Xavier Alexander: Może zagraliśmy zbyt samolubnie

Wielu skreślało już Xaviera Alexandera, skrzydłowego Jeziora Tarnobrzeg. Tymczasem przeciwko Anwilowi Włocławek Amerykanin rozegrał najlepsze spotkanie w tym sezonie. Nie zapobiegł jednak przegranej.

Gdy Xavier Alexander szybkim zwodem minął dobiegającego do niego w kontrze Łukasza Seweryna i będąc faulowany, zdołał jeszcze z impetem wpakować w piłkę do kosza, Jezioro Tarnobrzeg wyszło na prowadzenie 59:58 w 34. minucie meczu i w Hali Mistrzów zapachniało niespodzianką. Po chwili Amerykanin dodał jeszcze celny rzut osobisty.

- O tak, długo będę pamiętał to zagranie, choć szkoda, że nie poszliśmy za ciosem i w kolejnych akcjach nie potrafiliśmy zdobyć punktów. Mieliśmy wtedy szansę wygrać ten mecz ale przegraliśmy go na własne życzenie - mówi amerykański skrzydłowy, który jeszcze w samej końcówce dołożył do dorobku swojego i swojej drużyny celną trójkę (ogółem 19 punktów i pięć zbiórek), lecz nie przyniosła ona zmiany zwycięzcy spotkania.

Fragment spotkania między 34. a 38. minutą Anwil Włocławek wygrał bowiem 13-1 i tym samym na niespełna na dwie minuty przed końcem wyszedł na najwyższe tego dnia prowadzenie, 71:61. - Podczas gdy my w ostatnich kilkudziesięciu sekundach mieliśmy wielkie problemy ze zdobywaniem punktów, Anwil łatwo znajdował drogę do kosza. Oni wykonali kawał dobrej roboty w crunch-timie i dlatego odnieśli zwycięstwo. My mamy czego żałować, bo nie brakowało nam wiele - opowiada Alexander.

Tarnobrzeżanie popełniali proste błędy - w ostatnich kilku minutach pozwolili np. zanotować gospodarzom kilka zbiórek w ataku. Trzy takie piłki padły łupem Marcusa Ginyarda, który ostatecznie zanotował double-double w postaci 14 punktów i 11 zbiórek. - Brakowało nam koncentracji. Nie może być tak, że zagapiamy się w najważniejszym momencie spotkania, a rywal skacze nam po głowach. Wyraźnie straciliśmy wtedy nasz rytm - tłumaczy Amerykanin.

Obraz gry Jeziora zakłamuje nieco statystyka asyst - 11. Koszykarze Dariusza Szczubiała preferowali raczej grę jeden na jednego z nierównomiernym rozłożeniem akcentów: tercet Alexander - Nicchaeus Doaks - Jakub Dłoniak oddał 44 z 70 rzutów całego zespołu, z czego sam Polak próbował trafić do kosza aż dwudziestokrotnie!

- Może rzeczywiście momentami byliśmy zbyt samolubni, ale z drugiej strony my gramy prostą koszykówkę i jeśli ktoś ma pozycję lub czuje, że złapał rytm, to trzeba to wykorzystać. Aczkolwiek zgodzę się, że najlepszą, najprostszą drogą do odniesienia zwycięstwa jest oczywiście maksymalne rozłożenie akcentów na większą liczbę graczy i granie mniej samolubnie - tłumaczy Alexander.

Porażka w Hali Mistrzów była piątą z rzędu Jeziora Tarnobrzeg, które po raz ostatni wygrało mecz na początku października. Następnie przyszły porażki ze Stelmetem, PGE Turowem, Rosą, Energą Czarnymi i Anwilem. Co ciekawe, aż w czterech przypadkach tarnobrzeżanie przegrali różnicą nie większą niż osiem oczek.

- Te mecze są dla nas bardzo bolesne, bo cały czas jesteśmy blisko i cały czas czegoś nam brakuje. Tylko mecz z Turowem był inny, ale tak to ciągle przegrywamy zaledwie kilkoma punktami - kręci z niedowierzaniem głową Alexander, dodając - Naszym głównym problemem jest to, że nie pomagamy sobie w defensywie, bazując głównie na grze jeden na jednego. Musimy wreszcie zacząć grać jak drużyna i wtedy wyniki same przyjdą.

Źródło artykułu: