Choć statystycznie najbardziej wartościowym środkowym Tauron Basket Ligi jest center ŁKS Łódź, Kirk Archibeque, trzeba pamiętać, że Amerykanin gra w zespole z dolnej części tabeli. Tym samym to w niedzielę wieczorem w Hali Mistrzów dojdzie do pojedynku dwóch najlepszych środkowych ligi: Corsleya Edwardsa z Anwilu Włocławek i Ganiego Lawala z Zastalu.
Obaj są największymi gwiazdami swoich zespołów i to od nich zależy najwięcej. 32-letni gracz Anwilu to aktualnie najlepszy strzelec ligi ze średnią 19,9 punktu na mecz, a gdy w dwóch spotkaniach tego sezonu zdobył "tylko" 15 oczek, powszechnie uznano, że były to słabe zawody doświadczonego centra. Lawal z kolei rzuca nieco mniej punktów od swojego rodaka, przeciętnie 17,2 (choć gra nieco ponad dwie minuty dłużej), ale za to klasyfikację zbiórek wygrywa bezapelacyjnie. Z wynikiem 11,3 jest najskuteczniejszym zawodnikiem rozgrywek, będąc przy tym o trzy zbiórki lepszym od Edwardsa.
Co ciekawe, obaj Amerykanie prezentują się bardzo podobnie pod względem bloków, przechwytów i asyst, ale już w elemencie fauli zdecydowanie bardziej wartościowy dla swojej ekipy jest Edwards. Środkowy włocławskiej drużyny nie tylko wymusza więcej przewinień na rywalach (6,3 do 4,7), to jeszcze mniej ich popełnia (2,7 do 3,3). Kto wie, czy ta reguła nie będzie kluczowa dla losów spotkania. Z drugiej jednak strony Lawal wydaje się być pewniejszy pod koszem. Trafia aż 68 procent swoich rzutów, a jego starszy krajan 56.
Innymi słowy, pojedynek tych dwóch graczy na pewno będzie kluczowym dla losów niedzielnego spotkania, ale warto na niego spojrzeć w nieco odmiennym kontekście. Co w przypadku, gdy przez faule któregoś z nich trenerzy będą musieli wpuścić do gry pod koszem zmienników? I w tym elemencie definitywnie większy potencjał mają gospodarze. Prawdopodobnie do gry po kontuzji wróci Seid Hajrić (11,5 punktu i 6 zbiórek przed urazem), a swoją klepkę odnalazł wreszcie Nick Lewis (8,6 plus 5,7, w poprzedniej kolejce 20 oczek i 10 zbiórek przeciwko Śląskowi). Dodatkowo w obwodzie pozostaje jeszcze młody Wojciech Glabas (2,7 i 2).
Trener Tomasz Jankowski ma co prawda, pod względem liczebności, podobne pole do popisu, ale ani Uros Mirković (5,3 plus 4), ani Piotr Stelmach (9,5 i 4,3), ani tym bardziej Rafał Rajewicz (3,5 plus 2,7) nie są w stanie zastąpić na tyle skutecznie Lawala by sprawić, że Zastalowi grałoby się płynniej.
Zielonogórzanie, jeśli myślą o wywiezieniu z Włocławka dwóch punktów, muszą zatem przechylić szalę na swoją korzyść nie pod koszem, ale na obwodzie, gdzie króluje superszybki Walter Hodge. Portorykańczyk, tak samo jak w poprzednim sezonie, znowu jest głównodowodzącym ekipy, choć spełnia nieco inną rolę. Bardziej stara się być rozgrywającym, niż rzucającym, a wszystko dlatego, że w drużynie są inni strzelcy, m.in. Kamil Chanas czy Jakub Dłoniak. Anwil w swoich szeregach ma jednak Krzysztofa Szubargę (rozgrywającego jeden z najlepszych sezonów w karierze), Johna Allena czy Dardana Berishę. Ten ostatni, mimo że wychodzi do gry z ławki, radzi sobie w obecnych rozgrywkach kapitalnie.
- Dużo zależy od mojej roli w zespole, która jest inna od tej sprzed roku. Wtedy dla całej drużyny, a szczególnie dla mnie, był to trudny okres. Nie wierzono we mnie w takim wymiarze jak jest teraz i przez to nie dostawałem tylu minut gry, ile w tym sezonie. Teraz sporo akcji jest ustawianych na mnie i ja to wykorzystuję - mówi 23-latek, dodając po chwili - Zastal jest bardzo dobrym zespołem i ich porażka z ŁKS w ogóle nie zmienia mojego zdania o tej drużynie, bowiem jak wiemy, my też byliśmy słabsi od łodzian. Nie wolno nam odpuszczać ani na moment, gdyż każde zawahanie może zostać perfekcyjnie wykorzystane przez zielonogórzan.
Mecz Anwil Włocławek - Zastal Zielona Góra zostanie rozegrany w niedzielę 6 listopada o godzinie 19.00 w Hali Mistrzów we Włocławku. Transmisję z tego spotkania przeprowadzi TVP Sport (od godz. 18.50).