Odkąd trener Kestutis Kemzura został zwolniony przez włodarzy Asseco Prokomu Gdynia, rola Mateusza Ponitki mocno wzrosła. Za czasów litewskiego szkoleniowca 20-letni rzucający spędzał na parkiecie tylko 15 minut, zaś trener Andrzej Adamek zwiększył obecność koszykarza w grze do prawie 23 minut. Tym samym, wzrosły również statystyki gracza - z 5,5 punktu do 8,1 (średnio 11 w dziewięciu meczach za Adamka) i z 3,3 zbiórki do 3,9 (średnio 4,5).
Meczem w Hali Mistrzów Ponitka potwierdził swoją fantastyczną formę - wychodząc z ławki rezerwowych szybko uwidocznił różnicę między sobą a rok starszym Michałem Sokołowskim i ostatecznie zakończył spotkanie z dorobkiem 16 punktów (6/10 z gry), sześciu zbiórek, siedmiu fauli wymuszonych i trzech przechwytów.
- Bardzo dobrze wpłynął na nas początek spotkania. Szybko wyszliśmy na bezpieczną przewagę i potem mogliśmy tylko spokojnie kontrolować przebieg meczu - mówił po ostatniej syrenie Ponitka, mając na myśli serię 12-0, jaką koszykarze Asseco Prokomu zanotowali w pierwszej kwarcie. - Ja pojawiłem się na placu gry trochę później, ale szybko wszedłem w mecz. Ogółem grało mi się dzisiaj bardzo dobrze i cieszę się, że pomogłem zespołowi.
Anwil przegrał z mistrzem Polski 59:71, czyli różnicą... jaką musiał gonić od samego początku. Innymi słowy, początek starcia okazał się kluczowy dla losów meczu. - Myślę, że byliśmy bardzo zmotywowani przed tym meczem, może nawet bardziej zmotywowani niż Anwil? Nie wiem. Na pewno trener ustawił nas bardzo bojowo, ale też dobrze taktycznie. Nawet jak Anwil zbliżał się na trzy punkty, wiedzieliśmy co mamy robić i potrafiliśmy wrócić na dobre tory - opowiadał Ponitka.