Zasłona dymna czy po prostu szybszy niż się spodziewano powrót na parkiety? Chodzi oczywiście o Slobodana Ljubotinę, który po długim czasie wrócił do składu wicelidera, choć jeszcze kilka dni temu mówiło się, że rehabilitacja tego gracza po zabiegu artroskopii kolana nieco się przedłuży. Tymczasem serbski środkowy znalazł się w pierwszej piątce Trefla, spędził na parkiecie niespełna 22 minuty, ale nie zdołał pomóc swojej drużynie.
Sopocianie dobrze wyszli z bloków startowych, by następnie stanąć w miejscu. Natychmiast spadła ich skuteczność, co wiązało się również ze słabym rozegraniem. Ani Lorinza Harrington, ani tym bardziej Giedrius Gustas nie potrafili rozpracować defensywy gospodarzy. Żółto-czarni zawodzili również po drugiej stronie boiska. Polpharmie tymczasem znakomicie wychodziły zagrywki taktyczne, ale i improwizowane próby kończyły się dopisaniem do ich konta punktów. Role w tym spotkaniu szybko się odwróciły, gracze Zorana Sretenovicia objęli bowiem wcale nie tak skromne prowadzenie i próbowali uciekać. Kryzys przyjezdnych nie trwał wprawdzie wiecznie, ale mimo pościgu zdołali odrobić tylko część deficytu.
Wkrótce po wznowieniu Dragan Ceranić zdobył dwa punkty dla Trefla i wydawało się, że goście wracają do gry. Było to jednak marne złudzenie, które zaraz z głowy wybili Kamil Chanas i fantastycznie dysponowany tego dnia Deonta Vaughn. Kociewskie Diabły nabrały rozpędu i ponownie uciekały. Trzeba przyznać, że zryw był niezwykle mocny, wszak w pewnym momencie starogardzianie wygrywali już aż 39:24. Wynikało to z tego, że miejscowi zawodnicy grali nieszablonowo, wykorzystywali każdy element w swoim teamie. Ponadto mieli wyborną skuteczność, trafili 14 z 18 rzutów za dwa! I znów w końcówce gracze Muiznieksa, a w szczególności kapitan Filip Dylewicz podreperowali swój skromny dorobek, zaraz nieco zmniejszając stratę.
Trefl nawet po przerwie wyglądał marnie. Duet środkowych wypadał na tle Kirka Archibeque i Tomasza Cielebąka blado, a gracze obwodowi, którzy dotąd byli największą siłą żółto-czarnych wciąż zawodzili. Nic więc dziwnego, że Polpharma powiększała przewagę. Prawdopodobnie wszystko rozstrzygnęłoby się już tej odsłonie, gdyby nie niesamowity Dylewicz. Koszykarz śmiało sięgał po swoje doświadczenie, ale i też pewność, dzięki której nie pudłował nawet z trudnych pozycji. Żadna ze stron nie była w stanie tej kwarcie osiągnąć zdecydowanej przewagi, trwała zażarta walka, tak jakby wynik był na styku. A przecież gospodarze prowadzili po 30 minutach już 13 oczkami.
Farmaceutów w ostatniej partii złapała może nie lekka, ale też nie najmocniejsza zadyszka. Okazję zwietrzyli przyjezdni, którym coraz łatwiej przychodziło przebijanie się pod kosz. Aktywny był teraz nie tylko Dylewicz, lecz również pozostali zawodnicy. Groźny był zwłaszcza Marcin Stefański, choć miał problemy z przewinieniami. Zanim jednak sopocianie uwierzyli, że mogą w tym meczu jeszcze coś ugrać, Polpharma nieco ponad 6 minut przed końcem zdołała powiększyć przewagę do 18 oczek.
Goście byli w takim transie, iż nawet zniwelowanie tak wielkiego deficytu nie było dla nich rzeczą niemożliwą. Kibice przekonali się, że wiara rzeczywiście czyni cuda, bo Trefl nieco ponad 90 sekund przed ostatnią syreną deptach już po piętach SKS. W końcówce jednak gospodarze zachowali się przytomnie, twardo bronili w obronie, ale nie pozwalali na łatwe rzuty, w dodatku osobiste trafili i Vaughn, i Archibeque. W ten sposób ósme ligowe zwycięstwo Kociewskich Diabłów stało się faktem.
- Mieliśmy problemy z atakiem pozycyjnym. Drużyna Polpharmy była dobrze przygotowana pod względem taktycznym. My za to mieliśmy problemy ze zdobywaniem punktów. Cieszy mnie, że motorem napędowym tego zespołu jest gra Polaków, to jedyny plus tego meczu - przyznał na konferencji kapitan gości.
87:81
(23:17, 21:16, 20:18, 23:30)
Polpharma: Deonta Vaughn 24, Kamil Chanas 14, Tomasz Cielebąk 12, Kirk Archibeque 11, Robert Skibniewski 9, Michael Hicks 8, Uros Mirkovic 5, Brian Gilmore 4, Adam Metelski 0.
Trefl: Filip Dylewicz 22, Marcin Stefański 13, Paweł Kikowski 9, Dragan Ceranić 9, Lawrence Kinnard 8, Adam Waczyński 6, Giedrius Gustas 5, Slobodan Ljubotina 5, Lorinza Harrington 4, Daniel Szymkiewicz 0.