Uwiarygodnić się wobec kibiców - I część rozmowy z Andrzejem Dolnym, prezesem Trefla Sopot
Czyli koszykówka nie jest dla pana nowością? Przed objęciem rządów zdawał pan sobie sprawę z tego, jakie są realia polskiej ligi?
- Jestem człowiekiem bardziej z kręgów biznesu niż sportu. Koszykówką interesowałem się, jako kibic. Bywałem na meczach Trefla Sopot w Ergo Arenie, a wcześniej od 2003 na meczach Prokomu Trefla. Mam dużą pokorę, co do oceny moich kompetencji w sferze czysto sportowej, ale szybko się uczę.
Trudno jest pełnić rolę prezesa klubu koszykarskiego?
- To jest fantastyczna przygoda, jeśli ktoś kocha sport. Można połączyć przyjemne z pożytecznym - czyli pracę zawodową i swoją pasję. To jest fantastyczne połączenie. To jest zajęcie, które pochłania mnóstwo mojego czasu, ale daje mi też dużo satysfakcji, szczególnie w tych momentach, kiedy po zakończonym, zwycięskim meczu mogę przybić sobie z chłopakami z drużyny "piątkę".
Co może pan powiedzieć o swoich dokonaniach po tych miesiącach pracy w Treflu Sopot?
- Ocenę swoich działań pozostawiam Radzie Nadzorczej. To w jej kompetencjach jest ocena działań obecnego zarządu. Nie możemy zapominać także o kibicach, którzy są zadowoleni albo niezadowoleni z wyników, które osiąga drużyna. Działania na których się koncentruję to czynności mało spektakularne. Są związane z funkcjonowaniem organizacji. Jest oczywiste, że nie mówi się o nich sferze publicznej. Mogę ujawnić, że bardzo dużą cześć mojej pracy pochłania praca nad nowym budżetem i to nie tylko w perspektywie jednego sezonu. Wiadomo, że tylko wynik sportowy będzie bronił zarząd Trefla Sopot, w tym mojej osoby.- To było dla mnie oczywiste, że musimy organizować cykliczne spotkania zarządu i sztabu trenerskiego, gdzie omawiamy wszystkie bieżące sprawy związane z funkcjonowaniem klubu oraz drużyny. Płaszczyzna sportowa, organizacyjna, analiza poprzedniego spotkania, przygotowanie do następnego meczu to tematy, które są podejmowane na tych spotkaniach. Organizujemy te meetingi z dwóch powodów. Po pierwsze, żebyśmy wszyscy jako zespół mieli jedna, spójną informację o sytuacji w klubie. Drugim powodem jest to, a żebyśmy wszyscy znali i identyfikowali się z linią sportową klubu.
Kazimierz Wierzbicki udzielał jakiś wskazówek?
- Z panem Kazimierzem Wierzbickim jestem w kontakcie parę razy dziennie - współpracujemy operacyjnie. Te nasze relacje są bardzo bogate, bo one dotyczą nie tylko działalności w klubie sportowym, ale też spraw biznesowych, które realizujemy w Grupie Trefl. Cały czas wspólnie oceniamy i analizujemy sytuację, jaka panuje w klubie.
Czyli osoba pana Wierzbickiego nadal ma duży wpływ na ruchy, jakie dzieją się w Treflu Sopot?
- Nie wyobrażam sobie w sytuacji, żeby główny akcjonariusz (za pośrednictwem Trefl SA) klubu nie miał wpływu na strategiczne cele klubu. To jest dla mnie oczywiste.
Są jednak takie kluby, w których właściciele stoją obok i przyglądają się sytuacji, jaka jest w klubie i dopiero po sezonie rozliczają z wyników.
- Są bardzo różne modele funkcjonowania klubów sportowych. Dużo też zależy od skali działania klubu jak i rozproszenia akcjonariatu. Sukces klubu sportowego warunkowany jest posiadaniem kompetencji sportowych jaki biznesowych. Nie skorzystanie z rad, sugestii pana Wierzbickiego byłoby "strzałem samobójczym".