Przewagę psychologiczną przed tą rywalizacją mieli z pewnością gracze z Sopotu, którzy wygrali wszystkie pięć meczów w tym sezonie. - Wygraliśmy z nimi wszystkie pięć meczów w lidze i pucharze, ale teraz zaczęła się walka o medale i wygląda na to, że Turów przełamał się i gra dużo lepiej niż choćby w "szóstkach" - twierdził przed meczem Tomasz Kwiatkowski, dyrektor sportowy Trefla Sopot.
Trener Karlis Muiznieks znów desygnował do pierwszej piątki Jermaine'a Malletta, który wygryzł z podstawowego składu Adama Waczyńskiego. Z kolei trener Jacek Winnicki niespodziewanie posłał na parkiet Michała Gabińskiego. Trzeba przyznać, że te zmiany okazały się bardzo skuteczne. Mallett, jak i Gabiński wnieśli sporo ożywienia w poczynania swoich drużyn. Lepiej spotkanie zaczęli sopocianie, ale z biegiem czasu to zgorzelczanie przejęli kontrolę nad wydarzeniami na parkiecie. Goście nieźle grali w obronie, zmuszając gospodarzy do oddawania rzutów z trudnych pozycji. Grę zgorzelczan napędzał ex-sopocianin Giedrus Gustas, który tego dnia był wyjątkowo dobrze dysponowany.
Po rzucie trzypunktowym Damiana Kuliga, zgorzelczanie wyszli na siedmiopunktowe prowadzenie (27:20). Goście swoją przewagę zawdzięczają przede wszystkim obronie, ale także niezłej dyspozycji w rzutach dystansowych. Wśród gospodarzy w słabszej formie znajdował się Łukasz Koszarek, co od razu miało przełożenie na wynik. Sopocianie konsekwentnie przez całą drugą kwartę bronili strefą, ale ten pomysł okazał się totalnie nietrafiony. Zgorzelczanie do przerwy aż dziewięciokrotnie celnie przymierzyli z dystansu i dzięki czemu po dwóch kwartach prowadzili 54:36!
Podopieczni Jacka Winnickiego bardzo starannie wypełniali polecenia swojego trenera. W dodatku w świetnej dyspozycji znajdował się Daniel Kickert, który już do przerwy uzbierał aż… 17 punktów! Dobrą zmianę dał także kapitan Turowa - Konrad Wysocki (8pkt).
Niespodziewanie na trzecią kwartę w składzie Trefla Sopot pojawił się Vonteego Cummings, który zmienił Łukasza Wiśniewskiego. Trener gospodarzy w przerwie musiał powiedzieć kilka mocnych słów, bo jego podopieczni zaczęli grać z większym animuszem. Po trzech minutach straty zostały zredukowane dziesięciu punktów (48:58). Goście gdzieś zgubili swój dobry rytm z pierwszej połowy, co wykorzystali sopocianie. Gdy gospodarze zeszli „tylko” na siedem oczek (55:62), wówczas do głosu doszli zgorzelczanie, którzy zdobyli osiem punktów bez odpowiedzi.
Pomimo usilnych starań gospodarzy, przewaga Turowa cały czas oscylowała w granicach 10-12 punktów. Przełomowy moment nadszedł w 34. minucie spotkania, kiedy po dwóch „trójkach” Waczyńskiego, Trefl zredukował straty do pięciu punktów (74:79). Atmosfera w hali zrobiła się naprawdę gorąca, co tylko uskrzydliło gospodarzy. Po trójce Wiśniewskiego zrobiło się 81:83, a po rzutach Filipa Dylewicza, gospodarze doprowadzili do remisu!
Do końca meczu pozostawało wówczas ponad dwie minuty. Zgorzelczanie odpowiedzieli akcją Gustasa. Jednak sopocianie nie pozostawili dłużni. John Turek trafił dwa rzuty wolne. Wydaje się, że kluczową dla losów spotkania okazała się akcja Davida Jacksona, który zdobył łatwe punkty spod kosza. Sopocianie faulowali zgorzelczan, ale ci trafili wszystkie rzuty wolne, czym przypieczętowali zwycięstwo.
Trefl Sopot - PGE Turów Zgorzelec 94:98 (18:21, 18:33, 28:22, 30:22)
Trefl: Łukasz Koszarek 22, Filip Dylewicz 21, John Turek 18 (11 zb), Jermaine Mallett 11, Adam Waczyński 10, Vonteego Cummings 6, Łukasz Wiśniewski 4, Marcin Stefański 2, Saulius Kuzminskas 0.
Turów: Geidrius Gustas 20, Daniel Kickert 19, David Jackson 12, Aaron Cel 11, Konrad Wysocki 10, Michał Chyliński 7, Ronald Moore 7, Arthur Lee 6, Michał Gabiński 3, Damian Kulig 3, Dallas Lauderdale 0.
Stan rywalizacji: 1:0 dla PGE Turowa