Początek meczu nie był udany dla Startu, gdyż w jednej z akcji kontuzji lewego barku doznał Adam Lisewski, co wykluczyło go z gry do końca spotkania. Mimo popełnianych błędów przyjezdni nie mieli problemu z wypracowaniem i utrzymywaniem przewagi, gdyż dąbrowianie nie wykorzystywali rzutów. W 8 minucie MKS wyszedł z kontrą, którą wykończył Krzysztof Morawiec, tym samym zmniejszając straty do zaledwie jednego punktu. Chwilę później na tablicy wyników widniał już remis, który równie szybko odebrał Tomasz Andrzejewski. Od tego momentu gra gospodarzy była bardziej skuteczna, a po słabym początku wyszli z opresji w czym pomógł Piotr Zieliński, zdobywca aż dwunastu punktów.
Druga kwarta rozpoczęła się po myśli dąbrowian, którzy prowadzili wyrównana walkę z przeciwnikami, a wykorzystywane trójki pozwoliły im uzyskać przewagę (32:25). Starania gdynian nie były wystarczające, a ich postawa powodowała, że ich trener wziął czas, po którym w szeregi Zagłębiaków zaczęła wkradać się dekoncentracja, która ujawniała się podczas rozgrywania prostych akcji. Upragniony remis gdynianom dał po czasie Krzysztof Krajniewski. Dąbrowianie nie w pełni realizowali założenia taktyczne, o których jeszcze w szatni mówił ich trener. Efekt? Po pierwszej połowie cudem remisowali 43:43, w przedostatniej akcji trafił bowiem Łukasz Grzegorzewski, a w ostatniej akcji faulowany był Piotr Śmigielski, który nie wykorzystał wolnych.
Na trzecią odsłonę obie drużyny wyszły zmobilizowane, ale po 3 minutach przyjezdni przegrywali 47:53. Na parkiecie było gorąco, tak samo jak na trybunach, gdzie kibice MKS-u ostro reagowali na decyzje sędziów, co przyniosło również pozytywny skutek w postaci wzmożonego dopingu. W poczynaniach zarówno gospodarzy, jak i przyjezdnych było dużo chaosu, ale obronną ręką wychodzili z tego dąbrowianie, którzy mimo niedokładności potrafili utrzymywać przewagę. W 6 minucie Rafał Kulikowski popisał się fenomenalnym blokiem na Grzegorzu Mordzaku. W wyprowadzaniu ataków gospodarze nadal mieli problemy, co nie było dla nich zbytnim zagrożeniem, gdyż dyspozycja rzutowa rywali nie była najlepsza. Przed ostatnia kwartą koszykarze Startu przegrywali 58:62, więc mieli nadzieję na przechylenie szali zwycięstwa na swoją stronę.
Po minucie prowadzili już jednym punktem, co sprawiło, że wynik oscylował w okolicach remisu. W ich poczynaniach było widać determinację, która zmniejszyła liczbę błędów, co z kolei przełożyło się właśnie na lepszą celność. Zza linii 6,75 metra jak natchniony rzucał Grzegorz Grochowski, który podrywał publiczność do dopingu, a swoich kolegów do walki. Przyjezdni podnieśli się po kilku błędach i znów grali dobrze, a nerwowość przeniosła się na gospodarzy, którą dało zauważyć się w reakcjach zawodników na parkiecie oraz tych, którzy wyładowywali złość na ławce rezerwowych lub butelce z piciem. Przy stanie 74:78 o czas poprosił Wojciech Wieczorek, do końca kwarty pozostało bowiem 2,5 minuty. Trójka Michała Wołoszyna doprowadziła do remisu 80:80, a Start nie wykorzystał dwóch akcji, by zakończyć mecz w regulaminowym czasie gry. Na sekundę przed końcem o podwójną przerwę poprosił trener MKS-u.
Dogrywka stała się faktem, gdyż Kulikowski nie trafił odwrócony plecami do kosza. Po jej rozpoczęciu było wiadomo, że zwycięzcą zostanie ten, kto zachowa więcej zimnej krwi. Pierwsze trafienia dla gdynian zweryfikowały odporność psychiczną Zagłębiaków, którzy zaczęli się gubić w swoich akcjach. Czas, o który poprosił ich szkoleniowiec zadziałał w stu procentach, gdyż wrócili z dalekiej podróży i, co najważniejsze, zniwelowali straty do jednego punktu. Było to jednak za mało na Start, który szybko odbudował pięciopunktowe prowadzenie. Dąbrowianie rzucali za trzy, podejmowali złe decyzje przy wyprowadzaniu akcji, co nie przynosiło korzyści, a straty, bo ich rywale wykorzystywali okazje do zdobywania punktów. Na 42 sekundy przed końcem na tablicy widniał wynik 89:92. Do remisu doprowadził fenomenalnie grający Grochowski, ale wszystko było w rękach gości, a mianowicie Tomasza Wojdyły, który z chirurgiczną precyzją... nie trafił do kosza.
W drugiej dogrywce fenomenalne wejście zaliczył Paweł Zmarlak, który na początku zdobył cztery punkty (96:95). Obie drużyny myliły się, dąbrowianie nie wykorzystywali dobrych zagrań, jak na przykład przejęcie piłki przez Zmarlaka, natomiast gdynianie mieli tendencje do kombinowania, przez co ich akcje momentami wyglądały na zbyt skomplikowane dla nich samych i w konsekwencji popełniali błędy na własne życzenie. Jeden z koszykarzy Startu z autu podał piłkę wprost w ręce brylującego w tej odsłonie Zmarlaka, który wykorzystał taki prezent. Po rzutach wolnych w wykonaniu Wołoszyna i Grochowskiego było już 104:97, a chwilę później trener Paweł Turkiewicz wziął czas. Grzegorz Mordzak trafił za trzy, po czym sfaulował, a na linii rzutów wolnych stanął Grochowski, co gwarantowało punkty dla MKS-u. Po nim ponownie rzucał Wołoszyn i na 2 sekundy przed końcem ustanowił wynik na 106:100. Pozostały czas gdynianie wykorzystali na gratulowanie rywalom zwycięstwa, które tak naprawdę sami im podarowali przez brak koncentracji, nerwowość i wynikające z tego błędy.
d. 107:100 (26:23, 17:20, 19:15, 18:22, d. 27:20)
MKS: Grzegorz Grochowski 28 (6 x 3 pkt, 7 zb), Piotr Zieliński 24, Łukasz Grzegorzewski 16, Rafał Kulikowski 14, Michał Wołoszyn 12, Krzysztof Morawiec 7, Paweł Zmarlak 6, Łukasz Szczypka 0, Marcin Piechowicz 0.
Start: Tomasz Wojdyła 22 (16 zb), Grzegorz Mordzak 19 (3 x 3pkt), Mateusz Kostrzewski 19, Krzysztof Krajniewski 15 (3 x 3 pkt), Tomasz Andrzejewski 11, Karol Szpyrka 8, Piotr Śmigielski 4, Tomasz Nowakowski 1, Marcin Malczyk 1, Adam Lisewski 0, Kacper Młynarski 0.