, Robak 2, Greene 2, Żytko 0, Wierzbicki 0.

Źródło artykułu: