Ten sezon dla Asseco Prokomu nie układa się tak, jak to sobie założono. W Eurolidze na dziewięć spotkań tylko jedno zakończyło się zwycięstwem mistrzów Polski. Gracze z Gdyni w większości meczów prezentowali słabą koszykówkę, wyraźnie odstając od drużyn euroligowych. Nie lepiej było także w rozgrywkach Tauron Basket Ligi. - Więcej nie mogliśmy zdziałać. Mieliśmy jednak kilka meczów bardzo zaciętych, "na styk". Do samego końca walczyliśmy z Unicają, udało nam się wygrać jeden mecz z Albą, w Berlinie zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki. Więcej mogliśmy wskórać z Elan Chalon. W pierwszym pojedynku przestrzeliliśmy kilka ważnych rzutów. W drugim popełniliśmy błędy, a śmiało mogliśmy myśleć o wygranej - podkreślał na ostatniej konferencji litewski szkoleniowiec.
Trener Kestutis Kemzura postanowił, że wprowadzi pewne zmiany w drużynie. Po pierwsze, rozstano się z amerykańskim rzucającym obrońcą - Frankiem Robinsonem. Po drugie, litewski szkoleniowiec zaczął grać dwoma wysokimi zawodnikami jednocześnie. To spowodowało, że nominalny środkowy - Rasid Mahalbasić gra teraz także na pozycji silnego skrzydłowego. - Czuję się bardzo dobrze zarówno na pozycji numer 5, jak i 4. Świetnie mi się współpracuję z Adamem Hrycaniukiem. Nie mam żadnego problemu, by grać na pozycji silnego skrzydłowego. Muszę się nieco nauczyć lepiej bronić w sytuacjach, kiedy po stronie rywali gra taki zawodnik jak Dylewicz, który jest szybki i gra często na obwodzie - ocenia Mahalbasić.
Taka gra na tzw. "twin towers" przynosi dobre efekty drużynie mistrza Polski. Mahalbasić gra teraz nieco dalej od kosza, "wyciągając" przy okazji swojego przeciwnika na półdystans, co daje jednocześnie większe pole do popisu dla Adam Hrycaniuka, który może częściej grać jeden na jeden. W polskiej mało która drużyna ma odpowiedź na taką taktykę, więc z pewnością trener Kemzura będzie stosował to ustawienie bardzo często.
Jedynym problemem tego ustawienia jest fakt, że ta dwójka nieco słabiej radzi sobie z zawodnikami, którzy są szybsi i częściej przebywają na obwodzie. To było widać w niedzielnym spotkaniu, kiedy Mahalbasić nie radził sobie z Filipem Dylewiczem. Kapitan Trefla Sopot w samej pierwszej kwarcie zdobył aż 11 punktów. - Mieliśmy trochę problemów z Dylewiczem na początku meczu, bo rzucił nam sporo punktów, ale później poradziliśmy sobie z nim. Było mi nieco trudno nadążyć za nim na dystansie - twierdzi Mahalbasić.
W niedzielnym spotkaniu wspomniany duet rzucił razem 26 punktów i zebrał 14 piłek, z czego aż 11 było zasługą Hrycaniuka. - Po prostu tak wychodzi, że przeciwnik w każdym meczu pozwala nam na nieco więcej pod koszem i my to wykorzystujemy. Jak nadal przeciwnicy będą tak grali, to my będziemy to wykorzystać - ocenia Hrycaniuk.