Spotkanie z Anwilem było jednym z najcięższych w tym sezonie - rozmowa z Robertem Tomaszkiem, środkowym PGE Turowa

PGE Turów Zgorzelec w meczu 13. kolejki Tauron Basket Ligi wygrał we Włocławku z Anwilem 69:65. - Każdy kto oglądał spotkanie widział, że obrona z obu stron była bardzo ciężka a sędziowie mieli sporo pracy - powiedział po meczu Robert Tomaszek, środkowy PGE Turowa Zgorzelec.

Grzegorz Bereziuk
Grzegorz Bereziuk

Grzegorz Bereziuk: Mecz we Włocławku w wykonaniu PGE Turowa różnił się od tych z Energą Czarnymi i Zastalem. W przeciwieństwie do spotkań z zespołami ze Słupska i Zielonej Góry losy meczu z Anwilem ważyły do samego końca.

Robert Tomaszek: - Spotkanie z Anwilem był jednym z najcięższych jakie rozegraliśmy w tym sezonie. Było dużo fizycznej i ciężkiej walki. Zwłaszcza w końcówce meczu sędziowie odgwizdywali sporo fauli. Wówczas ciężko było nam zdobyć punkty z gry. Udawało nam się wchodzić pod kosz, byliśmy faulowani i w najważniejszych momentach dorzucaliśmy punkty z linii rzutów wolnych. Kłopoty ze skutecznością miał też Anwil. W połowie trzeciej kwarty wygrywaliśmy tylko 38:36 co najlepiej oddaje obraz meczu. Każdy kto oglądał spotkanie widział, że obrona z obu stron była bardzo ciężka a sędziowie mieli sporo pracy.

Wynik meczu rzutami wolnymi przypieczętował Marko Brkić, ale wcześniej nie wykorzystaliście aż dziesięciu takich prób. W meczach o zaciętych końcówkach taki element gry może okazać się decydujący o sukcesie bądź przegranej.

- Myślę, że słaba skuteczność była efektem twardej obrony. Człowiek koncentruje się na meczu ale kiedy staje się na linii rzutów wolnych jest ciężko. To nie jest tak hop, że staje się sam na sam z koszem i trafia się jak maszyna. Swoje robią też kibice, którzy starają się dekoncentrować. Daliśmy radę trafiać na koniec. Po trafieniach Marko Brkicia uciekliśmy na cztery punkty. Anwil musiał wówczas dwa razy trafić w końcówce a czas pracował na naszą korzyść.

Nie obawiałeś się o końcowy rezultat kiedy Eric Hicks najpierw zablokował Twój rzut a później sam zdobył punkty?

- Nie dopuszczaliśmy do siebie myśli, że coś może w nas pęknąć. Nie daliśmy Anwilowi się rozkręcić. W koszykówce wszystko dzieje się bardzo szybko. Gra się momentami. Akurat dla włocławian takim momentem był mój błąd. Przy pierwszym dryblingu za szybko podniosłem piłkę, byłem daleko od kosza i dlatego nie miałem już takiej siły aby wyskoczyć. Hicks ma lepszy wyskok i mnie zblokował. Jako drużyna walczyliśmy do końca. Stoimy za sobą murem. Koledzy podeszli, powiedzieli żebym się nie martwił i gramy dalej. Dla kibiców być może było to coś większego, ale dla nas jedna strata i powrót do obrony.

Gracze Anwilu tylko trzy razy trafili z dystansu. Sytuację starali się ratować podkoszowi, z którymi mieliście najwięcej problemów.

- Staraliśmy się dobrze bronić przeciw wysokim zawodnikom. Przez dwie minuty nie mogliśmy poradzić sobie z Hicksem, który zbierał piłki i zdobywał punkty z doskoku. Wkradło się w nasze szeregi zmęczenie, ale trener panował nad sytuacją. Wszystko szło po naszej myśli.

PGE Turów czeka przerwa w meczach o punkty. Nie obawiasz się, że wpłynie to na postawę zespołu?

- Fajnie byłoby zagrać z Polonią już w sobotę. Czujemy się dobrze, złapaliśmy właściwy rytm gry i moglibyśmy go pilnować. W poniedziałek gramy w Olsztynie z AZS a później bierzemy się ostro za treningi. Wierzę, że utrzymamy formę i zrewanżujemy się Polonii za porażkę w swojej hali.

Dyspozycja jaką pokazujesz od początku roku to szczyt Twoich możliwości?

- Wiem co potrafiłem kiedyś. Czeka mnie jeszcze bardzo dużo pracy. Przez ostatni rok nie grałem zbyt wiele, nie wyszedł mi sezon. Teraz powoli wracam do formy. Zdrowie dopisuje. Teraz tylko trzeba wytrwale pracować na treningach, szlifować kondycję i powinno być coraz lepiej.

A w jakiej formie jest PGE Turów?

- Koncentrujemy się na każdym kolejnym meczu tak samo. Chcemy wygrywać! Nikt nie wybiega daleko w przyszłość i nie myśli co nas czeka za dwa, trzy tygodnie. Takie jest życie, że raz się uda wygrać a raz nie. Przykładowo przed Bożym Narodzeniem walczyliśmy z Treflem Sopot, ale niestety przegraliśmy po dogrywce. Po Nowym Roku z takim samym nastawieniem podeszliśmy do meczu z liderem i pewnie wygraliśmy. Tak samo było teraz we Włocławku. Sezon zasadniczy jest przetarciem i dobrym okresem do zgrywania się. Jest dopełnieniem treningów, scalania zespołu oraz budowania w nim atmosfery. Ta u nas jest bardzo dobra. Najlepiej będzie być w szczycie formy jak przyjdą play-offy. To w nich są serie spotkań, które myśląc o medalach trzeba wygrać. Jestem pewny, że dopiero w play-offach pokażemy swoje prawdziwe oblicze. Stać nas na dużo więcej.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×