Polonia Azbud Warszawa nie kryła nadziei przed sobotnim, trzecim spotkaniem przeciwko Anwilowi Włocławek, zdając sobie jednak sprawę z tego, że każda kolejna porażka oznacza dla nich zakończeniu sezonu. Mimo iż podopieczni Wojciecha Kamińskiego nie mieli wielu atutów w ręku, chcieli postawić na ambicję i liczyć na słabszą dyspozycję koszykarzy z Kujaw. Ci jednak już w drugiej kwarcie rozpoczęli rozmontowywanie defensywy przeciwnika i ostatecznie skończyło się na miażdżącym zwycięstwie różnicą 49 oczek, 54:103.
- Wiedzieliśmy, że Polonia miała w ostatnim czasie wiele problemów z kontuzjami, a dodatkowo w czasie sobotniego meczu urazu nabawił się kolejny gracz, i nie ukrywam, że chcieliśmy wykorzystać ten fakt w rywalizacji. Play-off to bardzo męcząca seria i żeby skutecznie rywalizować, potrzebna jest solidna ławka rezerwowych - tłumaczy Rashard Sullivan, który sam jest potwierdzeniem swoich słów. Trener Igor Griszczuk w tylko jednym meczu w tym sezonie postawił na czarnoskórego zawodnika w podstawowym składzie, traktując go jako bardzo ważnego zmiennika.
Tak też się stało i w sobotę, gdy Sullivan pojawił się na parkiecie po kilku minutach drugiej kwarty i szybko zaznaczył swoją obecność udanym zagraniem pod koszem. Ostatecznie zgromadził na swoim koncie 11 punktów, popisując się kilkoma atomowymi wsadami, oraz pięć zbiórek w trakcie kwadransa spędzonego na parkiecie. Dłużej koszykarzowi nie pozwolili grać sędziowie, odgwizdując mu pięć przewinień. Po meczu zawodnik kompletnie jednak nie zwrócił uwagi na swój występ. - Cały zespół wyszedł na parkiet skoncentrowany i stąd nasze wysokie zwycięstwo. Zwycięstwo drużyny, a nie jednego zawodnika.
Zapytany o to czy włocławianie jakoś specjalnie koncentrowali się na trzeci akt rywalizacji ze stołeczną ekipą, Sullivan jedynie wzrusza ramionami. - My po prostu chcieliśmy zamknąć tą serię i dlatego od samego początku nastawiliśmy się na mocną defensywę i skuteczny atak. Bardzo zależało nam na szybkim zakończeniu ćwierćfinału, gdyż zmęczenie w przyszłości może odgrywać kluczową rolę - wyjaśnia środkowy Anwilu, który na parkiecie wygląda jednak tak, jakby nigdy nie odczuwał kondycyjnych trudności. Ciężko przepracowany okres przygotowawczy oraz odpowiednia dieta dają pozytywny rezultat.
Drużyna trenera Griszczuka już po dwóch kwartach wyrobiła sobie ponad dwudziestopunktową przewagę, która po zmianie stron stopniowo wzrastała, a ostatecznie sięgnęła prawie 50 oczek różnicy! Różnicy, która przy wyniku 103:54 jest zresztą nowym rekordem sezonu. - To oczywiście bardzo miłe, ale to nie ma dla nas żadnego znaczenia. Faktem jest, że możemy być dumni z naszej defensywy. W tym spotkaniu funkcjonowała na najwyższym poziomie - zachwala Sullivan.
Ekipa z Kujaw zagrała w Warszawie podobnie do tego, jak prezentowała się w dwóch pierwszych spotkaniach w Hali Mistrzów, czyli wybitnie zespołowo i z niesamowicie równomiernie rozłożonymi akcentami w ofensywie. Pięciu koszykarzy zdobyło ponad 10 oczek, a drużyna zanotowała kapitalną skuteczność z gry: 24/39 za dwa (61 procent) i 14/25 za trzy (56). Dla porównania: "Czarne Koszule" trafiły tylko 17 z 39 rzutów za dwa, zaś z dystansu do kosza wpadła tylko jedna piłka. Na 20 prób...
Warto wyróżnić przy tej okazji Dru Joyce’a, który kilka dni temu wyjechał do USA uporządkować sprawy rodzinne, lecz tuż przed trzecim spotkaniem zdążył pojawić się w Warszawie i ostatecznie rzucić Polonii 14 punktów oraz rozdać trzy asysty. - Jestem pełen podziwu dla Dru i bardzo cieszę się, że do nas wrócił, pokazując przy tym jak ważnym jest dla nas zawodnikiem. Razem z Szubim (Krzysztof Szubarga - przyp. M.F.) świetnie organizowali atak, a Andrzej (Pluta) trafiał z daleka. Mógłbym wymienić tak każdego z nas, ale powiem ogólnie - jako zespół wykonaliśmy to, co zaplanowaliśmy - podsumowuje center Anwilu.