Gdy zdobywał swoje pierwsze punkty w meczu, Anwil Włocławek jeszcze przegrywał ze Stelmetem Zielona Góra. Gdy już po pierwszej kwarcie miał na swoim koncie 11 oczek, jego zespół przejmował kontrolę nad wydarzeniami na parkiecie, a gdy po raz ostatni dziurawił kosz rywali w środowy wieczór, "Rottweilery" mogły być już spokojne, że dwa punkty pojadą do Włocławka.
- To, jak zagraliśmy w obronie, zasługuje na słowa najwyższego uznania. Myślę, że możemy być bardzo zadowoleni z tego meczu. Bardzo dobrze wychodziła nam kontynuacja poszczególnych akcji, była płynność w naszej grze, zdominowanie tablic, szybki atak, mało strat. Bardzo cieszę się, że byliśmy tak skuteczni - opowiada skrzydłowy Anwilu.
Zielonogórzanie mieli tego wieczora wielkie problemy z defensywą włocławian - po 20 minutach na ich koncie było tylko 26 punktów. Dodatkowo, nie trafiali nawet wtedy, gdy mieli otwarte pozycje. Pierwszą celną trójkę w 32. minucie meczu rzucił Marcin Sroka, lecz chwilę wcześniej Anwil prowadził już 80:46!
[i]
- Po meczu słyszałem, że to bardziej Stelmet przegrał, niż my wygraliśmy. Nie dbam o to, jak ktoś to postrzega. Gracze Stelmetu założyli swoje koszulki i wyszli naprzeciw nam. A my nie daliśmy im szans. Tyle w temacie[/i] - tłumaczy Boykin.
Na parkiecie włocławianie wyglądali całkowicie inaczej niż zielonogórzanie. Ich grę cechowała pewność siebie oraz wielka konsekwencja. - Kiedy widziałem, że ten mecz jest nasz? Już w szatni przed meczem - zaskakuje Amerykanin, dodając - Wszyscy w szatni czuliśmy się bardzo pewnie. Nie było ani chwili zwątpienia, co myślę było widać w naszej grze. A w trakcie meczu? Gdy nasza przewaga rosła i rosła, wiedziałem, że nie ma możliwości by oni zabrali nam tą wygraną.
- To jest jak test. Jeśli uczysz się, poświęcasz kilka dni, to jesteś dobrze przygotowany teoretycznie, ale również mentalnie. Nie boisz się, że coś cię zaskoczy, nie boisz się, że stanie się coś nieprzewidywalnego. Tak było w środę - kończy Boykin.