David Jackson: Wojna się nie skończyła

PGE Turów Zgorzelec przegrał pierwszy mecz ćwierćfinałowy z Anwilem Włocławek 72:76 i tym samym to ekipa z Kujaw jest bliżej półfinału. Goście schodzili z parkietu przegrani pomimo faktu, że wygrali walkę o zbiórki, a kilku graczy rozegrało bardzo solidne zawody m.in. David Jackson, który zdobył 15 punktów i miał pięć zbiórek.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

- To był bardzo wymagający mecz. Anwil to całkiem niezły zespół, który wie jak grać w koszykówkę i akurat dzisiaj nas pokonał. Niemniej to dopiera pierwsza bitwa, wojna się jeszcze nie zakończyła - tymi słowami rozpoczął swoją wypowiedź tuż po ostatniej syrenie poniedziałkowego meczu David Jackson, jeden z filarów PGE Turowa Zgorzelec w starciu z Anwilem Włocławek.

Amerykanin został desygnowany do gry w pierwszej piątce przez trenera Jacka Winnickiego i to on był tym koszykarzem, który otworzył wynik spotkania dla PGE Turowa po ponad trzech minutach indolencji. Później jednak tylko patrzył jak jego rywale rozpędzeni punktują raz po raz, a on i jego koledzy z zespołu nie są w stanie nic zrobić by się temu przeciwstawić. Anwil wygrał pierwszą kwartę 23:8 i miał otwartą drogę do zwycięstwa całego meczu. - Pozwoliliśmy gospodarzom zdobyć zbyt dużo punktów z kontr, nie powiem dokładnie ile, ale myślę, że w całym meczu około 15-20 punktów oni rzucili w ten sposób, w tym bardzo dużo w pierwszej kwarcie­ - tłumaczył Jackson.

Turów nie poddał się jednak łatwo, wygrał drugą kwartę 23:11, więc na przerwę schodził tylko ze stratą trzech oczek, zaś w połowie trzeciej odsłony prowadził nawet 45:42. Wówczas jednak Jackson usiadł na ławce, a Dardan Berisha grając przeciwko Arthurowi Lee zdobył dziewięć punktów z rzędu i zgorzelczanie znowu mieli kilkanaście punktów do odrobienia (45:55). - Nie da się wygrać spotkania goniąc właściwe przez 40 minut. Niestety fatalnie rozpoczęliśmy pierwszą kwartę, Anwil robił z nami, co chciał, trafiał z każdej pozycji, wyprowadzał kontry i świetnie bronił, co ostatecznie dało im 15 punktów zaliczki. Potem staraliśmy się gonić, momentami byliśmy blisko, nawet wygrywaliśmy, ale niestety nie udało się ostatecznie przechylić szali na naszą korzyść - dodawał Amerykanin.

PGE Turów przegrał ostatecznie 72:76, choć bardzo dobrze grał na tablicach. Po osiem zbiórek zanotowali Daniel Kickert i Konrad Wysocki, a cały zespół zebrał aż 41 piłek, co przy tylko 29 zbiórkach Anwilu mogło zrobić różnicę. Problem w tym, że zgorzelczanie zanotowali jedynie 38 procent skuteczność za dwa, podczas gdy Anwil - 45. - Nie sądzę by nasza niska skuteczność była problemem. Nie przegraliśmy tego meczu przez nietrafione rzuty ale przez brak dobrej obrony i brak szybkiego powrotu do obrony. Jak już wspomniałem, Anwil zdobył w ten sposób kilkanaście punktów - opowiadał Jackson.

Dodatkowo, popełniliśmy w tym meczu aż 15 strat a nie da się wygrać spotkania na wyjeździe gdy robi się tyle błędów. Ponadto mieliśmy bardzo dużo fauli i to też odbiło się na naszej grze - dodawał amerykański rzucający, twierdząc jednocześnie, że w środę obraz gry może wyglądać zupełnie inaczej; korzystniej dla Turowa. - Potrzebujemy trochę odpoczynku, nic więcej. Jeśli tylko utrzymamy taki rytm gry jak dzisiaj, przy dodaniu lepszej defensywy, Anwil nas niczym nie zaskoczy i będziemy w stanie wygrać ten mecz, bo twierdzę, że dzisiaj graliśmy całkiem niezłe zawody. A że przegraliśmy? Taki jest sport.

Gdzie koszykarze Turowa mogą upatrywać swojej siły? Według Jacksona w podejściu do meczu. - Nie sądzę byśmy dzisiaj spanikowali w jakimkolwiek momencie. Nawet jak Anwil prowadził różnicą 15 punktów, to również wtedy cały czas byliśmy bardzo spokojni i staraliśmy się grać swoją taktykę i choć Anwil wygrał, to nam udało się dwukrotnie wrócić do gry­. To jest nasza siła - mówił rzucający zgorzeleckiego klubu.

Z dorobkiem 15 punktów Amerykanin został drugim strzelcem zespołu, tuż za liderem Wysockim. Aż 10 oczek zdobył jednak w czwartej kwarcie, podobnie jak Kickert (10 z 14), a przyjezdni wygrali czwartą kwartę 24:18. Być może australijsko-amerykański duet zbyt późno otrzymał zielone światło od swojego szkoleniowca na indywidualne akcje? - My jesteśmy graczami zespołu, ale rzeczywiście, być może masz racje, że zespół potrzebuje lidera, który weźmie na siebie ciężar gry, a my zrobiliśmy to zbyt późno. Być może rzeczywiście byłoby lepiej, gdybyśmy wcześniej byli bardziej agresywni, bym ja był bardziej agresywny, bo nie chcę mówić za Daniela. Niestety tak się nie stało i może to być jednak z przyczyn porażki - ocenił koszykarz.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×