Nie jesteśmy chłopcem do bicia - rozmowa z Mateuszem Ponitką, koszykarzem AZS Politechniki Warszawskiej

Koszykarze AZS-u Poltechniki Warszawskiej przegrali w środę w Słupsku z Energą Czarnymi 70:81. O pierwszych spotkaniach tego sezonu oraz o swoich planach na przyszłość portalowi SportoweFakty.pl zaraz po zakończeniu meczu opowiadał Mateusz Ponitka.

Michał Żurawski: Od początku widać było w waszej grze agresję i ogromną determinację. Nie przestraszyliście się faworyzowanego rywala i do czwartej kwarty toczyliście wyrównany bój. Wtedy jednak czegoś zabrakło, no i ostatecznie musieliście uznać wyższość przeciwnika.

Mateusz Ponitka: Niestety nie udało nam się wygrać. W czwartej kwarcie zdecydowanie zabrakło nam doświadczenia i tego boiskowego cwaniactwa. Jesteśmy beniaminkiem w PLK i w każdym spotkaniu staramy się dawać z siebie wszystko, walczyć jak tylko możemy. Dzisiejszym meczem pokazaliśmy, że nie jesteśmy i nie będziemy takim przysłowiowym chłopcem do bicia. Przez trzy kwarty walczyliśmy jak równy z równym z brązowym medalistą mistrzostw Polski. Wydaje mi się, iż możemy jeszcze niejednokrotnie zaskoczyć. Dziś się nie udało, ale już za trzy dni jedziemy do Starogardu Gdańskiego i tam postaramy się jeszcze bardziej, by wreszcie odnieść to pierwsze zwycięstwo.

Za wami spotkania z Czarnymi i Treflem, czyli czołówką naszej ligi. Jakie mankamenty dostrzegasz w grze Politechniki po tych starciach? Co trzeba poprawić, aby w Starogardzie cieszyć się z pierwszej wygranej?

- Naprawdę ciężko powiedzieć. My naprawdę dobrze bronimy, gramy fajnie i skutecznie w ataku, a nasze akcje są ułożone. Jednak czasami, kiedy przeciwnik rozrzuci naszą defensywę mamy spore problemy. Natomiast to jest najwyższa klasa rozgrywkowa. Przeciwnik tutaj potrafi wykorzystać każdy najmniejszy błąd. Musimy na pewno popracować nad koncentracją przez ostatnie 5-10 minut, żebyśmy mogli przez całe spotkania grać na równym, wysokim poziomie.

Nie ma co ukrywać, że waszą najsłabszą formacją wydaje się strefa podkoszowa. Zarząd warszawskiego klubu podjął decyzję o grze wyłącznie polskimi zawodnikami, a chyba przydałby wam się jeden czy dwóch obcokrajowców, którzy wspomogli by was w walce pod obręczami?

- Nie mnie to oceniać. W tej sprawie trzeba rozmawiać z zarządem, a nie z nikim innym. Walczymy tak jak możemy, ilu ludzi gra tylu gra i stara się prezentować jak najlepiej. Każdy z moich kolegów dał dzisiaj z siebie wszystko, no ale nie udało się, bo po prostu się nie udało, tyle.

Dla ciebie jest to pierwszy sezon na parkietach ekstraklasy. Czujesz jakiś przeskok w porównaniu z pierwszą ligą?

- Na pewno teraz gra mi się ciężej. O wiele trudniej jest mi zdobywać punkty, czy uwolnić się na czystą pozycję. Ogólnie ta gra jest po prostu na wyższym poziomie. To nie jest już pierwsza liga, gdzie można było wyjść po dwóch, trzech zasłonach, dobrze pobiec i liczyć, że uda się stworzyć jakąś przewagę. Przeciwnicy są bardziej skupieni, lepiej przygotowani do spotkań i z pewnością jest inaczej.

Po sukcesach w młodzieżowej reprezentacji twoje nazwisko przestało być anonimowe. Wiele osób twierdzi, że powinieneś być liderem warszawskiej drużyny. Czy odczuwasz presję z tym związaną?

- Nie odczuwam żadnej presji. U nas w zespole jest tak, że każdy gra, każdy dostaje szansę i każdy daje z siebie wszystko. Ja również dzisiaj dałem z siebie wszystko. Oczywiście, że mogłem zrobić więcej, ponieważ zawsze można zrobić coś więcej. Żałuję, iż nie zrobiłem, ale dzisiaj specjalnie nie miałem okazji. Z Treflem było inaczej, teraz było inaczej i podejrzewam, że z Polpharmą również będzie inaczej. Każdy dzień jest inny i nigdy nie jest tak, że będziesz ciągle rzucał po 40 punktów i będziesz liderem Politechniki. Nie ma na to szansy. W naszych szeregach każdy walczy i chcemy tworzyć zespół, a nie poszczególne indywidualności.

Postawiłeś sobie jakiś indywidualny cel przed tym sezonem?

- Chcę przede wszystkim jak najbardziej pomóc mojemu zespołowi. Chcemy włączyć się do walki o play-off. Wiemy, że to trudne zadanie, ale wszyscy wierzymy, iż stać nas na to.

Sporo mówiło się ostatnio o twoim ewentualnym transferze do Olimpijii Ljubljana. Słoweńcy mieliby cię pozyskać, a następnie wypożyczyć do końca sezonu do twojego obecnego zespołu - Politechniki. Jak wygląda ta cała sytuacja na chwilę obecną?

- Na razie jesteśmy w stałym kontakcie z działaczami z Ljubljany i zobaczymy, co z tego będzie. Niestety na chwilę obecną nie mogę udzielać więcej informacji, bo jesteśmy jeszcze daleko od jakichś szczegółów.

Nie boisz się tego ewentualnego wyjazdu? Szczególnie patrząc na Pawła Kikowskiego, który także jako młody zawodnik, choć nieco starszy od ciebie, wyjechał do Ljubljany i po roku wrócił, nie odnosząc tam większego sukcesu.

- Nie boję się takiej ewentualności. Wydaje mi się, że jest to nieco inna sytuacja. Paweł wyjechał do Słowenii jako już ukształtowany koszykarsko zawodnik, ja natomiast wyjechałbym jako gracz, który miałby się tam uczyć różnych rzeczy pod okiem trenera Filipovskiego i na pewno dostałbym swoją szansę. Jeżeli miałoby być inaczej, to w ogóle nie ma sensu tam jechać.

Czego można życzyć Mateuszowi Ponitce przed kolejnymi spotkaniami?

- Wygranych, zdrowia i dobrej gry.

Źródło artykułu: