Agnieszka Makowska: Musiałybyśmy zagrać na 300 procent

Wisła Can Pack Kraków w sobotę odniosła planową wygraną nad INEĄ AZS Poznań, ale nie było to dla Białej Gwiazdy zadanie tak łatwe, na jakie wydawałoby się jeszcze przed rozpoczęciem tego pojedynku. Akademiczki zaprezentowały się bowiem bardzo pozytywnie. Największa w tym zasługa Elżbiety Mowlik oraz Agnieszki Makowskiej, które podeszły do tego pojedynku bez żadnego respektu dla utytułowanego rywala.

Skazywane na pożarcie poznanianki jeszcze w 29 minucie meczu remisowały w Krakowie z Wisłą Can Pack 56:56. Niestety dla nich, był to już ich ostatni kontakt z rywalem, który od tego momentu zaliczył serię 17 punktów z rzędu, czym zapewnił sobie wygraną w tym meczu, która była dziewiętnastą w całych rozgrywkach Ford Germaz Ekstraklasy.

- Dlaczego przegrałyśmy? Popełniłyśmy za dużo błędów w drugiej połowie co było chyba konsekwencją tego, że byłyśmy mocno zmęczone. Zabrakło po prostu sił - ocenia Agnieszka Makowska, autorka 14 punktów dla INEI AZS. - Wiadomo też, że my niestety nie mamy takich silnych podkoszowych, które nie mogły przeciwstawić się takim zawodniczkom Wisły, jak Leuczanka.

Białorusinka była jednym z katów poznańskiego zespołu, która w całym meczu uzbierała na swoim koncie 23 punkty i 6 zbiórek. Chinyere Ukoh czy Joanna Kędzia to zdecydowanie nie zawodniczki, które mogły przeciwstawić się Jelenie Leuczance w podkoszowej walce.

Agnieszka Makowska również starała się pomagać w defensywie przeciwko Jelenie Leuczance

- Dziewczynom z Wisły należą się gratulacje, bowiem zagrały naprawdę bardzo dobrze. My z kolei przyjechałyśmy powalczyć o dobry wynik - dodała Makowska. - Wiedziałyśmy jaka jest sytuacja, że tutaj jest zespół z samej góry ligowej tabeli, a dokładniej z pierwszego miejsca. My jesteśmy natomiast na dole tabeli. Żeby zrobić tutaj niespodziankę naprawdę musiałybyśmy zagrać na 300 procent naszych możliwości.

Obserwując jednak spotkanie można śmiało stwierdzić, że przez większość meczu akademiczki grały na tych 300 procentach swoich możliwości. W połączeniu z niespecjalną grą gospodyń w pierwszych trzech kwartach, efekt był taki, że wynik był na styku. Tak jak jednak w przypadku Białej Gwiazdy bywało już często w tym sezonie, drużynie tej wystarczyło 5 minut gry na swoim poziomie, żeby rozstrzygnąć losy pojedynku na swoją korzyść. Takie pięć minut przytrafiło się od stanu 56:56 do 73:56 dla gospodyń i ten fragment rozwiał marzenia o sensacji INEI AZS.

- Powiedzmy tak, że do połowy meczu udawało nam się grać na takim poziomie. W drugiej niestety opadłyśmy trochę z sił - komentowała Makowska. - W trakcie ostatniego tygodnia trenowałyśmy bardzo ciężko, bowiem w przyszłym tygodniu czeka na nas bardzo ważne spotkanie z Odrą Brzeg. To jest dla nas kluczowe spotkanie.

Komentarze (0)