Trener Karlis Muiznieks dokonał zmian w wyjściowym ustawieniu swojej drużyny. Do pierwszej piątki powrócił Adam Waczyński, który zmienił Jermaine'a Malletta. Z kolei trener gości Jacek Winnicki wyszedł z założenia, że zwycięskiego składu się nie zmienia.
Początkowa faza spotkania toczona była w bardzo sennym tempie. Obie drużyny w ataku bazowały przede wszystkim na indywidualnych umiejętnościach poszczególnych zawodników. Bardzo mało było gry zespołowej. Po stronie Trefla pierwsze kłopoty pojawiły się w połowie kwarty, kiedy to dwa faule złapał John Turek. Łotewski trener sopocian od razu desygnował do gry Sauliusa Kuzminskasa.
Wydawało się, że podrażnieni poniedziałkową porażką sopocianie od samego początku ruszą na gości ze Zgorzelca. Tymczasem to wicemistrzowie Polski sprawiali lepsze wrażenie, co miało odzwierciedlenie także w wyniku. Po punktach Michała Chylińskiego, goście prowadzili 18:14.
W szeregach sopocian znów słabiej prezentował się Łukasz Koszarek, ale niespodziewanie otrzymał solidne wsparcie od Vonteego Cummingsa. Amerykanin bardzo pewnie radził sobie na rozegraniu w Treflu, i to za jego sprawą, gospodarze wyszli na pierwsze prowadzenie w tym spotkaniu (23:20).
W połowie drugiej kwarty gospodarze zdecydowanie przyspieszyli, czym zaskoczyli gości. Po punktach Waczyńskiego, zrobiło się już 32:23. To właśnie za sprawą młodego skrzydłowego gra sopocian uległa zdecydowanej poprawie. Do tego dwie trójki dołożył Filip Dylewicz i zrobiło się trzynaście punktów różnicy na korzyść Trefla.
Kolejnym problem dla zgorzelczan pojawił się w momencie, kiedy Daniel Kickert złapał trzecie przewinienie. W dodatku, główna broń zgorzelczan czyli rzuty dystansowe, kompletnie zawodziła do przerwy.
Trzecia kwarta toczona była zdecydowanie w szybszym tempie niż poprzednie. Zgorzelczanie odzyskali nieco skuteczność zza łuku i zredukowali straty do pięciu oczek. Goście poprawili także defensywę, z którą spore problemy mieli gracze Trefla Sopot. W obliczu tego, że trzecia kwarta zakończyła się tylko trzypunktowym prowadzeniem gospodarzy, a to zapowiadało wielkie emocje w końcówce spotkania.
Trzeba przyznać, że to środowe spotkanie tylko momentami stało na niezłym poziomie. Większość meczu toczona była w sennym tempie, w dodatku gracze obu drużyn popełniali sporo strat. Kompletnie tego dnia zawodził Koszarek, który po trzech kwartach nie miał na swoim koncie żadnych punktów!
Po celnej trójce Ronalda Moore'a zrobiło się po 60 i spotkanie zaczęło się jakby od nowa. Sopocianie wiedząc, że tego meczu przegrać już nie mogą, zaczęli grać dosyć szybko, co przynosiło żadnych efektów. Tego jednak nie potrafili wykorzystać zgorzelczanie, którzy mylili się na potęgę.
Szybciej otrząsnęli się sopocianie, którzy po punktach Dylewicza odskoczyli na cztery oczka (64:60). Warto zaznaczyć, że dopiero w 37. minucie swój pierwszy punkt uzyskał Koszarek. Problemem zgorzelczan było to, że mieli już w tej kwarcie ponad pięć przewinień, co skrzętnie wykorzystali gracze Muiznieksa. Wymuszali przewinienia i później zamieniali to na łatwe punkty z linii rzutów wolnych.
Trzeba przyznać, że na przestrzeni całego spotkania lepszym zespołem byli sopocianie, którzy zasłużenie odnieśli zwycięstwo. Teraz seria przenosi się do Zgorzelca, następny mecz w sobotę.
Trefl Sopot - PGE Turów Zgorzelec 77:71 (14:16, 26:15, 18:24, 19:16)
Trefl: F. Dylewicz 25 (8 zb), A. Waczyński 17, S. Kuzminskas 8, J. Turek 8 (8 zb), Ł. Wiśniewski 7, V. Cummings 6, Ł. Koszarek 5, J. Mallett 1, M. Stefański 0.
PGE Turów: M. Chyliński 17 (4x3), D. Jackson 15, D. Kulig 8, R. Moore 7, G. Gustas 6, A. Mielczarek 6, M. Gabiński 4, A. Lee 3, D. Kickert 3, A. Cel 0, K. Wysocki 0.
Stan rywalizacji: 1-1