Polkowiczanki całkiem dobrze weszły w spotkanie. Dwa szybkie rzuty zza łuku autorstwa Belindy Snell i Agnieszki Majewskiej sprawiły, że zespół wysunął się na prowadzenie i jednocześnie dał sygnał Wiśle, iż absolutnie nie zamierza przegrać na jej terenie. Gospodynie prawdę powiedziawszy mogły spokojnie wyrównać, tyle że Anke De Mondt oraz Justyna Żurowska zepsuły parę prób.
Te wydarzenia mocno napędziły wicemistrzynie kraju. Z biegiem minut nabierały one coraz większego rozpędu i w połowie pierwszej kwarty wygrywały już 14:5. Biała Gwiazda nie potrafiła ich skutecznie powstrzymać, a dodatkowo zbyt przewidywalnie konstruowała ataki. Dopiero dwa trafienia wspominanej Żurowskiej oraz celne "haki" Tiny Charles polepszyły nieco położenie krakowianek. Jednak rezultat i tak pozostawał niekorzystny, więc musiały one zareagować, aby nie pozwolić przeciwniczkom zbytnio odskoczyć.
Wszelkie postanowienia odnośnie poprawy niespecjalnie znajdywały przełożenie w boiskowych poczynaniach. Podopieczne Jacka Winnickiego nadal posiadały inicjatywę, a swoją wyższość udowadniały zwłaszcza przy "strzałach" z dystansu, gdzie wręcz brylowały. Wykazywała się tutaj również Nneka Ogwumike, imponując odważnymi decyzjami.
Problemy "Pomarańczowych" pojawiły się gdy wiślaczki zacieśniły defensywę, efektem czego nie punktowały tak seryjnie jak wcześniej. Owszem, niby wychodziły na pozycje i otrzymywały w tempo podania od Lai Palau, lecz piłka nie wpadała w obręcz. Ekipa spod Wawelu troszkę wówczas skorzystała, zyskując jednocześnie pewność siebie. Niestety dla kibiców zgromadzonych w hali przy Reymonta nie zmieniało to faktu, że długą przerwę w bardziej wesołych humorach spędziły zawodniczki CCC, posiadając siedem "oczek" zaliczki (28:35).
W drugiej połowie miejscowe mimo szczerych chęci wciąż nie dawały rady pójść za ciosem. Srebrne medalistki ekstraklasy zachowywały odpowiednią czujność i odpierały napór oponenta. Poza tym lepiej prezentowały się w ofensywie. Co ważne odznaczały się większą wszechstronnością. Ciężar odpowiedzialności przejmowało kilka dziewczyn, w związku z czym też Wiśle znacznie trudniej przychodziło odpowiednie ustawienie defensywy. Imponowała wymieniana wcześniej Ogwumike do spółki z Sharnee Zoll, która notabene ma za sobą paromiesięczną przerwę spowodowaną kontuzją.
Wśród podopiecznych Jose Ignacio Hernandeza ku zaskoczeniu chwilowo wyróżniła się Dora Horti. Węgierka aktywnie uczestniczyła w akcjach teamu wykańczając niektóre zagrywki. Tradycyjnie średnią zawyżała Charles, ale w ogólnym rozrachunku te poczynania nie wystarczały, by wyjść na czoło. Przed decydującą batalią wynik brzmiał 45:55 i to dolnośląski zespół znajdował się bliżej triumfu.
Jak później pokazała rzeczywistość nie zmarnował on dogodnej okazji, po raz drugi w sezonie zasadniczym pokonując aktualnego czempiona. Podczas czwartej "ćwiartki" systematycznie zwiększał dystans dzielący obie ekipy i zanim wybrzmiała syrena mógł być pewien uzyskania pełnej puli. Koszykarki ze stolicy Małopolski natomiast sprawiały wrażenie bezradnych. Brakowało im pomysłu, polotu i pewnie paru innych detali, które teoretycznie miały zapewnić sukces. Gwóźdź do trumny Białej Gwiazdy przybiła rozgrywająca fantastyczne zawody Ogwumike, bez wątpienia jedna z najlepszych postaci w całej polskiej lidze.
Wisła Can Pack Kraków - CCC Polkowice 61:75 (13:20, 15:15, 17:20, 16:20)
Wisła Can Pack: Tina Charles 30, Dora Horti 9, Erin Phillips 8, Justyna Żurowska 6, Anke DeMondt 5, Katarzyna Krężel 2, Paulina Pawlak 1, Cristina Ouvina 0, Daria Mieloszyńska-Zwolak 0.
CCC: Nneka Ogwumike 29, Agnieszka Majewska 14, Sharnee Zoll 12, Belinda Senll 8, Magdalena Leciejewska 6, Magdalena Skorek 4, Karolina Puss 2, Dorota Mistygacz 0, Laia Palau 0.