- Przed meczem ktoś powiedział mi, że jeżeli wydarzą się cuda, to wygramy ten mecz i awansujemy. Teraz mogę zatem powiedzieć, że cuda się zdarzają z czego jestem bardzo zadowolona - powiedziała po meczu Hana Horakova, jedna z autorek największej, jak do tej pory, sensacji na 16. mistrzostwach świata koszykarek.
Wspomniana Horakova wspólnie z Evą Viteckovą rozegrały kapitalne mecze. Pierwsza uzyskała 21 punktów, druga dodała 27, a Czeszki wygrały 79:68. - Przed meczem byłam sceptycznie nastawiona do tego pojedynku, bo w głowie miałam nasz pojedynek na Igrzyskach Olimpijskich, gdzie przegrałyśmy różnicą 30 punktów - komentuje Viteckova. - Gdy jednak dobrze rozpoczęłyśmy to spotkanie nie mogłyśmy wypuścić szansy z rąk. Australijki nie zagrały najlepiej, a my wykorzystałyśmy swoją szansę.
Niezwykle dumny ze swoich podopiecznych był Lubor Blazek, który rozpracował rywalki na czynniki pierwsze, a jego zawodniczki wypełniły założenia perfekcyjnie. - Mój zespół został przygotowany do tego meczu znakomicie. Wiedziałem, że zawodniczki uwierzą w naszą strategię. W meczu tym zagraliśmy dokładnie tak, jak chcieliśmy. Szczególnie jeśli chodzi o obronę - komentował Blazek.
Oprócz obrony wygraną dała również moc, jaką tego wieczoru miały w sobie Czeszki. Te grały jak w transie, a to dało wielki sukces. - Na szczęście sił starczyło na całe 40 minut - mówił zadowolony Blazek. - Ten mecz był ogromną szansą dla tego zespołu. Moje podopieczne wierzyły, że mogą pokonać Australię i to był klucz do sukcesu.
Problemów ze wskazaniem przyczyny porażki nie miała Carrie Graff, trener Opals. - Czeszki miały znakomitą egzekucję w ataku, a nam tego zabrakło. Mieliśmy 29 procent w rzutach z gry i ledwie 19 procent w rzutach za 3 punkty - mówiła Graff. - Kiedy nie umiesz trafić, musisz mecz wygrać w defensywie. Niestety tego też nam dzisiaj zabrakło.
Australijkom pozostała zatem gra o piąte miejsce. Czeszki natomiast w półfinale zmierzą się z inną rewelacją turnieju Białorusią, która w swoim ćwierćfinale odprawiła Rosjanki.