Odzyskali fotel lidera - relacja z meczu Trefl Sopot - Energa Czarni Słupsk

Doskonałe widowisko w Ergo Arenie! Derby Pomorza stały na solidnym poziomie i dostarczyły ogromnej dawki adrenaliny! Trefl omal nie wypuścił cennego zwycięstwa z rąk. Sopocianie na kilka minut przed końcem prowadzili wyraźnie, ale Energa Czarni Słupsk nie dali za wygraną i doprowadzili do dramatycznej końcówki. Ostatecznie wygraną zanotowali gospodarze, którzy ponownie wskoczyli na fotel lidera Tauron Basket Ligi.

Patryk Kurkowski
Patryk Kurkowski

Priorytetem dla Energi Czarnych było wyłączenie "mózgu" sopockiej drużyny, czyli rozgrywającego Łukasza Koszarka. Trener brązowych medalistów desygnował nawet do tej roli najlepszego obrońcę w swoim zestawieniu, czołowego w Tauron Basket Lidze Darnella Hinsona. Efekt? Z pewnością nie taki, jaki życzyliby sobie słupszczanie. Bo mimo wszystko kreator gry u wicelidera ze swojego zadania wywiązywał się bardzo dobrze, chociaż Amerykanin nie odpuszczał, niekiedy przekraczał przepisy.

Koszarek tradycyjnie był motorem napędowym Trefla, świetnie współpracował z kolegami, ale ogromną różnicę robiło przede wszystkim błyskawiczne i niebywale efektywne przejście sopocian do ofensywy. "Czarne Pantery" pod twardym naciskiem gospodarzy popełniał sporo błędów, które kosztowały go utratę punktów. W odrobieniu strat gościom przeszkadzała i przeciętna skuteczność w rzutach z gry, i zablokowany dostęp do strefy podkoszowej. Ani John Turek, ani też Saulius Kuzminskas nie zamierzali rywala łatwo wpuszczać w pole trzech sekund, ale ich agresywność kończyła się faulami. Karlis Muiznieks najpierw zdjął dobrze dysponowanego w ataku Turka, a następnie problemów przysporzył mu Litwin.

Momentami dominacja żółto-czarnych była tak wyraźna, że drużyna znad Słupi przypominała uczniów, którzy stanęli w szranki z mistrzami. Tak było jednak tylko w porywach. Bo co się odwlecze, to nie uciecze. Energa Czarni długo pudłowali, ale wreszcie po wielu próbach przerwali indolencję. I to z korzyścią dla widowiska. Koszykarze Adomaitisa zrobili milowy krok w stronę Trefla, co zawdzięczają wzmożonej aktywności Stanleya Burrella. Amerykański rozgrywający często się mylił, na tle rywala długo nie prezentował się za dobrze, ale miał okres lepszej gry, kiedy to widać było u niego zawziętość. To przełożyło się na jego zdobycz, ale i wywołało pożądany efekt u całego zespołu.

Brązowym medalistom podciął skrzydła... Vonteego Cummings. Jego wejście z ławki rezerwowych okazało się strzałem w dziesiątkę, bo w krótkim fragmencie doświadczony zawodnik wykazał się i ogromną pewnością siebie, i skutecznością. Cummings okazał się doskonałą alternatywą dla Filip Dylewicz i innych Polaków, których przyjezdni próbowali zastopować. W dużej mierze to dzięki niemu wicelider TBL utrzymał dystans nad "Czarnymi Panterami", które przecież napierały coraz mocniej.

Chociaż słupszczanie po przerwie poprawili się w rzutach z dystansu, co we wcześniejszym etapie zawodów było ich największą zmorą, to nie miało to wielkiego przełożenia na wynik. Enerdze Czarnym nie udało się bowiem zbilansować gry i próby z dystansu odbyły się kosztem walki w strefie podkoszowej. Właściwie bezproduktywni i niewidoczni byli David Weaver i Scott Morrison. Okazji nie marnował za to dysponujący szerszym wachlarzem zagrań team z Trójmiasta, który mógł liczyć nie tylko na Dylewicza czy Koszarka, ale również na Łukasza Wiśniewskiego i Adama Waczyńskiego.

Ale nawet po trzydziestu minutach meczu nie można było mówić o rozstrzygnięciu. Wicelider Tauron Basket Ligi nadal utrzymywał korzystny, powiększył nawet swoje prowadzenie, ale w żadnym wypadku przewaga nie była bezpieczna. Zwłaszcza że wcześniej nie brakowało zrywów z obu stron. Niemniej sopocianie triumf mieli już na wyciągnięcie ręki.

Być może gdyby podopieczni Muiznieksa utrzymali koncentrację i wydajność z poprzednich odsłon, to wygraliby z łatwością. Tym razem w Ergo Arenie było jednak mnóstwo emocji. W obliczu upływającego czasu słupszczanie znaleźli się w sporych tarapatach, ale mimo to doprowadzili do prawdziwego dreszczowca, którego nie powstydziłby się sam Alfred Hitchock. Energa Czarni wymusili na gospodarzach kilka błędów, a dzięki niezawodnej postawie w ofensywie w ekspresowym tempie niemal dopadli Trefla.

Im bliżej było końca, tym większa walka panowała na parkiecie. Dosłownie. Napięcie dało się we znaki koszykarzom, bo doszło do ostrego starcia na parkiecie między  Marcinem Stefańskim a Weaverem. Obaj upadli na parkiet, ale żaden z nich nie chciał wypuścić piłki z rąk, dlatego też interweniowali sędziowie.

W ostatnich sekundach słupszczanie mieli okazję, by dopaść sopocian, lecz zmarnowali wszystkie okazje. Goście marnowali rzuty osobiste, a Burrell na sekundę przed końcem meczu nie trafił rzutu z półdystansu. Tym samym po dramatycznym spotkaniu zwyciężył Trefl, który odzyskał prowadzenie w tabeli. "Czarne Pantery" spadły natomiast na piąte miejsce, wyprzedzili ich Anwil Włocławek i Zastal Zielona Góra.

Trefl Sopot - Energa Czarni Słupsk 79:76 (24:19, 22:23, 19:15, 14:19)

Trefl: Filip Dylewicz 25, Łukasz Koszarek 22, John Turek 10, Vonteego Cummings 9, Adam Waczyński 7, Łukasz Wiśniewski 6, Marcin Stefański, Saulius Kuzminskas 0, Jermaine Mallett 0.

Energa Czarni: Stanley Burrell 17, Mantas Cesnauskis 12, David Weaver 10, Paweł Kikowski 10, Krzysztof Roszyk 9, Darnell Hinson 7, Scott Morrison 7, Zbigniew Białek 4.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×