Fenomenalny finisz gospodarzy - relacja z meczu towarzyskiego Polska - Chiny

Mimo sobotniej porażki, reprezentanci Polski nie zwiesili głów i w drugim spotkaniu zrewanżowali się kadrze Chin. O zwycięstwie przesądził Przemysław Zamojski, trafiając tuż przed końcową syreną.

W tym artykule dowiesz się o:

W porównaniu do poprzedniego starcia, tym razem w pierwszej piątce znaleźli się również nominalni zmiennicy, jak Piotr Pamuła i Przemysław Zamojski. Obaj od początku próbowali skrupulatnie wypełniać zalecenia selekcjonera Alesa Pipana, jednak przez pewien okres czasu oni oraz cały polski team oglądali plecy rywala. Sytuacja zmieniła się dopiero po trzech minutach za sprawą bardziej doświadczonych Łukasza Koszarka oraz Marcina Gortata. Gracz Phoenix Suns z powodzeniem wypracowywał sobie pozycje w polu trzech sekund, a 28-letni playmaker brylował przy rzutach z dystansu.

Gdy chwilę później Polacy zastosowali jeszcze mocną zonę press, przeciwnik ewidentnie się pogubił. Miał on problem ze skonstruowaniem ataku i znacznie częściej notował straty. Po tych wydarzeniach wynik brzmiał 20:12 i wszystko wskazywało na to, że niebawem biało-czerwoni zyskają większą przewagę. Jednak przyjezdni tak szybko się nie poddali. Dzięki przytomnym zagraniom Zhou Penga, a także Sun Yue zdobyli kilka "oczek" z rzędu i rywalizacja znów zrobiła się wyrównana.

W drugiej kwarcie zaskoczyć Chińczyków próbował Michał Ignerski, lecz nie grzeszył on celnością. Aktywność przejawiał też Damian Kulig, tyle że ustępował on pod względem szybkości bezpośrednio kryjącym go defensorom. Wobec tego zespół miał pewne kłopoty, by skutecznie wykańczać zagrywki, co znalazło przełożenie w ogólnym rezultacie. Na poparcie tych słów wystarczy przytoczyć, że Azjaci prowadzili 31:25 i sprawiali wrażenie, jakby w ogóle nie obawiali się Polaków.

Warto dodać, iż goście pewność siebie zyskiwali poprzez bardzo dobrą postawę na własnej połowie, czym mocno utrudniali życie faworytom katowickiej publiczności. I choć niedługo potem zatrybił wspomniany Kulig nadrabiając wcześniejsze niedociągnięcia, to jednak długą przerwę gospodarze spędzili ze świadomością pięciopunktowej straty.

Ta w trzeciej kwarcie miała szansę zostać zniwelowana błyskawicznie, ale w kluczowych fragmentach zawodzili Dardan Berisha i świeżo wprowadzony do gry Robert Skibniewski. A niewykorzystane sytuacje się mszczą. Podopieczni JR Donewalda odpowiedzieli trzema kontrami i wynik 41:49 mówił sam za siebie. Szczególnie groźny był mający za sobą występy w NBA Wang Zhi Zhi, zupełnie ignorując blokujących go zawodników. Widząc taki przebieg sytuacji, opiekun naszej kadry postawił na klasycznych strzelców, wśród których znajdował się Adam Waczyński. Ten zrobił co do niego należało i wlał nadzieję w serca fanów, że przynajmniej jeden pojedynek z uczestnikiem tegorocznej olimpiady zakończy się zwycięstwem.

Podczas decydującej batalii zaobserwować można było istną wymianę ciosów. Co ważne, biało-czerwoni wcale nie odstawali od przeciwnika i znacznie lepiej niż w poprzednich partiach rozrywali jego obronę. Pozytywną kartę zapisał Piotr Pamuła. Obwodowy, który miniony sezon rozpoczął w warszawskiej Politechnice ustrzelił dwie arcyważne "trójki", po czym udało się doprowadzić do remisu. Jednakże prawdziwe emocje dopiero nadchodziły. Toczący wyrównany bój Polacy znaleźli się w posiadaniu piłki tuż przed finiszem i na zakończenie akcji mieli ledwie 1,7 sekundy! Wtedy, oponent spodziewał się kolejnej próby z dalsza. Tymczasem gospodarze mieli sprytniejszy plan. Najpierw Pamuła wyrzucił piłkę zza linii bocznej, a w koszu umieścił ją frunący w stronę obręczy Przemysław Zamojski. Wówczas nikt już nie miał złudzeń odnośnie tego, komu przypadnie triumf.

Polska - Chiny 81:79 (23:21, 14:21, 20:17, 24:20)

Polska:
Marcin Gortat 18 (9 zb), Michał Ignerski 17, Łukasz Koszarek 10, Piotr Pamuła 10, Damian Kulig 8, Adam Waczyński 8, Przemysław Zamojski 5, Dardan Berisha 3, Łukasz Wiśniewski 2.

Chiny:
Wang Zhizhi 15, Zu Fangyu 14, Zhou Peng 12, Alium Guo 11, Yi Li 7, Zang Zhaoxu 6, Sun Yue 5, Wang Shipeng 3, Ding Jinhui 2, Chen Jianghua 2, Wang Zhelin 2.

Źródło artykułu: