Kluczowa ostatnia kwarta - relacja z meczu Wisła Can - Pack Kraków - Energa Toruń

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Pojedynek mistrzyń Polski z toruńską Energą był niezwykle zaciekły. Po słabej pierwszej połowie w wykonaniu gospodyń można było odnieść wrażenie, że ten mecz wcale nie musi zakończyć się po ich myśli. W drugiej odsłonie jednak, Wiślaczki zagrały tak, jak tego od nich oczekiwano i nie tylko odrobiły straty, ale też przechyliły szalę zwycięstwa na swoją stronę.

Sobotni mecz dla obu drużyn był już trzecim na przestrzeni zaledwie tygodnia. Mimo to, żadna z ekip w pierwszych minutach nie przejawiała zmęczenia i zaciekle walczyła o swoje. Nieoczekiwanie, początek należał do torunianek, które za sprawą bardzo aktywnej Leah Metclaf po kilkudziesięciu sekundach prowadziły już 5:0. Dla Wiślaczek był to znak, że nie mogą sobie pozwolić choćby na chwilę dekoncentracji, bo koszykarki Energi momentalnie to wykorzystają. Po 3 minutach gry wydawało się, że krakowianki opanowały już sytuację, bowiem po akcjach Eweliny Kobryn i Milki Bjelicy na tablicy świetlnej widniał remis. Takie myślenie jednak okazało się błędne. Dowodzona przez amerykańskie zawodniczki drużyna z Torunia grała jak natchniona i raz za razem rozrywała defensywę mistrzyń Polski. Gospodynie w tym czasie zbyt rzadko odpowiadały na poczynania rywalek i sprawiały wrażenie jakby nie zdążyły wejść we właściwy rytm gry. Na domiar złego dla Wisły, w końcówce kwarty za trzy celnie przymierzyła jeszcze Bridgette Mitchell, co sprawiło, że po 10 minutach wynik brzmiał 23:28.

Taki rezultat nikogo związanego z małopolskim zespołem nie satysfakcjonował, w związku z czym wielu miało nadzieję, że w drugiej kwarcie postawa Wiślaczek ulegnie zdecydowanej poprawie. Lepsze chwile jednak wciąż nie nadchodziły. Krakowianki nadal miały ogromne problemy ze skutecznością, przez co nie były w stanie doprowadzić choćby do remisu. W ich szeregach nie zawodziła jedynie Anke DeMont. Belgijka okazywała się bezcenna w trudnych momentach i nieraz w pojedynkę ratowała swój zespół z opresji. Tyle, że przykładu z 32 letniej zawodniczki nie brały jej koleżanki, które w tej odsłonie niemiłosiernie pudłowały nawet z najbliższych odległości. Nowej jakości do gry nie wniosła nawet Ana Dabović. Serbka w tej części meczu zaprezentowała się zdecydowanie poniżej swoich możliwości i na jej twarzy było widać sportową złość, która jak się później okazało przyniosła bardzo dobre efekty. Zanim jednak to nastąpiło, w końcówce pierwszej połowy Wisła nieco przyspieszyła i po 20 minutach przegrywały różnicą już tylko jednego "oczka".

Aby myśleć o zwycięstwie, mistrzynie Polski po zmianie stron musiały przede wszystkim wstrzelić się w kosz i powstrzymać duet Metclaf – Mitchell, który był najgroźniejszą bronią Energi w pierwszej połowie. Jednakże mimo tej świadomości gospodynie nadal pozostawiały zbyt wiele miejsca koszykarkom z Torunia na własnej połowie, przez co ich całkiem poprawna gra w ataku nie przynosiła zamierzonych efektów. W szeregach ekipy z miasta Kopernika podobać się mogła również postawa Charity Szczechowiak. Mająca polskie korzenie zawodniczka nie tylko przytomnie uciekała spod krycia w polu trzech sekund, ale też udanie wymuszała kolejne faule, co niekiedy doprowadzało do szału defensorki Białej Gwiazdy. Przewaga torunianek jednak w końcowych minutach trzeciej kwarty znalazła swój kres. Wiślaczki widząc zmęczenie rywalek uskuteczniały kolejne akcje podkoszowe, które w końcu zaczęły się zazębiać. Gdy dodamy do tego jeszcze wciąż niezawodzącą DeMondt nie dziwi dlaczego na minutę przed końcem tej części gry to miejscowe wygrywały 51:46. Ich przewaga mogła być jeszcze bardziej okazała, ale w ostatnich sekundach Wisła pozwoliła jeszcze wbić sobie jedną "trójkę" co rozsierdziło trenera Jose Ignacio Hernandeza. Mimo to, jego podopieczne przed decydującą batalią były w nieco lepszym nastroju prowadząc 63:59, co pozwalało im wiązać nadzieję na korzystny dla nich rezultat.

Ostatnie starcie ku uciesze wszystkich zgromadzonych w hali przy ulicy Reymonta rozpoczęło się po myśli krakowianek. Wszystko za sprawą wprowadzonej ponownie na parkiet Any Dabović, która zdobywając pięć punktów z rzędu wyprowadziła swoją drużynę na najwyższe jak dotąd prowadzenie 71:62. W tym momencie stało się jasne, że Wiślaczki złapały wiatr w żagle i podopiecznym trenera Elmedina Omanicia będzie niezwykle trudno je powstrzymać. Przyjezdne, co prawda próbowały ratować sytuację niekiedy rozpaczliwymi rzutami z dystansu, ale ich starania na niewiele się zdały. Wszystko dlatego, że wspomniana Dabović, która do momentu zejścia z parkietu fundowała obserwatorom właściwie teatr jednego aktora. To przede wszystkim dzięki niej oraz wymienianej wielokrotnie DeMondt krakowianki w ostatnich fragmentach były już pewne swego i wygrywając 86:77 odniosły już trzecie ligowe zwycięstwo. Enerdze natomiast pozostaje pogratulować wielkiej woli walki, dzięki której przez ponad 30 minut liczyła się w walce o komplet punktów.

Wisła Can - Pack Kraków - Energa Toruń 86:77 (23:28, 15:11, 25:20, 23:18)

Wisła: DeMondt 22, Kobryn 15, Bjelica 10, Pawlak 10, Krężel 9, Dabović 7, Powell 4

Energa: Mitchell 19, Metclaf 17, Szczechowiak 15, Ratajczak 12, Maksimović 7, Tłumak 5, Jujka 2, Idczak 0

Źródło artykułu:
Komentarze (0)