Krakowianki obecnie nie mają wcale optymalnego położenia. Fakt faktem zajmują trzecią pozycję i promocja do kolejnej rundy wciąż jest jak najbardziej realna, lecz o zajęcie dwóch czołowych lokat w grupie będzie już znacznie trudniej. Przez to istnieje ryzyko trafienia na jednego z potentatów w dalszym etapie, co nie uchodzi za optymalne rozwiązanie. Dlatego też muszą one zrobić wszystko, by podreperować swój bilans i po prostu wygrywać przed finiszem grupowych zmagań ile się da. - Trzeba korzystnie rozstrzygnąć parę pozostałych potyczek. Oczywiście życzyłabym sobie uniknięcia najlepszych ekip w następnej fazie, jednakże rywalizacja ogólnie charakteryzuje się wyrównanym poziomem. Nie wyrokujmy za wcześnie - twierdzi Anke De Mondt.
Jeszcze zanim nadszedł okres Bożego Narodzenia podopieczne Jose Ignacio Hernandeza niespodziewanie gładko przegrały z Uni Gyor. Tamtej konfrontacji towarzyszyły nadzieje na zdystansowanie Węgierek oraz postawienie kroku w przód, który dodałby pewności siebie całej drużynie. Niemniej rezultat okazał się niepomyślny, więc krajowemu potentatowi pozostaje intensywna praca oraz wiara w sukces. - Cały zespół popełniał błędy. Oponent z kolei widząc taki obraz zyskał pewność siebie i z biegiem czasu coraz łatwiej wcielał w życie założenia taktyczne. W takiej sytuacji trudno momentalnie odmienić bieg wydarzeń - wspominała Belgijka.
Nieco szerzej wypowiadała się Paulina Pawlak. - Broniłyśmy fatalnie i nic nie tłumaczy obrazu, jaki po sobie pozostawiłyśmy. Starałyśmy się wcielać w życie różne warianty tylnej formacji. Żaden nie funkcjonował należycie. Nawet jadąc do domu na święta rozmyślałam, dlaczego tak się stało i nie znalazłam odpowiedzi. Powiem szczerze, że tą drogą nie osiągniemy zamierzonych celów, więc bezwzględnie dążymy do poprawy.
Poza wymienianą wielokrotnie obroną kolektywowi ze stolicy Małopolski brakuje elementu zaskoczenia w ofensywie. Owszem, Tina Charles potrafi indywidualnie przesądzić o wyniku, z tym że nie da rady w nieskończoność forować identycznego schematu. - Wspólnie należy coś zrobić ku lepszemu. Chwilami dla obserwatorów zapewne wygląda to tak, jakby na boisku przebywała jedynie Tina, lecz obowiązkiem reszty jest ją wspomóc - dodaje 28-letnia rozgrywająca.
W miniony weekend Wisła miała okazję sprawdzenia swojej formy i ponownego wejścia w rytm meczowy poprzez starcie z AZS-em Gorzów. Faworyt zainkasował komplet punktów, ale do pewnego momentu nie potrafił zaznaczyć wyższości. - Po prawie dwóch tygodniach odpoczynku trudno złapać właściwy rytm. Dało się zauważyć mnóstwo pomyłek. Pozwoliliśmy też rywalkom zebrać zdecydowanie za dużo piłek - analizował hiszpański coach, który jednocześnie woli myśleć o przyszłości, szczególnie europejskich pucharach.
Prześwietlając natomiast czeski klub można stwierdzić, iż pod względem ogólnego bilansu nie zachwyca. Zanotował on jedynie dwa triumfy i nie zaprezentował nic szczególnego, jednak wydarzenia z początku listopada nie pozwalają go lekceważyć.
W jego szeregach głównie wyróżnia się Farhiya Abdi. Zaledwie dwudziestoletnia zawodniczka posiadająca szwedzki paszport notuje średnio ponad 18 punktów, przysparzając potencjalnym przeciwnikom mnóstwo problemów. Notabene w pierwszej batalii z wiślaczkami ustrzeliła aż 26 "oczek"w ciągu niespełna trzydziestominutowego występu.
Wspiera ją zwykle Tereza Peckova. Mierząca 189 cm skrzydłowa imponuje wszechstronnością i może być groźna w polu trzech sekund oraz na półdystansie. Zdając sobie z tego sprawę miejscowe powinny maksymalnie ograniczyć jej pole manewru. W przeciwnym razie znowu kwestia zwycięstwa stanie pod znakiem zapytania.
Początek meczu w Krakowie w środę o godzinie 18.