- Od tygodnia przygotowujemy się do tego meczu, do stolicy jedziemy walczyć o wygraną - zapewnia w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl trener Sphinksa, Piotr Zych. Jego podopieczni - po kiepskim początku sezonu i porażkach ze Zniczem, Radeksem, Sportino oraz Dąbrową Górniczą - zdają się wracać na właściwe tory. - Gramy coraz lepiej, w Warszawie wynik będzie więc sprawą otwartą - zapewnia Zych. - Myślę, że o końcowym rezultacie zadecyduje dyspozycja dnia - przewiduje.
Łodzianie wygrali dwa ostatnie ligowe mecze - wywieźli dwa punkty z Tych i pokonali na własnym parkiecie Victorię Wałbrzych. W tabeli przesunęli się dzięki temu na dziewiątą lokatę. Do Politechniki im jednak daleko. Inżynierowie idą jak burza, konsekwentnie ogrywają każdego. Na pierwszoligowych parkietach wciąż czekają na pogromcę, w pierwszej rundzie Pucharze Polski nie pozostawili żadnych złudzeń MON-owi Płock (110:53), a bohaterem meczu został Roman Szymański, (16 punktów i 10 zbiórek).
Siłą Inżynierów jest kolektyw i młodzieńczy entuzjazm. Podopieczni Mladena Starcevicia potrafią w dodatku zachować zimną krew w kluczowych momentach spotkań - większość meczów rozstrzygają na swoją korzyść w końcówkach. Różnicą wyższą niż 10 punktów wygrali tej jesieni tylko raz, w Siedlcach. Klasą dla siebie są Piotr Pamuła i Mateusz Ponitka. Doświadczeniem w trudnych momentach zespół wspomaga Leszek Karwowski. Warszawiacy celnie rzucają za trzy.
Sphinx do meczu z Politechniką przystąpi w najmocniejszym zestawieniu. - Wszyscy są zdrowi, kontuzje nas w tym sezonie omijają - cieszy się Zych. Sobotnie spotkanie będzie wyjątkowe dla najskuteczniejszego zawodnika ŁKS-u, Krzysztofa Sulimy, który w poprzednim sezonie reprezentował właśnie barwy Inżynierów. Przy Marymonckiej z pewnością czeka nas zacięte spotkanie. Wynik inny niż zwycięstwo gospodarzy będzie jednak grubą niespodzianką.
Początek sobotniego meczu zaplanowano na godzinę 14:30.