- Przed meczem z Kotwicą mieliśmy naprawdę ciężki tydzień. Zdawaliśmy sobie sprawę, że musimy wziąć się ostro do pracy, bo przecież przegraliśmy dwa pierwsze spotkania rundy rewanżowej. Harowaliśmy naprawdę solidnie, przede wszystkim pod kątem poprawienia naszej skuteczności strzeleckiej. I wydawało się, że do pewnego momentu wszystko robiliśmy dobrze. Dlaczego więc przegraliśmy? - zastanawia się Cameron Bannerman po meczu z Kotwicą Kołobrzeg.
Po pierwszej kwarcie goście prowadzili w Hali Milenium różnicą sześciu oczek, choć gospodarze jeszcze przed przerwą zmniejszyli straty do tylko dwóch punktów. Wszystko za sprawą tego, że po stronie Czarnych punktował jedynie właściwie wspomniany Bennerman, a reszta koszykarzy słupskiego zespołu często patrzyła jedynie na to, co zrobi Amerykanin bądź Zbigniew Białek. Duet ten rzucił niemalże połowę punktów całego zespołu.
- Na początku meczu wszystko szło po naszej myśli, czuliśmy się bardzo dobrze i prezentowaliśmy bardzo pewnie. Jasne, rywale prawie nas doszli jeszcze przed przerwą, ale generalnie to my dyktowaliśmy warunki gry. Niestety w pewnym momencie nie udało nam się zatrzymać Teda Scotta, a wszyscy wiemy do czego on jest zdolny gdy już wejdzie w swój rytm - wskazuje na przyczyny porażki amerykański rzucający Energi Czarnych. Zapytany o to, czy snajpera w barwach Kotwicy można było zatrzymać, stwierdza jednoznacznie - Uważam, że mogliśmy zrobić o wiele więcej w obronie przeciwko niemu.
Trzeba przyznać jednak, że to właśnie Bennerman był tym koszykarzem, który przez większą część meczu krył Scotta. Wszak obaj strzelcy grają na tej samej pozycji. I o ile do przerwy zawodnikowi lidera TBL udało się prowokować snajpera Kotwicy do porywczej i nieprzemyślanej gry, drugą połowę wygrał Scott stosunkiem zdobytych punktów 27-9. A gdy Bennerman nie trafiał kolejnych trójek (w całym meczu 1/7), jego przeciwnik seryjnie dziurawił kosz w końcówce meczu i ostatecznie sprawił, że kołobrzeżanie pokonali słupszczan 78:68.
- Jeśli chodzi o inne przyczyny, to przede wszystkim sporo problemów mieliśmy z akcjami pick and roll. Myślę, że nie byliśmy wystarczająco agresywni, a oni wykorzystywali każdy nasz błąd bezlitośnie - mówi czarnoskóry koszykarz, aczkolwiek po chwili ponownie wraca do postaci Scotta. - Przede wszystkim jednak nie zastopowaliśmy Teda. A przecież wiedzieliśmy gdzieś w podświadomości, że gdy nie będzie im szło, w pierwszej kolejności będą podawać piłkę do właśnie niego.
W pierwszej części sezonu podopieczni Dainiusa Adomaitisa wygrali aż 10 z 11 spotkań i dumą dzierżyli pałeczkę lidera ligowej hierarchii, odważnie mówiąc, że ich tegorocznym celem jest gra w wielkim finale play-off. Teraz jednak takich głosów coraz mniej, wszak trzy porażki w trzech meczach rundy rewanżowej to zimny prysznic, jakiego w Słupsku się nie spodziewano. Najlepszy strzelec Energi Czarnych ma jednak receptę na powrót do gry sprzed kilku miesięcy. - Każda drużyna musi mieć gdzieś załamanie formy. My teraz jesteśmy w dołku, ale nie poddajemy się, ciężko trenujemy i wierzymy, że niedługo znowu będziemy grać tak, jak w pierwszej rundzie. Ciężka praca popłaca i musi dać efekty - twierdzi Bennerman. Jak będzie - zobaczymy. W najbliższy weekend słupszczanie zagrają u siebie z Polpharmą Starogard Gdański. A przecież ekipa z Kociewia wygrała aż osiem z ostatnich dziesięciu meczów.