Nóż na gardle nie zdeprymował sopocian w meczu nr 2, a wręcz przeciwnie dodał im skrzydeł. Trefl pomimo absencji dwóch czołowych podkoszowych - Sauliusa Kuzminskasa i Michała Hlebowickiego - spisywał się znakomicie, dyktując warunki od pierwszej do ostatniej kwarty. Nie było mocnych na Gintarasa Kadziulisa i Lawrence'a Kinnarda. Beniaminka nie ruszały nawet problemy z faulami Łukasza Ratajczaka i Pawła Kowalczuka, które mocno zawężyły możliwości rotacji pod tablicami. Z odsieczą przyszedł jednak Marcin Stefański. Skrzydłowy Trefla pomimo zakazu lekarza, zdecydował się wyjść na parkiet i tym samym udowodnił, że jest wojownikiem. - Zwycięstwo nas na pewno podbudowało, aczkolwiek jego rozmiary nie miały najmniejszego znaczenia - powiedział Stefański.
Polpharma była bezradna, nie wychodziło jej praktycznie nic. Wprawdzie wielokrotnie starogardzianom udawało się znaleźć dogodne miejsce do rzutu, ale piłka jak zaczarowana, tylko odbijała się od obręczy. Zawodnicy SKS pudłowali również mnóstwo rzutów osobistych, a w ten sposób trudno o końcowy sukces. - To są play-offy i porażki się zdarzają. Trefl zagrał świetny mecz, był lepszy i wygrał - mówi Milija Bogicević, szkoleniowiec klubu ze stolicy Kociewia.
Teraz rywalizacja przenosi się ponownie do Starogardu Gdańskiego. Atut własnego parkietu oraz fanatyczna publiczność przyniosły sukces Kociewskim Diabłom w pierwszym meczu walki o brązowy medal. Farmaceuci przegrywali już nawet 15 punktami, ale zdołali się podnieść i po dwóch dogrywkach przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Wtedy jednak gra w ofensywie się kleiła.
W tej serii niezwykle trudne zadanie ma Patrick Okafor. Nigeryjczyk od początku rozgrywek jest liderem Polpharmy, ale wąska rotacja sprawia, że musi przebywać na parkiecie bardzo długo. A jeśli dodamy do tego, że Trefl w obronie nie pozwala mu na zbyt wiele, to otrzymujemy obraz zmęczonego i sfrustrowanego gracza. Tak właśnie wyglądał Okafor w spotkaniu nr 2, kiedy to trafił zaledwie 2 z 13 rzutów z gry. Inaczej było w inauguracyjnej potyczce, bo wraz z odnowieniem się urazu Kuzminskasa, przebił się przez ścianę i był blisko triple-double.
W piątek ponownie nie ujrzymy na parkiecie Damiana Kuliga a to oznacza, że po raz kolejny Nigeryjczykowi przyjdzie praktycznie w pojedynkę walczyć z wysokimi zawodnikami rywala, bowiem Uros Mirković preferuję grę na półdystansie.
Wydaje się, że swoich podopiecznych do walki na najwyższym poziomie doskonale przygotował Karlis Muiznieks. Trener beniaminka potrafił poskładać elementy w całość, nawet po tym jak z gry wypadli Kuzminskas i Hlebowicki. Ni stąd ni zowąd ze świetną dyspozycją wyskoczyli Gintaras Kadziulis oraz Lawrence Kinnard, zaskakując w ten sposób adwersarza, bo w pierwszym meczu zagrali bardzo słabo.
- Po pierwsze musimy się poprawić w walce o zbiórki na własnej tablicy. Po drugie musimy ograniczyć poczynania Gintarasa Kadziulisa i Lawrence'a Kinnarda. Po trzecie poprawić skuteczność w ataku. To skrócona droga do sukcesu - wyjawia Bogicević.
Początek zawodów w piątek o godz. 18 w hali im. Andrzeja Grubby. Bilety w cenie 25 zł (normalny) i 15 zł (ulgowy) do nabycia w kasie przed spotkaniem. Bezpośrednią transmisję przeprowadzi TVP Sport.