W meczu z Asseco Prokomem Gdynia Seid Hajrić zdobył ledwie sześć punktów w ciągu 24 minut spędzonych na parkiecie. W środę przeciwko Treflowi Sopot otrzymał od trenera Miliji Bogicevicia o pięć minut więcej, więc i dorobek zawodnika był większy - 13 oczek i siedem zbiórek. Problem w tym, że jednocześnie zagrał na zdecydowanie słabszej skuteczności - 6/14 z gry. Anwil natomiast przegrał z Treflem 72:79.
- Przede wszystkim przegraliśmy spotkanie dlatego, że nie zagraliśmy w defensywie tak, jak przyzwyczailiśmy we wcześniejszych meczach. Straciliśmy u siebie w hali prawie 80 punktów, 46 do przerwy, to zdecydowanie za dużo. Sami nie potrafiliśmy przeciwstawić się skutecznym atakiem i stąd taka porażka - tłumaczy Hajrić.
Hajrić zagrał słabiej w ataku, ale również nie popisał się w defensywie, bohaterem całego spotkania został Sime Spralja, środkowy Trefla Sopot, który zdobył aż 24 punkty trafiając jednocześnie cztery trójki.
- Nie wykonaliśmy zaleceń, które zakładali trenerzy. Przed meczem wiedzieliśmy, że Spralja potrafi rzucać z daleka, ale niestety zostawialiśmy go na obwodzie, więc sami prosiliśmy się o te trójki. Można powiedzieć, że Spralja nas załatwił, razem z Filipem Dylewiczem, bo reszta zespołu nie zagrała nic specjalnego - komentował środkowy Anwilu.
Ze względu na porażkę włocławianie nie zagrają w Final Four Pucharu Polski w Koszalinie. Tym samym kolejne spotkanie czeka ich dopiero za 10 dni w... Sopocie z Treflem. Seid Hajrić już teraz zapowiada rewanż. - Mamy sporo czasu, przeanalizujemy nasze błędy i jestem pewien, że w następnym meczu ich nie popełnimy. Trefl już niczym nas nie zaskoczy - dodał środkowy.