Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XI
69 punktów, 18 zbiórek, 6 asyst i 4 przechwyty - to dorobek Michaela Jordana w meczu pomiędzy Chicago Bulls a Cleveland Cavaliers, który miał miejsce 28 marca 1990 roku w stanie Ohio.
- To był zdecydowanie najlepszy mecz w mojej karierze. Dodatkowo budujące jest to, że wygraliśmy tamto spotkanie - "MJ" komentuje swój występ w hali Richfield Coliseum. - Już wcześniej zdarzyło mi się osiągnąć podobny wynik, lecz wtedy schodziliśmy z parkietu pokonani - nawiązuje do słynnej potyczki z Boston Celtics w 1986 roku, kiedy to uzbierał 63 punkty. Doskonała dyspozycja "Jego Powietrzności" pozwoliła podopiecznym Phila Jacksona odnieść siódme wyjazdowe zwycięstwo z rzędu i zakwalifikować się do play-off's. Byki legitymowały się wspaniałym bilansem 46-23. Wreszcie stanowiły zgraną paczkę i nie były ekipą, w której całą robotę wykonywał Mike, a reszta tylko statystowała, ewentualnie rokując nadzieje na przyszłość. Warto zauważyć, iż cała pierwsza piątka teamu z "Wietrznego Miasta" zakończyła sezon zasadniczy z dwucyfrową średnią punkową.
Wieczór w Richfield Coliseum okazał się dla Michaela Jordana jednym z takich, podczas których wszystko się udaje. Jego wynik punktowy do dnia dzisiejszego zdołało poprawić jedynie dwóch zawodników - David Robinson w roku 1994 oraz Kobe Bryant dwanaście lat później. To jednak występ "Jego Powietrzności" jest do dnia dzisiejszego najchętniej wspominany z uwagi na wykonaną przez lidera Bulls liczbę zbiórek, asyst oraz przechwytów.
- Nie kupujcie produktów Nike i nie noście ich - nawoływał w 1990 roku Tyrone Crider, dyrektor wykonawczy Operation PUSH - założonej niemal dwie dekady wcześniej przez Jessy Jacksona organizacji walczącej o przestrzeganie praw człowieka. Oficjalnym powodem nakłaniania ludzi do bojkotu amerykańskiego producenta było niesprawiedliwe traktowanie przez niego społeczności afroamerykańskiej, czyli głównego nabywcy produktów Nike w USA. Organizacja miała za złe korporacji, że żadnego z najważniejszych stanowisk nie pełniła w niej osoba czarnoskóra, że ani jeden firmowy dolar nie był zdeponowany na koncie w banku należącym do Afroamerykanina, a także żadna kampania reklamowa nie została zlecona agencji reklamowej prowadzonej przez czarnoskórych. - Mamy prawo być oburzeni i nie zamierzamy dłużej siedzieć cicho. Wydawane przez nas pieniądze chcielibyśmy utrzymać w nasze społeczności - mówił Crider. Nike szybko odniosło się do zarzutów Operation PUSH, przechodząc do ataku i zarzucając organizacji czerpanie zysków z reklamowania w swoim magazynie jednego z największych konkurentów giganta z Portland - firmy Reebok. Ponadto producent ze stanu Oregon wydał oświadczenie, w którym nie omieszkał poinformować, że pieniądze wydawane przez czarnoskórych wcale nie wypływają w całości poza ich społeczność, skoro lwia część kwot przeznaczanych przez Nike na działalność charytatywną ofiarowana jest właśnie na wsparcie dla Afroamerykanów.