Patryk Kurkowski: Przed rokiem przyszedł Pan praktycznie na gotowe, teraz samemu budował skład.
Zoran Sretenović Trudniejszy był poprzedni sezon, bo gdy przyjeżdżałem, to nie wiedziałem, co i jak w drużynie. W tym roku budowałem klub wraz z prezesem i wybieraliśmy koszykarzy, którzy mieścili się w ramach budżetu.
Polpharma w okresie przygotowawczym przegrała sporo sparingowych meczów, wygrała tylko z jednym ekstraklasowym przeciwnikiem.
- Po prostu widziałem, że taktykę, którą chcę, żeby grali moi zawodnicy, udało się wpoić. Wszyscy koszykarze złapali strategię i w obronie, i w ataku. To, co ćwiczyliśmy na treningach, realizowaliśmy w meczach sparingowych, nie patrząc zupełnie na przeciwnika. To też odbiło się na takiej liczbie przegranych. Bo patrząc na przykładzie starcia z Treflem Sopot, to próbowaliśmy jednego ustawienia w defensywie, nad którym pracowaliśmy na zajęciach. Wiedziałem, że przeciwko Treflowi nie możemy tak grać, ale nam zależało na jego przećwiczeniu w warunkach meczowych.
Pana drużyna rywalizowała z pierwszoligowymi Sportino Inowrocław czy Startem Gdynia, a nawet z drugoligowym Korsarzem Gdańsk. Te spotkania były wartościowe dla sztabu szkoleniowego, dla zawodników?
- (chwila zastanowienia) Oczywiście. Z każdego spotkania staraliśmy się wynieść lekcję. Przedsezonowe mecze pokazały, że mamy pewne braki ze zdobywaniem punktów. I dlatego podpisaliśmy kontrakt z Anthonym Weedenem. We wszystkich spotkaniach graliśmy naprawdę dobrze w obronie, jestem zadowolony z tego elementu, tylko problemy stwarzał atak. Ale potrzebujemy też środkowego zawodnika, który dołoży kilka punktów i wtedy dużo łatwiej będzie grać reszcie koszykarzy na obwodzie.
Do drużyny dołączył niedawno Tony Weeden. Nie będzie teraz przepychu, jeśli chodzi o koszykarzy, którzy lubią grać z piłką?
- Nie patrzę na to przez ten pryzmat. Weeden przyjechał, ale teraz wszystko nie będzie tworzone pod niego. Tony musi dołączyć do drużyny ze swoimi sporymi możliwościami, ze swoją dobrą zdobyczą i grać zespołowo. To wszystko. Oczywiście, jeśli Weeden zacznie grać dobrze i będzie regularnie notował dobre występy, to obrona zwróci na niego uwagę, więc pozostali będą mieli więcej.
Mimo wszystko ktoś z zespołem po meczu o Superpuchar się pożegna.
- Oczywiście ktoś od nas odejdzie. Ale taka jest rola trenera, takie jest życie. W sporcie tak bywa, że zawodnik nie może się zgrać z zespołem, że psychicznie nie wytrzymuje. Dużo jest istotnych elementów. Być może po odejściu od nas znajdzie inny klub, w którym będzie pasował. Trzeba po prostu trafić w odpowiednie miejsce, w odpowiednim czasie.
Podczas konferencji powiedział Pan, że jest zadowolony ze skompletowanego składu, ale mimo to planuje Pan wzmocnienia na pozycji podkoszowej...
- Zadowolony jestem z możliwości, jakimi dysponował klub, czyli chodzi o środki finansowe. Każdy chce, w tym również ja, mieć w składzie jak najlepszych koszykarzy, więc jeśli uda nam się znaleźć lepszego zawodnika to go sprowadzimy. Wracając do początku - zadowolony jestem z drużyny patrząc na budżet klubu.
Aktualnie skład liczy aż trzynastu zawodników. To sporo. Nikt nie narzeka na to, że nie zmieści się na ławce rezerwowych lub będzie "przyspawany" do niej?
- Nie mamy takiego problemu, bo w składzie znalazło się kilku młodych zawodników, którzy oczywiście nie mogą patrzeć na to, czy są w zespole, czy też nie. To jest filozofia koszykówki, mają pracować, pomagać na treningach. Może im się uda złapać na mecz, a jeśli nie to nas kibicować.
Mnóstwo porażek, zwycięstwa niemal wyłącznie z klubami z niższych lig martwią kibiców. Co by im pan powiedział tuż przed startem sezonu?
- Kibicom powiedziałbym, że naprawdę ich potrzebujemy. Bo jak już wielokrotnie powtarzałem w wywiadach, to wkład kibiców w nasze zeszłosezonowe sukcesy jest wielka. Żeby klub, zespół miał dobre wyniki, to musi być chemia z kibicami. Wszyscy musimy trzymać się razem - i trenerzy, i zawodnicy, i prezesi, i sponsorzy, i kibice. Naturalnie zdaje sobie sprawę, jak się czuje kibic po takim przegranym meczu, który oprócz tych kilku minut, był bardzo dobry w naszym wykonaniu z naszej strony. Wiemy już dlaczego mieliśmy kryzys z Treflem, po tym spotkaniu rozmawiałem z zawodnikami. Wiem, że kibice chcą od nas, żebyśmy zawsze wygrywali, ale musimy stąpać twardo po ziemi. Trzeba zobaczyć jakie są możliwości drużyny przeciwko Treflowi, przeciwko Turowowi, przeciwko Czarnym Słupsk. Niestety, na papierze jesteśmy słabsi, ale to nie znaczy, że nie powalczymy do samego końca. I tyle jak zrobimy, to będzie sukces.
Na wniosek Asseco Prokomu, który wkrótce zagra turniej w Sankt Petersburgu, mecz o Superpuchar przeniesiono na poniedziałek, co nie jest dla Pana drużyny korzystne.
- Termin Superpucharu faktycznie trochę jest nam nie na rękę, zwłaszcza że nie mieliśmy okazji tak naprawdę zagrać w pełnym składzie. Mamy nowego zawodnika, co wiążę się z tym, że potrzebujemy trochę czasu, żeby wkomponował się w drużynę, poczuł chemię z pozostałymi zawodnikami.
Mistrzowie Polski niemal wszystkie mecze rozgrywali poza granicami kraju, co zapewne przeszkodziło w solidnym przygotowaniu taktyki pod kątem gdynian?
- Rzeczywiście, mieliśmy bardzo utrudnione zadanie. Właściwie nie obejrzeliśmy żadnego całego spotkania Asseco Prokomu.
Z jakim celem do rozgrywek Tauron Basket Ligi przystąpi starogardzki klub?
- Celem na sezon jest przede wszystkim wywalczyć awans do fazy play-off. Ale nie mówię tego w sensie, że play-off i mamy spokój. Nie, zawsze chcemy osiągnąć, a ja pierwszy jako trener, jak najwięcej. Jak się uda znaleźć w play-off to powalczymy na sto procent. Bo ten kto nie będzie walczył, nie będzie w naszym zespole. To trudne, bo każdy oczekuje od nas powtórzenie wyników sprzed roku. A przecież rokrocznie problem jest z budżetem. Po prostu nie mogliśmy zatrzymać w składzie zostawić dwóch polskich zawodników. Nie było nas stać na to, a to byłby dla nas dobry ruch. Graliby drugi sezon, więc mielibyśmy ułatwione zadanie.