Mamy czwartą ligę w Europie - rozmowa z Jarosławem Krysiewiczem, trenerem PKM Dudy PWSZ Leszno

Po sukcesie w zeszłorocznym sezonie w zespole PKM Dudy PWSZ Leszno zaszło wiele zmian. Podopiecznym Jarosława Krysiewicza trudniej będzie załapać się na miejsce tuż za podium: - To musiałby być ogrom szczęścia, żebyśmy znów byli na czwartym miejscu - mówi na niespełna 2 tygodnie przed startem ligi.

Grzegorz Grajdura: Sezon przygotowawczy już w pełni - jest pan zadowolony z pracy swoich podopiecznych?

Jarosław Krysiewicz: Dziewczyny cały czas bardzo ciężko pracowały, ale nadal mamy ogromne problemy z grą zespołową. Chodzi tutaj zarówno grę w ataku, jak i obronę. Zostały nam jeszcze dwa tygodnie do startu ligi i musimy te dwa tygodnie na maksa wykorzystać. Doszło kilka nowych zawodniczek i problemy z komunikacją były nieuniknione.

Jak nowe zawodniczki wkomponowały się w zespół?

- Od strony mentalnej nie było kłopotów, ale tak jak już wspomniałem - one nie są jeszcze nauczone naszej gry, nie czują tego, co chcemy grać. Robimy potworne głupoty na boisku, nie bronimy tak jak powinniśmy. A czas nam ucieka. One muszą uwierzyć w to, że twardą defensywą w tej lidze i to w dodatku polskim składem, można coś osiągnąć.

Czy brakuje panu jeszcze jakiegoś wzmocnienia?

- Szczerze mówiąc zastanawiamy się nad ściągnięciem z Ameryki zawodniczki na pozycję 1-2, ale to jest kwestia dwóch, trzech dni i podejmiemy decyzję.

No właśnie, kibice żartują, że w tym sezonie postawił pan sobie za cel wspieranie polskiej koszykówki poprzez nieangażowanie zagranicznych koszykarek...

- (śmiech) Taka faktycznie była koncepcja, ale jak się okazało, mamy w tej chwili tylko jedną wartościową "jedynkę" - mam tu na myśli Edzię Krysiewicz. Żaneta Durak to naprawdę dobra dziewczyna, ma talent do grania, ale przed nią przynajmniej rok-dwa ciężkich treningów, żeby mogła sprostać zadaniom rozgrywającej w ekstraklasie. Dlatego jeśli przez te dwa-trzy dni przeliczymy nasze finanse i będzie nas stać na poważne wzmocnienie, to Amerykanka pojawi się w naszym zespole.

Skąd w ogóle ten pomysł, by grać tylko polskim składem?

- Już pod koniec ubiegłego sezonu mieliśmy tylko Ryan Coleman, a i nawet kiedy przyszło grać bez niej, dawaliśmy radę. Poza tym nie ukrywam, że to też swego rodzaju ukłon w stronę polskich koszykarek. Tylko jak wspomniałem - one muszą uwierzyć, że polskim składem w polskiej lidze da się coś osiągnąć.

Na przykład ponownie zająć miejsce tuż za podium?

- To musiałby być ogrom szczęścia, żebyśmy znów byli na czwartym miejscu. To bardzo trudne zadanie, więc będziemy się koncentrować na zwycięstwach w każdym kolejnym meczu i liczyć na awans do "ósemki". A wtedy dopiero zobaczymy, co dalej. Inne zespoły tak się powzmacniały, ich budżety poszły tak do góry, że grając polskim składem ciężko coś obiecywać.

Faktycznie, poziom ligi wzrósł znacznie w ostatnich miesiącach...

- Moim zdaniem obecnie jest to czwarta liga w Europie. Wiadomo, że takie ligi jak rosyjska, hiszpańska czy francuska jeszcze nas przewyższają. Ale kluby coraz częściej sięgają po zawodniczki z najwyższej półki, a czasy gdy na koszykarki z WNBA stać było tylko Lotos i Wisłę, już minęły. Tak więc liga zapowiada się bardzo interesująco.

Niedawny sukces reprezentacji wpłynie na popularność żeńskiej koszykówki w naszym kraju?

- Ja bym bardzo chciał, bo będziemy teraz brać udział w dwóch mistrzostwach Europy pod rząd - przyszłorocznych na Łotwie i za trzy lata w Polsce. To czas dla ludzi, którzy zajmują się promocją koszykówki przy PZKosz, żeby to wykorzystać. Mało mamy reprezentacji narodowych, które regularnie występują w mistrzostwach Europy. Dlatego trzeba ten moment wykorzystać i podnieść nasz poziom jeszcze wyżej.

Czy tegoroczne zgrupowania i pojedynki kadry nie przeszkodziły panu w przygotowaniach? Edyta Krysiewicz trenuje z zespołem dopiero od kilku dni...

- Reprezentacja to cel nadrzędny i marzenie każdej zawodniczki. Po sezonie aż trzy moje koszykarki dostały powołanie, bo oprócz Edzi jeszcze Martyna Koc i Daria Mieloszyńska. Kasi Krężel nie liczę, bo wtedy jej jeszcze u nas nie było. I nie było żadnego kombinowania - gra w reprezentacji to uwieńczenie ciężkich treningów klubowych i lat pracy. Zawsze tak do tego podchodziłem i wiem, że dziewczyny mają takie samo zdanie. Owszem, jest to problem dla klubów, gdy tracą czołowe zawodniczki w kluczowym momencie przygotowań, ale są rzeczy ważne i ważniejsze.

Czy liderka pana zespołu narzeka na zmęczenie?

- Edzia ma nadal lekko przeciążone kolano i cały czas stara się oszczędzać tę nogę. Natomiast reprezentacja ma zupełnie inny tok przygotowań niż kluby i trzeba się liczyć z tym, że te zawodniczki są przygotowane na miesiąc grania. Potem trzeba tak wszystko zaplanować, by w tak krótkim okresie przygotować je do znacznie dłuższego sezonu. Dla trenerów to nie lada problem.

Jakie są więc plany przygotowań na najbliższe dni?

- W weekend jedziemy na turniej do Jeleniej Góry. Prosto stamtąd udajemy się na krótkie, pięciodniowe zgrupowanie w Brzegu Dolnym, gdzie rozegramy jeszcze jedno spotkanie sparingowe z jednym z pierwszoligowych zespołów. W piątek wracamy do Leszna, a w niedzielę gramy z Pabianicami pierwszy mecz na rozpoczęcie ligi.

Cel na ten sezon to awans do play-off?

- Podobnie jak w zeszłym roku, tak i w tym nie stawiamy sobie żadnych celów poza zwycięstwami w każdym kolejnym meczu. W poprzednim sezonie wyszło super, poczekajmy więc co przyniesie ten rok.

Komentarze (0)