Może to jest pycha - rozmowa ze Zbigniewem Majcherkiem, trenerem AZS Radex Szczecin

AZS Radex Szczecin nie wykorzystał przewagi parkietu w fazie Play Out i do Tychów pojedzie z nożem na gardle. W rozmowie z portalem Sportowefakty.pl trener Zbigniew Majcherek zapowiada jednak walkę o pełną pulę. Szkoleniowiec akademików ocenia też dwa starcia otwierające rywalizację.

W tym artykule dowiesz się o:

Patryk Neumann: Rywalizacja pana drużyny z GKS-em Tychy jest niesamowicie interesująca. W sobotę nieznaczna wygrana, a w niedzielę po fascynującej końcówce górą byli jednak tyszanie.

Zbigniew Majcherek: Po niedzielnym meczu jest smutek, bo przegraliśmy. W sobotę to my mogliśmy się cieszyć. Gra się do trzech zwycięstw. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo w pojedynkach z GKS-em Tychy. Dalej jesteśmy jednak w grze i jedziemy do nich po jedno lub dwa zwycięstwa. Z pewnością rywal jest do ogrania.

Wspomina pan, że przeciwnik był do pokonania. Czego, więc zabrakło akademikom, by odnieść podwójny sukces?

- Przede wszystkim skuteczności i realizacji tego, co sobie zakładaliśmy przed meczem i w jego trakcie.

W porównaniu z pierwszym pojedynkiem role się odwróciły. W niedzielny mecz to goście weszli zdecydowanie lepiej i praktycznie przez całe spotkanie musieliście ich gonić. Mimo tego była spora szansa na zwycięstwo.

- Dwie minuty przed końcem poprosiłem o przerwę. Było założenie, że gramy 5-0 po obwodzie i któryś z niskich zagra jeden na jeden pod kosz, żeby był faul, albo odda skuteczny rzut. Niestety zabrakło tej konsekwencji i dyscypliny taktycznej w decydujących fragmentach.

W końcówce miał pan dość komfortową sytuację. Trener Służałek wykorzystał już przysługujące mu przerwy, a panu po końcowej syrenie pozostały jeszcze dwie takie możliwości. Mariusz Markowicz popsuł wam szyki?

- Rzeczywiście chciałem na końcu wziąć czas. Koszykarz z Tychów nie trafił jednak rzutów wolnych i nie było mi to dane.

Wydaje się, że sposobem na pokonanie szczecinian jest wyłączenie z gry najlepszego strzelca, Łukasza Pacochy, który w całym niedzielnym meczu zdobył tylko sześć punktów.

- Łukasz w sobotę nie trafiał i w niedzielę tak samo. Dobrze skutecznie w mecz wszedł Michał Dudek. Gdyby jeszcze wpadło mu kilka rzutów to byłoby dobrze. Może rzeczywiście Łukasz zagrał słabszy mecz, ale przy odrobinie szczęścia mógł trafić jeden, czy dwa rzuty więcej. Z drugiej strony Michał Majcherek i Tomasz Balcerek również nie spełniali naszych oczekiwań na boisku.

Kończący się już sezon jest dla was wyjątkowo pechowy. Praktycznie przez cały czas borykacie się z kontuzjami. Teraz brakuje Stanisława Prusa, Pawła Podgalskiego, a w sobotę do tej listy dołączył Maciej Majcherek. To musi bardzo komplikować sytuację trenera podczas decydujących spotkań?

- Na pewno. Brakuje pełnej grupy dziesięciu zawodników na treningach. Przez to nie można wytrenować dyscypliny taktycznej i to odzwierciedla się później podczas gry. Nie zakładamy jednak rąk. Ćwiczymy i staramy się walczyć.

Można poniekąd stwierdzić, że urazy w szczecińskim zespole wyrównały sytuację kadrową. Wprawdzie GKS uporał się ze swoimi kłopotami, ale ich rotacja jest bardzo uboga, co najdobitniej udowodniła sytuacja Łukasza Kwiatkowskiego, który rozegrał prawie cały mecz, mimo, że już w pierwszej kwarcie miał na swoim koncie trzy przewinienia.

- Pod tym względem było podobnie w końcówce niedzielnego spotkania. Graliśmy pięcioma, sześcioma zawodnikami, oni również nie dokonywali zbyt wielu zmian. Myśleliśmy, że jeszcze zdołamy wyciągnąć wynik, ale nie udało się.

Absolutnym planem minimum dla beniaminka na kolejny weekend będzie przywiezienie, choć jednego zwycięstwa z Tychów. To zagwarantuje wam możliwość rozegrania piątego pojedynku. Chcecie jeszcze powrócić na własny parkiet?

- Nie, chcemy zakończyć rywalizację w Tychach. Może to jest pycha, ale taka prawda. Postaramy się wygrać. Wiem, że teren jest ciężki, ale jeśli będziemy bronić tak, jak w pierwszych dwóch meczach i wykorzystamy swój atut w postaci rzutów za trzy punkty, to nie powinno być źle.

Komentarze (0)