Pogłoski o upadku mistrzów Polski krążą niemal od początku tego sezonu. Już start gdynian w Eurolidze i pierwsze mecze pokazały, że Asseco Prokom do rywalizacji z najlepszymi zespołami Europy przystąpiło nieprzygotowane. Trener Kestutis Kemzura naprędce budował drużynę, co musiało brutalnie odbić się na wynikach. Co nie zmienia faktu, że tylko dwa zwycięstwa w, było nie było, słabej grupie jest kompromitacją. Nie chcę użyć dobitniejszych słów, ale prawda jest taka, że Elan Chalon Sur-Saone czy Alba Berlin to nie są jakieś tuzy. Również osłabiona Unicaja Malaga nie prezentowała tej siły co kiedyś.
Prokom zawodził także w lidze. Przegrywał mecze w słabym stylu, a zawodnicy sprawiali wrażenie jakby pierwszy raz grali ze sobą! Fatalna polityka transferowa, za którą odpowiadał oraz Kemzura omal nie skończyła się katastrofą. Na szczęście w porę się opamiętano i w gdyńskim klubie nastało nowe rozdanie. Pożegnano zawodników, którzy okazali się transferowym niewypałem. Niespodziewanie też Gdynię opuścił , co dla wielu było szokiem. "Przecież to gwiazda jak na polskie warunki" - krzyczeli jedni!. "Był gwiazdą niepotrzebną drużynie, teraz zespołem dowodził będzie Łukasz Koszarek" - argumentowali drudzy.
Po jednym efektownym zwycięstwie z Energą Czarnymi Słupsk za wcześnie na osąd czy rację mieli zwolennicy czy przeciwnicy talentu J-Blassa. Niemniej publiczne larum, że oto nastał kres Asseco Prokomu też, CHYBA, nie jest na miejscu. Sezon tak naprawdę na dobre się nie rozwinął, ale zmiany w drużynie są konieczne jeśli gdynianie chcą walczyć o czołowe miejsca i obronić mistrzowski tytuł. Potrzebą pierwszej chwili jest obsadzenie pozycji numer dwa i cztery. Sęk jednak w tym, że zewsząd słychać głosy o wariancie oszczędnościowym w Asseco. Zakręcony kurek z pieniędzmi przyczynił się też do redukcji zagranicznych etatów i postawienie wyłącznie na polskich zawodników.
Transfery mają być, ale last minute, bowiem okno zamyka się 3 kwietnia. W Gdyni zakładają więc wzmocnienie składu przed play-offami. Czy nie za późno? Asseco może mieć już problemy z grą w "szóstkach". Na dzień dzisiejszy silniejsze składy mają Stelmet Zielona Góra oraz PGE Turów Zgorzelec. A i skład Trefla Sopot wygląda bardzo przyzwoicie.
Bez klasycznej "czwórki" Asseco wygląda mizernie. Fakt na tej pozycji grają: Robert Witka, Piotr Szczotka, ale z nimi siła uderzeniowa mistrzów Polski nie gwarantuje poziomu, do jakiego kibice zdążyli się przyzwyczaić. To gracze solidni, a gdynianie muszą zapełnić lukę koszykarzem poziomu europejskiego. Działacze nie mogą szczędzić grosza, chyba że nie chcą mistrzostwa, w co szczerze wątpię.
Na wspomnianej wcześniej "dwójce" jest Przemysław Zamojski, a w obwodzie Piotr Pamuła. Zamojski potrafi zrobić różnicę, nie będzie jednak grał po 40 minut, potrzebuje zmiennika, a pozostający w obwodzie Pamuła wciąż się uczy. Naturalne więc wydaje się zatrudnienie zawodnika, który mógłby również odciążyć nieco Koszarka. Nie zastąpić go, ale w momencie gdy "Koszara" zabraknie na boisku, poprowadzić zespół w ataku.
Z tymi zmianami Prokom może naprawić zepsuty sezon i uratować twarz. Do tego potrzebne są jednak mądre, przemyślane ruchy, a nie działania w stylu "na chybcika".
Bo akurat nie chcę mi się wierzyć w wariant z dograniem przez Asseco sezonu do końca wyłącznie Polakami plus Rasidem Mahalbasiciem. Panowie ciągnący za sznurki w Prokomie zdają sobie sprawę, że wieloma decyzjami narazili się na krytykę, póki jednak piłka w grze - ruch jest po ich stronie. Ten sezon można jeszcze uratować. Wzmocnić skład, obronić mistrzostwo, a wtedy wiele spraw pójdzie w zapomnienie...
Jaki los czeka mistrzów Polski?
P.s. Trener Andrzej Adamek to mądry szkoleniowiec. Szkoda tylko, że nie dostał szansy od początku sezonu, bo na razie pełni nieco rolę "strażaka".
Piotr Wiśniewski