Tychy zburzyły twierdzę - relacja z meczu MKS Dąbrowa Górnicza - KKS Tychy

KKS Tychy w tym sezonie potrafi zarówno przegrać z każdym, jak i wygrać z każdym. Po ostatnim triumfie w Zielonej Górze, tym razem podopieczni Mariusza Niedbalskiego wygrali w Dąbrowie Górniczej, co w tym sezonie nie udało się jeszcze nikomu. Tyszanie są na fali wznoszącej, co jasno pokazali w Dąbrowie Górniczej. KKS w pewnych momentach prowadził już nawet różnicą 19 punktów, a ich sukces nawet przez chwilę nie był zagrożony.

W tym artykule dowiesz się o:

- Mamy taki zamiar, aby zakończyć sezon 15:0 we własnej hali - mówił po ostatnim wygranym meczu przed własną publicznością ze Startem Lublin trener dąbrowian Wojciech Wieczorek. W niedzielny wieczór marzenia o takim bilansie MKS-u prysnęły niczym bańka mydlana, bo zawodnicy KKS Tychy zagrali rewelacyjnie i zburzyli mit o twierdzy nie do zdobycia.

Na dąbrowskim parkiecie rywalizowały drużyny z trzeciego i piątego miejsca w ligowej tabeli, dlatego o emocje można było być spokojnym. Pierwsza kwarta niezwykle wyrównana, a podopieczni trenera Wieczorka zdołali rozstrzygnąć ją na swoją korzyść. W drugiej kwarcie nadal zawodnicy obu zespołów wymieniali się ciosami, z tym że więcej skutecznych ciosów zadali podopieczni Mariusza Niedbalskiego schodzili na przerwę do szatni przy trzypunktowym prowadzeniu.

Jako, że zawodnicy MKS-u zawsze bardzo dobrze radzili sobie w trzecich kwartach, kibice gospodarzy patrzyli na drugą połowę i końcowy wynik z optymizmem. To jednak, co było zazwyczaj atutem dąbrowian, w tym spotkaniu było atutem rywali. Tyszanie zagrali znakomicie w defensywie, a jeszcze lepiej w ofensywie. To zaowocowało, że ich przewaga wzrastała z każdą kolejną minutą. Dąbrowianie nie panowali nad wynikiem, a sytuację podgrzało spięcie Piotra Zielińskiego z Piotrem Hałasem. Na szczęście szybko temperamenty obu koszykarzy uspokoili sędziowie i nie doszło do żadnych rękoczynów. Obaj ci zawodnicy byli wyróżniającymi się postaciami swoich zespołów, ale po trzech kwartach to Hałas miał więcej powodów do radości, bo KKS prowadził różnicą 14 oczek.

Początek decydującej kwarty to kontynuacja dobrej gry tyszan, którzy w połowie tej części meczu po dwóch celnych rzutach osobistych Łukasza Pacochy prowadzili już 68:49. To w jakiś sposób mobilizująco wpłynęło na gospodarzy, a szczególnie na pobudzonego Zielińskiego. Ten poderwał dąbrowian do pogoni za rywalem, ale straty udało się zmniejszyć jedynie do 12 punktów. Ostatecznie KKS wygrał pewnie w Dąbrowie Górniczej odebrał gospodarzom miano niepokonanych we własnej hali. Podopieczni trenera Wieczorka mogą odczuwać duży kompleks tyskiego zespołu, z którym jeszcze nigdy nie udało im się wygrać na pierwszoligowych parkietach.

- Tworzyliśmy zespół i to był klucz do sukcesu w tym meczu. Nie przerażało nas to, że rywal wygrał we własnej hali wszystkie dotychczasowe mecze. Nam udało się ich złamać - powiedział po zakończeniu tego spotkania Tomasz Bzdyra, który rozegrał bardzo dobre zawody. Na swoim koncie zapisał 11 punktów, 9 zbiórek i 4 przechwyty, a w defensywie ograniczył do minimum poczynania jednego z liderów MKS-u Marka Piechowicza.

Piechowicz nie zachwycił w ofensywie. Skrzydłowa dąbrowskiego zespołu trafił zaledwie 2 z 11 oddanych rzutów kończąc mecz z dorobkiem 6 oczek. Co prawda podopieczny trenera Wieczorka był widoczny na parkiecie, ale po raz kolejny zabrakło trochę jego punktów.

Swoją teorię na temat porażki miał Paweł Zmarlak, skrzydłowy MKS-u, który poprzedni sezon spędził właśnie w Tychach. - Zabrakło nam dzisiaj skuteczności. W trzeciej kwarcie mieliśmy też fragment, w którym graliśmy praktycznie na stojąco. Rywal to wykorzystał i odskoczył - skomentował spotkanie Zmarlak, który trafił 1 z 6 oddanych rzutów i popełnił 5 przewinień.

W drużynie KKS-u oprócz Bzdyry znakomicie grał Krzysztof Mielczarek. Skrzydłowy tyskiego zespołu wywalczył 14 punktów na stuprocentowej skuteczności rzutów z gry, a dodatkowo w swoich statystykach zapisał 9 zbiórek oraz po 2 asysty, przechwyty i bloki.

Tradycyjnie też najwięcej punktów dla tyskiego teamu wywalczył Pacocha, który panował nad wszystkimi wydarzeniami na parkiecie w pełni kontrolując grę swoich kolegów na boisku oraz sam skutecznie kończył akcje.

- Chcemy im trochę popsuć nastroje i nie pozwolić zakończyć sezonu bez porażki u siebie - mówił przed meczem w Dąbrowie Górniczej Tomasz Jagiełka, II trener KKS-u. Tyszanie nie tylko popsuli nastroje rywali, ale i mocno poprawili swoje. W ostatnich kolejkach tyszanie grają wyśmienicie. Wygrane w Zielonej Górze czy Dąbrowie Górniczej, oraz pewne zwycięstwo we własnej hali z ŁKS-em Sphinx Petrolinvest Łódź jasno dają do zrozumienia, że tyszanie na przed decydującymi meczami są w znakomitej dyspozycji.

MKS Dąbrowa Górnicza - KKS Tychy 73:84 (20:18, 16:21, 10:21, 27:24)

MKS: Łukasz Szczypka 18, Piotr Zieliński 16, Radosław Basiński 14, Adam Lisewski 8, Marek Piechowicz 6, Grzegorz Zawierucha 5, Paweł Bogdanowicz 3, Paweł Zmarlak 3, Grzegorz Szybowicz 0, Krzysztof Koziński 0

KKS: Łukasz Pacocha 19, Krzysztof Mielczarek 14, Tomasz Bzdyra 11, Piotr Hałas 10, Marcin Salamonik 10, Piotr Pustelnik 7, Paweł Olczak 7, Mateusz Bartosz 4, Kamil Nowak 2

Komentarze (0)