Mateusz Zborowski: Koszykarskie pączki z przymrużeniem oka

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Dziś tłusty czwartek, a więc nie może zabraknąć pączków, także tych koszykarskich. A tych z pewnością nie brakuje, a w zasadzie ich amatorów. Za oceanem co prawda bardziej popularne są donuty, ale z pewnością kalorii mają nie mniej jak nasze rodzime wypieki z marmoladą.

W tym artykule dowiesz się o:

Donuty – przysmak każdego policjanta w USA, ale chyba też kilku zawodników z NBA... Tych mniej sławnych i tych bardziej. Wzorem konkursów z weekendu Gwiazd można by zorganizować osobny konkurs w pożeraniu pączków. Chyba jednym z głównych klientów cukierni znajdujących się nieopodal hali Celtics jest Glen Davis, który chyba dostaje rabat na każde zakupione słodkości. Skąd takie wnioski? Patrząc na "atletyczną" budowę Davisa nie może być inaczej. Z dużą większą swobodą jest w stanie zapakować pączki do torby niż piłkę do kosza, ale liczba zjadanych kalorii przez tego koszykarza równa się liczbie jego dobrych występów, więc w jego przypadku trener w przerwie meczów może go nagradzać pączkami za każde dobre zagranie. Chociaż wtedy budżet Celtics mógłby się znacznie uszczuplić, co nie grozi akurat samemu Glenowi. Być może Davis nadrabia niedobory kilogramów Kevina Garnetta, któremu najwyraźniej pączki nie smakują. Szkoda, że nie miał okazji próbować naszych rodzimych nadziewanych adwokatem...

Takie za to miał okazję próbować Oliver Miller grając w Pruszkowie. Podobno nawet miał poprosić ówczesnego prezesa o wypłacanie mu premii w bonach do miejscowych cukierni. Miało się to spotkać z odmową gdy Miller zaczął zajmować na ławce dwa miejsca siedzące zamiast jednego, a trzymanie go w grze przez 40 minut równało się z tym, że w przerwach między kwartami zaczęto mu podawać oprócz pączków tlen. Miller jednak zatęsknił za donutami, ponieważ w naszej lidze za długo nie zabawił. Być może nasze słodkości były zbyt kaloryczne, ale chyba do tego Miller zbytnio uwagi nigdy nie przywiązywał...

Jeszcze sławniejszym amatorem pączków każdego rodzaju był Robert "Traktor" Traylor. On tak polubił słodkości, że zamiast na obozy sprawnościowe jeździł na obozy promujące słodycze pod hasłem "kochanego ciałka nigdy za dużo"... Ta miłość do wszelakich wypieków, batonów, chipsów spowodowała, że przy próbie znalezienia nowego klubu w NBA, Robert jak ognia unikał testów sprawnościowych. Dlaczego? Po prostu je oblewał. Potem podobno żałował, że nie poprosił o ich rozwiązywanie w formie pisemnej w klubowej kawiarni. Szkoda talentu, który w jego przypadku był bardzo "ogromny". NBA straciła jakieś 150 kg żywego zawodnika, który mógł również pełnić rolę maskotki bez konieczności zakładania uniformu. Być może uda się tego zawodnika namówić jakimś "lukrowym" nie mylić z lukratywnym kontraktem i ściągnąć do Polski. Mógłby podreperować trochę nasz budżet gdyż zapewne na jedzeniu nie oszczędza... Jedyną przeszkodą jest to, że z miłością do jedzenia nie idzie w parze płacenie podatków i chyba to skutecznie odstrasza polskie kluby...

I tak na koniec żeby nie było smutno Glenowi w Bostonie, w zespole jest przecież Shaquille O'Neal, a jak to mówią co dwie głowy to nie jedna, a w tym przypadku co dwa brzuchy to nie jeden. I to jakie brzuchy! Postury mogą im pozazdrościć strongmani. Shaq jednak musi się pilnować gdyż w jego przypadku to już kariera jest bliżej końca jak początku więc lepiej zjeść pączka mniej i zagrać sezon dłużej, jednak mając partnera w postaci Davisa pokusa czyhająca w szatni w postaci słodkości jest bardzo duża... Tak więc biorąc przykład z większych i nieco sławniejszych kolegów pozostaje życzyć wszystkim smacznego!

Źródło artykułu: