Milija Bogicević: Chcą zrzucić na nas presję

Dokładnie z taką energią, jakiej oczekiwał trener Milija Bogicević zagrali jego koszykarze w trzecim meczu półfinału. Dla Serba to jednak PGE Turów Zgorzelec jest nadal faworytem serii.

Po trzecim meczu półfinału, wygranym przez Anwil Włocławek 75:63, trener PGE Turowa Zgorzelec Miodrag Rajković powiedział, że obecnie to koszykarze z Kujaw są faworytem rywalizacji. Stwierdzenie to było co najmniej dziwne, gdyż bliżej gry w finale play-off nadal są zgorzelczanie, którzy prowadzą 2-1. 

Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.

Wypowiedź Rajkovicia nie dziwi jednak opiekuna Anwilu, Miliji Bogicevicia. - To zwykła gierka psychologiczna. Trener PGE Turowa powiedział tak, bo chce przerzucić na nas ciężar ewentualnej presji, która zawsze ciąży faworytowi. Wszyscy wiedzą jednak, że to Turów jest głównym kandydatem do gry w finale i to od nich oczekuje się zwycięstwa - tłumaczy trener włocławian.

Oczywiste jest, że zespół Bogicevicia nie był w tej serii faworytem ekspertów. Tym bardziej, gdy stało się jasne, że po serii kontuzji rotacja polskich koszykarzy w Anwilu została zminimalizowana do trzech postaci: Seida Hajricia, Michała Sokołowskiego i Mateusza Bartosza. W czwartek nie było jednak widać w grze Anwilu żadnych mankamentów ani braków spowodowanych urazami kluczowych graczy.

- Ci, którzy teraz otrzymują swoją szansę nie są przecież jakimiś głębokimi rezerwami, a każdy z zawodników ma papiery na grę w koszykówkę. W poprzednich meczach brakowało nam skutecznej postawy Seida Hajricia, a meczem numer trzy pokazał jak ważnym jest graczem. Również Michał Sokołowski dał nam dużą energię, a Mateusz Bartosz bardzo dobrze atakował tablicę, realizując swoją rolę w zespole. Dodam jeszcze, że on już w tym sezonie grał jako czwórka, jako piątka, a w tym meczu spędził kilka minut na parkiecie również jako trójka - komplementuje swoich koszykarzy Bogicević.

Trener Anwilu nie może liczyć na grę Krzysztofa Szubargi, ale w Hali Mistrzów ze świetnej strony pokazał się Arvydas Eitutavicius, który rzucił 17 oczek. - Zawsze mówiłem, że uraz Arvydasa przed kilkoma miesiąca bardzo mocno zaburzył naszą rotację. Jakim jest zawodnikiem, właśnie pokazał. Umie rzucić, umie kreować grę, pociągnąć zespół, a także uspokoić w trudnym momencie - opowiada Serb.

Spotkanie numer cztery odbędzie się w sobotę. Trener Bogicević liczy, że i tym razem jego zawodnicy zagrają skutecznie oraz z wielką energią. - Męczymy ich naszym zaangażowaniem, naszą nieustępliwością i energią, którą mamy, już trzeci mecz. Widzę, że to się sprawdza, bo mają problem z powrotem do obrony, ale pytanie brzmi czy damy radę fizycznie to wytrzymywać. Ja jestem pełen optymizmu - kończy szkoleniowiec Anwilu.

Źródło artykułu: