- Nie mamy takiej cierpliwości w ataku jakiej bym sobie życzył. Chęci są, ale czasami trzeba cierpliwości. Musimy się tego nauczyć, tak samo jak musimy lepiej dzielić się piłką. Na to będę musiał zwrócić baczniejszą uwagę - powiedział po meczu Anwilu Włocławek ze Stelmetem Zielona Góra trener zespołu z Kujaw, Dainius Adomaitis.
Jego podopieczni kilkakrotnie byli bardzo blisko przejęcia inicjatywy na parkiecie, ale za każdym razem z rytmu wybijały ich niecelne rzuty, straty czy złe podania. Ogółem - błędne decyzje podejmowane pod wpływem emocji, czyli dokładnie to, o czym wspominał litewski szkoleniowiec. Tak było np. gdy na początku drugiej kwarty Seid Hajrić wyprowadził zespół na pierwsze prowadzenie 19:18 i tak było również w końcówce, gdy po rzutach skrzydłowego był remis 61:61.
Trzeba jednak pamiętać, że włocławianie, choć byli gospodarzami, nie podchodzili do tego spotkania w roli faworyta. O zwycięstwo mieli się pokusić tylko w przypadku walki i tej akurat nie zabrakło. - To był mecz walki i bardzo cieszę się, że moi zawodnicy nie odpuścili ani na minutę. Widziałem zaangażowanie i walkę w ich oczach, dzięki temu ciągle byliśmy w meczu, nawet wtedy, gdy Stelmet nieco odskakiwał - tłumaczył Adomaitis, z pewnością myśląc o sytuacji z 32. minuty, gdy po rzucie Waltera Hodge’a zrobiło się 57:49 dla gości. Po chwili było jednak już wspomniane 61:61.
Ostatecznie włocławianie ulegli silniejszemu rywalowi 65:68, gdyż w końcówce trzykrotnie nie potrafili umieścić piłki w koszu. Nie to było jednak bezpośrednią przyczyną porażki, ale skuteczność Anwilu zza łuku i z linii osobistych. - W pierwszej połowie nie trafiliśmy aż 10 rzutów wolnych, w całym meczu trafiliśmy tylko jeden raz za trzy na 18 prób. W takim spotkaniu, w spotkaniu na styku, każdy rzut jest istotny i kosztowny. Jestem zdania, że jeśli to poprawimy - wówczas będzie to wyglądało lepiej. Na razie kosztowało nas zwycięstwo - stwierdził Adomaitis.
Jedyną celną trójkę na początku drugiej połowy zanotował Tony Weeden. Co z tego jednak skoro spudłował kolejnych siedem prób. Cztery razy nie trafił ponadto Ruben Boykin, a trzykrotnie - Marcus Ginyard. Dodatkowo, defensywa zielonogórskiego zespołu sprawiła, że inni strzelcy w Anwilu nie zaistnieli w meczu - Krzysztof Szubarga, Łukasz Seweryn i Przemysław Frasunkiewicz razem oddali dwa rzuty z daleka przez całe spotkanie.
- W drugiej połowie mieliśmy kilka rzutów na przełamanie, nie chcę użyć słowa na zwycięstwo, bo tak się nie mówi po przegranym spotkaniu. Po prostu były szanse rzutowe z otwartych pozycji, czy to Rubena czy Marcusa i może gdyby te rzuty wpadły do kosza, może rozmawialibyśmy teraz inaczej. Nie ma jednak co gdybać, chcę zobrazować tylko to, że od zwycięstwa nie dzieliło nas dużo - tłumaczył trener Anwilu.
Trener podjął się również próby wyjaśnienia tak słabej skuteczności rzutów za trzy i osobistych. - Być może w pierwszej połowie stało się tak ze względu na presję. W końcu większość zawodników rozegrała właśnie swój pierwszy mecz ligowy w barwach Anwilu i po raz pierwszy zagrała przy pełnej hali. Myślę, że właśnie dlatego to odbiło się na naszej skuteczności, ale to minie. Zresztą, rzuty osobiste już w drugiej połowie były dużo lepsze, również dzięki temu, że kibice cały czas nas wspierali. Są dokładnie takim szóstym zawodnikiem, jakiego potrzebujemy - zakończył trener Anwilu.
Dainius Adomaitis: Widziałem zaangażowanie i walkę
Już w drugiej kolejce Anwil Włocławek zanotował swoją pierwszą porażkę w tym sezonie. Po meczu trener Dainius Adomaitis był zły z powodu przegranej, ale nie mógł nie pochwalić swoich graczy za walkę.
Źródło artykułu: